Informacje zebrane na tej stronie podawane są jedynie na zasadzie wysokiego prawdopodobieństwa (można je utożsamiać z uzasadnionym podejrzeniem).
PRZYKŁADY DOBORU OSOBY DO ZŁEJ SPRAWY PO NAZWISKU (CO WSKAZUJE NA ZWIĄZEK Z WATYKANEM, KTÓRY JAKO PIERWSZY TO WPROWADZIŁ, I CAŁĄ TĄ Z NIMI POWIĄZANĄ MAFIĄ),
A TAKŻE WYBIERANIA PASUJĄCEJ NAZWY, NP. MIEJSCOWOŚCI - NA ZASADZIE "NOMEN OMEN" (W NAZWIE TKWI ZNAK).
Kryje się za tym, zwłaszcza za doborem po nazwisku, m. in. taka oto paradoksalna myśl: "łatwo o chętnego", "pierwszy lepszy (pierwszy z brzegu) się zgadza".
Potencjalna geneza tej idei: "za nazwisko" ≈ "po pochodzeniu" ≈ "za przodków i wychowawców" (kojarzy się to ze sprawą determinizmu i potępiania ludzi przez Boga).
Więc patrzmy na nazwisko, niosące w sobie informację o czyichh (przesądzających sprawę) przodkach, gdy chcemy kogoś dobrać do piekła...
Jest to dodatkowo o tyle bardzo nietypowe - i o tyle nieprawdopodobne jest, by przywódcy polityczni (będący na górze tylko przez
swoją kadencję i na określony czas) sami na to wpadli - że jest to rodzaj przyznawania się do zła. Nie sam ten człowiek (np. zabójca) wymyślił swoje zadanie, nie on je wybrał, lecz
został wybrany odgórnie, przez władze (bo któż ma dostęp do zbiorów danych osobowych?...). A zatem występuje tu świadczenie przeciwko sobie, choć bardzo po cichu, szeptem, na ucho -
trzeba się dopiero natrudzić, by takie świadectwa pozbierać i nagłośnić, ale same w sobie są one dosyć przekonujące (zwłaszcza we wczesnej fazie, gdy ten sposób
doboru był jeszcze znany właściwie wyłącznie Kościołowi: skąd np. władze planując zabójstwo Popiełuszki mogłyby wiedzieć, że to stał się w Watykanie standard i
reguła?! byłaby to niespotykana hiperpodejrzliwość). Żaden racjonalnie kalkulujący polityk tak by nie zrobił sam z siebie - to zasługa Watykanu, któremu przystoi tak robić przez sentyment do religii
("trzeba być szczerym") i po to, by odstraszać zbyt dociekliwych (np. prokuratorów, dziennikarzy) od tematów, w których jest jego wina, bo atakować Watykanu im być może nie wolno lub nie chcą.
A zatem proszę o uwagę (niekiedy ma to znaczenie) - w to wszystko, co poniżej, w te osoby i tematy, był chyba niedobrze zamieszany papież/Watykan i Kościół.
------------------------------------------------------------------------------------------
- [320] PAPPUS z Aleksandrii – jeden z ostatnich wielkich matematyków greckich starożytności. Prawdopodobnie Konstantyn Wielki lub papież poinformowali go o szczegółach związanych z "obliczeniem daty ukrzyżowania Chrystusa", z uwagi więc na trafne imię oraz wmieszanie w sprawę spisków religijnych czy też odnośne teorie dopisuję go na tę listę. Był poinformowany, bo wspomniał w swej książce o tym, że obserwował zaćmienie w Tybi w roku 1068 po Nabonassar, co odpowiada dacie 18.10.320, a tymczasem data kalendarzowa 18.10 jest tutaj kluczowa. Dodatkowo wynika stąd, że już za jego czasów był znany temat przyszłej śmierci Izydora z Sewilli w roku 636, była ona zarezerwowana i już wtedy policzona, skoro odwołuje się on do rządów króla babilońskiego Nabu-nasir, które zaczęły się w 747 p.n.e. Jest to trywialnie przekształcona liczba 636, co pokazuje, że to nie przypadek, tylko był on wtajemniczony. Wcześniejszy ślad takiego wtajemniczenia (w księgi sybillińskie wcale nie spalone, bo cesarze mieli swój odpis, oraz w dokument Nerona jako wg tej wersji cesarza zamieszanego w pierwsze 3 ewangelie) to dodatkowo jeszcze książka Almagest autorstwa Klaudiusza Ptolemeusza (lata życia: ok. 100-170), gdzie stwierdza on niemalże ściśle trafiając aluzją w cały ten temat, że od rządów Nabu-nasira zaczęła się rzekomo w Babilonie nowa era, rozpoczynająca się w 747 p.n.e., gdy tymczasem nie ma żadnych dowodów istnienia tej ery sprzed epoki hellenistycznej (zaczynającej się w 323 r. p.n.e., aczkolwiek źródła są pewnie jeszcze trochę nowsze). A zatem zapewne troszkę nakłamali. Klaudiusz Ptolemeusz mianowicie podał, że sporządzono całą listę zaćmień (różnych zjawisk niebieskich) zaczynającą się od 747 p.n.e. Jest to zapewne jakiś eufemizm, lista ta powstała zapewne wcześniej, jeszcze przed okolicami roku założenia Rzymu, zapewne przynajmniej 100-200 lat wcześniej z uwagi na to, że skrajnie nieprawdopodobne jest trafienie z pojawiającym się pomysłem i jego realizacją w postaci obliczeń dokładnie w czas, w którym najsensowniej jest założyć miasto (wg możliwych do obmyślenia memów): raczej przeciwnie, musi tu być czy powinien być odstęp czasowy, jakiś bufor podyktowany tym, że w życiu nic nie zdarza się tak idealnie trafnie, że trafia się niemal ściśle w ten moment. Tym niemniej naświetla to spodziewany warsztat pracy zapewne Egipcjan wg tej wersji (wersji o spisku założycielskim chrześcijaństwa) oraz pomysł najwyraźniej już z ksiąg Sybilli, ten o nomen omen Izydorze z Sewilli, może też zaakcentowany przez Nerona w ww. tajnym dokumencie.
- [476] ROMULUS "AUGUSTULUS" FLAVIUS – ostatni faktycznie sprawujący władzę cesarz zachodniorzymski. Bardzo ładny starożytny przykład nomen omenu, wskazujący też na spisek o charakterze religijnym, bo to w takich stosowano tę metodę nazewnictwa. Wygląda to bowiem jak jakieś zaplanowane samobójstwo (a są i dodatkowe tego potwierdzenia, dostrzegam przynajmniej ze 3 — w dodatku z wyraźnym wskazaniem na na pewno religię chrześcijańską oraz spiski numerologiczne jako inspirację tej decyzji o "samobójstwie" — w co nie chcę już tu wnikać, bo trzeba by się zagłębiać w starożytne memy "protochrześcijańskie" itd.). Dlaczego pierwszy półlegendarny król Rzymu nazywał się po prostu Romulus, jak gdyby nie miał żadnego nazwiska, po czym wszyscy już je mieli? Sensowna odpowiedź wydaje się tylko jedna: bo go nie miał (bo urodził się jako niewolnik), tutaj zaś jak gdyby potwierdza się tę ścieżkę myślenia, jako że słowo "Augustulus" (dosł.: "auguścik", "dostojniutki") kojarzy się z kimś dostojnym; klamra historyczna jest tu taka: "zaczęło się od jakiegoś z gminu pochodzącego Romulusa, pewnie niewolnika, kończy się też na Romulusie, ale chociaż wolnym i bardzo dostojnym człowieku". Wskazuje to zatem na poprawność czy wręcz słuszność hipotezy (opartej na znanej legendzie o 2 braciach), że początki Rzymu wiązały się z powstaniem niewolników Latynów przeciwko Etruskom i ze związanym z nim może ludobójstwem (wbrew uproszczonej, a przepojonej baśniowymi tematami, np. o niepokalanym poczęciu u dziewiczej kapłanki, teorii o po prostu przybyciu 2 wolnych niemowlaków z Alba Longa). Romulus było to w rzeczywistości jego tylko 2. imię (może dlatego, że przyszłość, jak wiadomo, nigdy nie jest do końca pewna), zaś Augustulus mu przypisano, gdyż miał tylko August, tym niemniej rok 476 wygląda na potajemnie zaplanowany już od dłuższego czasu — na kilka sposobów jest wyjątkowo trafnie i estetycznie pod względem liczb dobrany, co uprawdopodabnia, że plan istniał już od ponad 100 lat, może w ogóle od czasów Konstantyna Wielkiego i edyktu mediolańskiego. Później też Bizancjum spektakularnie skończyło zapewne samobójczo, we współpracy z Turkami (u których później na dworze znalazło się miejsce dla rodziny cesarskiej, po przejściu na islam), w roku 14-53 kojarzącym się z założeniem Rzymu w 7-53 p.n.e. (tyle, że tu już chodziło o "drugi Rzym", więc początkową tu liczbę 7 wzięto w dwukrotności). W każdym razie rządził wtedy odpowiedni cesarz pasujący (jak gdyby dobrany) do takiego końca, patrz tekst pod końcową poziomą kreską za końcem niniejszej listy, choć oczywiście oficjalnie starano się uniknąć tego końca za jego rządów, podobnie jak i "pierwszy Rzym" oficjalnie to został pokonany, a nie sam chciał swej śmierci (jak teraz można odczytać, że w rzeczywistości było). Kolejnym punktem nomen omenu jest to, że drugie imię (czy nazwisko) cesarza to Flawiusz, co budzi skojarzenia z autorem Historii żydowskiej. Tymczasem zaś najprawdopodobniej rzeczywiście Rzymianie mieli swój ważny udział w kształtowaniu się historii narodu żydowskiego z uwagi na to, że to najwyraźniej pod ich wpływem zakończyła się niewola babilońska (wniosek z nru roku i zastosowanych bardzo dobrze wybranych przekształceń prowadzących od 753 do tego nru).
- [554] IZYDOR z Sewilli – personalia brzmią jak słowa "egipski bożek z Sybilli" (Izyda — bogini płodności, a zatem kojarzy się z tym, jakich się ma potomków). Wydaje się, że inspiracja szła tutaj od papieża i wiązała się ściśle z tajnikami sybillińskimi dot. powstania chrześcijaństwa bodajże przez Konstantyna Wielkiego papieżom fizycznie przekazanymi. Zmarł w bardzo charakterystycznej dacie i okolicznościach, co jest wskazówką, że to najprawdopodobniej samobójstwo. To jedno z takich 3 planowanych samobójstw: kolejno w 1/3, 2/3 i po upływie 2000 lat, co przekłada się na odpowiednio lata po 600 (636 — śmierć Izydora z Sewilli), po 1300 (1313 — śmierć Klemensa V), 2005 (śmierć Jana Pawła II w realizacji elementu 13-11-9 z memu kolejnych liczb nieparzystych), z których wszystkie były najprawdopodobniej samobójstwami kapłańskimi i służyły wyraźnemu utrwaleniu tego, że istnieją i są już (czy "są nadal") znane ww. tajne księgi dostarczone papieżom bodajże przy okazji soboru w Nicei (bo to taki nomen omen, a ponadto sugerowano, że to cesarz Konstantyn go przekazał, patrz fragment na końcu niniejszej strony www pod poziomą kreską). "wyliczenia daty śmierci Chrystusa", zaś rok 636 to rok pozwalający na urządzenie mej babci 1375-ej rocznicy śmierci tego świętego, jeśli by faktycznie żyła na ciągu cyfr od 1 do 6, niemalejących i nieprzeskakujących (co rzeczywiście zrealizowano, za sprawą śledzenia jej rodziców z użyciem przekazu podprogowego, gdyż inaczej nie miałaby zarazem jeszcze trafnego nazwiska rodowego: ma mianowicie lata 11 i 23 jako lata śmierci i narodzin, dni-miesiące 5-6 i 4-4 dla śmierci i narodzin, czyli razem 11234456; w dacie 4.4.2011 istotnie przypadła 1375-ta rocznica śmierci "świętego" Izydora z Sewilli). . Widocznie istniał dokument, jakiś sprzed np. 1500 lat, tym razem od papieża), rok 636 jest bardzo szczególny, bo to liczba 292 (dzień przestępny i liczba istotna przy "ustalaniu" daty Chrystusa) przekształcona na estetycznej i prostej zasadzie matematycznej "razy 3, podzielić przez 3, razy 3", co dodatkowo wskazuje na genezę tej sprawy. Skoro dzięki tej śmierci wszystko tak idealnie pasuje, że jest rozumowo dopracowane w wielu kluczowych sprawach i odzwierciedla tego typu bardzo precyzyjne rozumowe plany, to jest skrajnie nieprawdopodobne, że człowiek ten zginął w dacie tej z przyczyn przypadkowych, z winy natury. Najprawdopodobniej więc było to samobójstwo, wcześniej zaś wciągnięto go w temat ksiąg sybillińskich. Podany tu rok 554 pochodzi stąd, że to wtedy podobno ojciec tego "świętego" uciekł do Sewilli, co mu zapewne doradziło duchowieństwo, podobnie jak imię dla syna (też byłby to w ogólności skrajnie nieprawdopodobny zbieg okoliczności).
Można tu dodać, że zakamuflowanym samobójstwem we wczesnośredniowiecznych czasach I tysiąclecia (jak właściwie wszyscy, o których są dane, co policzyłem) zmarł też po nim papież Jan VII, a przed nim prawdopodobnie św. Remigiusz, chrzciciel Franków (w tym przypadku w dacie śmierci liczba 131 znana za sprawą bodajże Nerona jako mem sfałszowanych ewangelii i wykorzystywana w steganografii kalendarium już od czasów cesarstwa, p. np. syn Hadriana Lucius Aelius w roku mogącym symbolizować stosunek dat charakterystycznych do kluczowych zaćmień; analogicznie też, w nawiązaniu do odnośnych związanych z 1-3-1 sekretów Biblii, papież Eugeniusz IV w roku 1435 też w dacie 13.1 sporządził bullę o znamiennej kojarzącej się z sekretami nazwie Sicut Dudum; patrz też śmierć Bassville'a "zlinczowanego przez tłum rzymski"). Kolejny przykład charakterystycznego samobójstwa to, w roku przekształconym na zasadzie -1 0 -1 (sekwencja dotycząca występowania zaćmień w odpowiednich okrągłych latach w datach charakterystycznych), czyli 535 (zamiast 636 Izydora), śmierć ekumenicznego patriarchy Konstantynopola Epifaniusza (5 czerwca, czyli przyszłe urodziny mej babci) oraz, równo 4 tygodnie wcześniej, śmierć papieża Jana II. Te "równo 4 tygodnie" przed znaną z Sybilli datą to na pewno nie przypadek, a może dodatkowo jakieś poszlaki by się znalazły, gdyby spojrzeć na lekcjonarz, jeśli wtedy coś takiego już było. (Czasy wielkiej walki z resztkami pogaństwa, palenia ksiąg, aresztowania nauczycieli starej religii itd.) Jak więc widać była nawet wcześniej jeszcze zapowiedź Izydora z Sewilli. Nowożytnym natomiast przypomnieniem tej sprawy, w związku ze zbliżającymi się narodzinami mej babci, była kariera tancerki Izadory Duncan (równolegle też lansowano tancerza Niżyńskiego).
Na koniec dodam, że data śmierci przyszłego Izydora z Sewilli 4.4 prawdopodobnie inspirowała to, że mimo dotychczasowej hegemonii imperium Achamenidów Egiptowi udało się właśnie w r. 404 (jak 4-4) odzyskać niepodległość. Było to za czasów władcy o charakterystycznym imieniu Nektanebo II ("źródło nieśmiertelności – niebo; "nektar" to słowo pochodzenia greckiego). Dzięki m. in. rzekomo jakiejś zarazie, tj. najprawdopodobniej: sprawom religijnym, Nektanebo II udało się uniknąć podbicia przez Persję i doprowadzić do utraty przez nią Fenicji i Cypru i ich sprzymierzenia się z Egiptem, jednakże – co znamienne (w myśl memów) – "stracił wszystko w bitwie pod Peluzjum" (PL, kojarzy się z Peliasem z mitu o Jazonie i wyprawie argonautów po złote runo), która odbyła się w roku memetyczne kojarzącym się 343 p.n.e. (jak data ukrzyżowania 3-4-33). Wcześniej imiona władców podobnie oparte o człon "nebu" czy "nabu" (w tym imię ważnego bożka, patrona czytania, nauki, mądrości i skrybów) były masowo stosowane w Babilonie od jakiegoś przynajmniej IX w. p.n.e. Być może ma to jakiś związek z masowym stosowaniem już wtedy(?) "bo" jako spójnika w dzisiejszym sensie wśród plemion polskich (prawdopodobnie m. in. znanych jako niewolnicy w Grecji mykeńskiej, w każdym razie wiązano też sprawę Polski z Grecją zapewne m. in. z uwagi na odległości geograficzne), co dosyć odpowiada starości spisku na ich temat (najpóźniej VII-VI w. p.n.e. włącznie z nazwą Polonia), aczkolwiek może być i tak, że spójnik ten wepchnięto do języka już później (jakkolwiek preferuję wersję, że spójnika raczej by się nie dało, już prędzej dałoby się słowo "baba" czy "babcia", na tle tajnych spisków politycznych i religijnych, aczkolwiek tu raczej po prostu przytrafiło się i zwróciło uwagę na te tereny to, że wszystkie plemiona/kraje słowiańskie miały podobne słowo do Babilon; skoro "babcia" brzmi jak Babilon, to to tutaj będzie ktoś do pary z Izydorem z Sewilli, kto rozkoduje temat.
- [610] HERAKLIUSZ – cesarz w roku 610. Wtedy też, w tym dokładnie roku, podobno zaczęły się objawienia Mahometa, o czym jednakże oczywiście Rzym sam z siebie nie mógłby wiedzieć, gdyby ich nie sprowokował. Nazwisko nawiązuje do Konstantyna Wielkiego kojarzonego z początkami państwowego chrześcijaństwa; o ile constans oznacza coś stałego, to z kolei Heraklit kojarzy się z tym, że "wszystko płynie", czyli z przeciwieństwem jakiejkolwiek stałości, toteż nazwisko cesarza pasuje na początek państwowej religii innej niż chrześcijaństwo. Wtajemniczony zapewne w sprawy niewiary. Hidżra Mahometa - dzień przed datą charakterystyczną II (25.9), w roku odzwierciedlającym datę charakterystyczną III (6.11), tyle, że +1 +1 — zgodnie ze stosowanymi na tej liście (czy raczej w grafie zamkniętym, "cyklu") dat charakterystycznych przekształceniami nad każdą ze strzałek, aczkolwiek tutaj w innym znaczeniu, bo nie prowadzi to do 6.13 (a raczej już 13.6: dla estetyki przyjmijmy, że przekształcenie +1 +1 jest pod koniec strzałki), tylko 622. Znany z tego, że najpierw zawarł tajny sojusz z Żydami, po czym kazał mordować każdego napotkanego Żyda. Jest to jakieś zapewne nawiązanie do właściwych starożytnemu Rzymowi stosowanych niekiedy na wojnach ludobójstw (co ładnie współgrało z tematem planowanej przez nich podobno potajemnie religii, tak, iż tym łatwiej się tego wypierać i ogólnie tym łatwiej prezentować teorię spisku patrycjatu rzymskiego co do "religii wykluczonych, słabych i przegranych" jako niewiarygodną). Do dokonań tego cesarza na polu religii (tj. spowodowania "rozłamu w chrześcijaństwie" czy raczej przyzwolenia na "odstępstwo od jedności") nawiązywał też zapewne jego monoteletyzm – analogicznie np. za czasów spiskowo skalkulowanego upadku Rzymu na Zachodzie, a w zasadzie już na kilkadziesiąt lat przed nim, zaczęła się kontrowersja w sprawie monofizytyzmu (podobne pojęcie i podobny spór), teorii też jak gdyby z góry predestynowanej do przegranej, a wysuwanej jedynie po to, by można się było z nią nie zgadzać i by ostatecznie spektakularnie przegrała pozostawiając ślad pewnego spisku. Można tu teraz jeszcze dodać, że hidżra Mahometa przypadła nie tylko na odpowiedni (sybilliński) dzień, ale też na odpowiedni rok -- jest to rok 622 n.e. taki, jak 622 p.n.e.: rok reformy króla Judy Jozjasza datowanej na 622 p.n.e. i opisanej w rozdziale 23 księgi biblijnej 2 Krl. Podobno pod tę reformę tworzono Księgę Powtórzonego Prawa oraz dla uzasadnienia centralizacji państwa i zaprowadzenia wyłącznego kultu jerozolimskiego boga Jahwe (Wilhelm M. Leberecht de Wette – zapewne "natchniony" przez grupę watykańską, bo nazwisko to nomen omen), co już najwyraźniej zauważyli też cesarze starożytni i wczesnośredniowieczni. Pochodzenie i czas powstania ksiąg biblijnych jest to bowiem problem, który zaraz przychodzi na myśl, gdy się uwzględni treść ksiąg Sybilli i to, jak bardzo do różnych liczb są tam przypisane konkretne idee (wszystko trafnie-estetycznie wyliczone). Herakliusz zapewne dał Mahometowi czy też jego rodzinie także i tę wytyczną, by uznając generalnie tradycję (co uprawdopodobniłem już wyżej) odrzucili wiarę w śmierć Chrystusa na krzyżu, gdyż jest to skalkulowane pod powiązanie daty śmierci Jana Pawła II z moją datą urodzin 25.9. Dzięki temu jego 2.4 rozumiane jako przeddzień 3.4(.33) sugeruje, że tej śmierci na krzyżu to na razie jeszcze nie było, czyli wiąże go z islamem i z datą 25.9.
- [750] ABBASYDZI – nazwa dynastii kalifów pochodzi prawdopodobnie od nazwiska domniemanego ojca Chrystusa (Abdes; znana z greckiego końcówka -id oznacza już od starożytności zwłaszcza czyichś potomków), jak wskazuje z uzasadnieniem (zważywszy na ówczesny kontekst, na ślady kontaktów z jak najbardziej już wtedy przynajmniej co nieco wtajemniczonym Bizancjum) fragment niniejszej strony www znajdujący się pod końcową poziomą kreską, za zakończeniem niniejszej listy osób.
- [930] DOBRAWA – specjalnie przez Czechy pod wpływem papiestwa wylansowana księżniczka (potem żona Mieszka I), zapewne rodzona od razu z myślą o ślubie z polskim księciem i ochrzczeniu Polski ściśle w roku 966 (zapewne spisek papieski), co wyjaśniam tu szerzej przy omawianiu Romanowów pod nrem roku 1613 (rok 966 to mianowicie rezultat spisku opartego koniec końców na memach starożytnych związanych z właściwościami kalendarza). Osób o imieniu Dobrawa tak poza tym w historii brak. Imię, jak poświadcza kronikarz niemiecki Thietmar, podobno rzeczywiście oznaczało "dobra", zaś nomen omen'owy charakter jego wyboru ujawni się, gdy zauważymy, że chodzi tu o słowo fundamentalne w chrześcijaństwie. Koniec końców więc w tle zapewne było też słowo mające swe chrześcijańskie znaczenie "ideał kobiety", tj. sprawa Maryi jako dobranej pod polskie znaczenie tego imienia (patrz wyjaśnienia poniżej przy roku 1613). Również i nazwa Polski: Polonia stanowi nomen omen pochodzący od nazwy Apolonia (II w. p.n.e., czasy wojen macedońskich Rzymu) poprzez skreślenie początkowego A, jak np. też w nazwie Aspalatos po grecku (co starożytni zapisywali jako Spalatum po łacinie, czyli w prymitywnej łacinie Spalato). Widocznie to z tamtych okolic brano niewolników mówiących po polsku, wedle tej hipotezy potwierdzającej się w brzmieniu liczby 666 i 966 i przekazanej też zapewne w tajnym dokumencie o pochodzeniu chrześcijaństwa relacjonującym różne wskazywane na tej stronie internetowej memy. Chciano podkreślić ciągłość sprawy Polski (starożytność tego narodu i to, że Rzymianie o nim słyszeli, choć się wystrzegali o tym wspominać, zresztą może po części dlatego, że to zasługa prywatnych handlarzy niewolnikami, a nie żadnych polityków) wbrew temu, że będą próby jej podkopania i przekreślenia tej ciągłości, i wskazywania, że niby Słowianie to zawsze poza zasięgiem Rzymu starożytnego byli (teorie allochtoniczne, sugerujące przybycie Słowian aż z okolic Ukrainy).
- [1220] JASNA GÓRA CZĘSTOCHOWA – miasto zapewne powstawało już z góry z myślą o Jasnej Górze, jednocześnie z tą nazwą, przy czym faktycznie był w Polsce rycerz Częstoch, któremu widocznie chciano zrobić jakieś nadanie posiadłości, więc to jest wkład polski w sprawę, natomiast ze strony papiestwa takim wkładem mogłaby być nazwa Jasna Góra. Na to, że "w parze" te dwie nazwy się pojawiły, wskazuje to, że razem z Częstochową powstała też Częstochówka. Koniec końców dzięki takiemu nazewnictwu powstaje sytuacja, że "Jasna Góra często chowa" (tajemnice papieskie) to wielki ośrodek polskiej religijności, co jest oczywiście jakąś drwiną z przepaści, jaka dzieli w różnych sprawach stan wiedzy Polaków i stan wiedzy papieża.
- [1230] Johannes de SACRO BOSCO – znany m. in. ze swej książki O sferach poświęconej Ziemi i jej miejscu we Wszechświecie [z roku 1230 kojarzącego się z 3-cyfrowymi "datami charakterystycznymi", patrz końcowy fragment niniejszej strony — pod poziomą kreską; zresztą rok później w Dacie Charakterystycznej I prawdopodobnie zabito św. Antoniego z Padwy w miejscowości Poor Clare, czyt. "pur kler", co w wolnym tłumaczeniu z języka angielskiego robiącego aluzje do polskiego oznacza – ironiczne tu oczywiście – "biedny kler" albo "czysty kler"; widocznie taki mu odgórnie zaplanowano koniec przy okazji jego jakiejś choroby, tj. zrobił to papież Grzegorz IX; następnie mniej niż rok po jego śmierci kanonizował go w mieście włoskim Spoleto kojarzącym się nomen omen z dioklecjanowym Spalato – patrz np. kilka punktów wyżej punkt o Dobrawie z 930 r.]. Sacrobosco zajmował się też kalendarzem juliańskim (a przecież zgodnie z danymi od starożytnych, w sprawie ery chrześcijańskiej i jej początku wszystko jest tak "bosko poukładane i podobierane", że aż liczby wyglądają jak jakieś znaki od Boga, jak by się wydawało niemożliwe do innego wyjaśnienia.) W tym temacie podzielił, inspirując się wcześniejszymi wymysłami babilońskimi, ale je nieco modyfikując/inaczej stosując, godziny na dokładnie 60 minut, co pozwoliło utwierdzić i wzmocnić absolutną wyjątkowość daty 11 września w całym kalendarzu, o której to wyjątkowości bodajże wspominali już Rzymianie starożytni jako spodziewani "autorzy" memu kolejnych liczb nieparzystych (tzn. ci, co go opisali, choć zapewne sprawę tę obmyślono im w Egipcie i jeszcze przed założeniem miasta, podobnie jak związany z nim — również też za pośrednictwem memu dat charakterystycznych, tj. tutaj tylko I i III: 13.6 [zaćmienie w 1900] i 6.11 [zaćmienie w 1500] — rok początku naszej ery). Na właściwości daty 11.9 wskazywałem w części końcowej tej strony www. Co się tyczy 1230, to też można tam znaleźć wskazanie na podobny numerami do tej liczby fragment z Biblii, który zaraz posłusznie "wdrożono" przy okazji zagłado-ewakuacji Pompejów.
- [1483] Rafael SANTI – wyraz prawdopodobnie wpływów papieskich w dziedzinie sztuki, co zaraz uzasadnię. Nazwisko SANTI jest, jak chyba każdy zrozumie, bardzo charakterystyczne i mieści się w kręgu zainteresowań papieży. Urodził się dziwnym trafem w Wielki Piątek, po czym zmarł także w Wielki Piątek, ale nie byle jaki, tylko taki, który przypadł zarazem na co do zasady 96-ty dzień roku (do końca roku pozostaje wtedy 269 dni) w postaci dnia 6 kwietnia, choć to akurat był rok przestępny, czyli dzień o 1 późniejszy, ale mniejsza z tym. Charakterystyczne nry dni to zaś ważny fundament kalkulacji starożytnych, o których będzie tu mowa dalej (i to niekompletnie, bo nie wszystko to omawiam). 96+269 to jeden taki przykład rozpisania liczby 365, żeby liczba dni pozostałych w kalendarzu względem danego dnia była odwrotnie zapisaną liczbą tego dnia; przykładów takich jest kilka, każdy z nich niedoskonały, natomiast 96 ma tę własność, że na tym się jakoby wg autorów dokumentu (o którym była tu już mowa i będzie mowa na końcu) oparto przy wyznaczaniu daty śmierci Chrystusa, jak i przy sprawie mej matki (ciągi cyfr od 1 do 6, o których była tu mowa przy Izydorze z Sewilli). Urodził się w Urbino; po jego śmierci temat jej daty, przypadającej typowo na dzień 96-ty, i tej jej ww. właściwości podchwycił (prawie na pewno nie sam z siebie, bo sztuka to nie l'art pour l'art, tylko coś zarobkowego) Tycjan w swym znanym obrazie Wenus z Urbino (kobieta z ręką przy pochwie, przez co nie widać włosów łonowych; to może przenośnie o "zabawiającym się" życiem ludzkim papieżu).
- [1491] HENRYK VIII – nawiązanie do sprawy (w której sam z siebie nic by nadzwyczajnego nie zauważył) cesarza Henryka VII z czasów "potwierdzenia istnienia dokumentu na etapie 2/3 czasu 2000 lat" [cesarz ten został wybrany, a potem zabity, w datach charakterystycznych, bodajże przy zaaplikowaniu prostej i znanej poprawki przekształcającej; czasy Klemensa V i protokołów przesłuchań templariuszy — o tym, jak to przy inicjacji "uczy się ich wypierania wiary", co zresztą ujawnił dopiero Jan Paweł II 2 dni po World Trade Center; wyszła więc z tego, jakże trafnie, zbitka 13/11.9 — "trzynasty/jedenasty września" — która to trójka liczb znana jest z memu kolejnych liczb nieparzystych przedstawionego w artykule xp.pl o oszustwie Covid-19 pod nagłówkiem o papieżach]. Z drugiej zaś strony, z perspektywy Anglików, o jakimś problemie mogło im świadczyć to, że w roku 13xx poproszono ich zapewne, by zaczęto słowo cloud stosować w znaczeniu "chmura", którego ono wcześniej zupełnie nie miało (a to przez wzgląd na Klaudiusza, cesarza rzymskiego, jak można się domyślić). W każdym więc razie wskazanie to, na jakąś zgniliznę i napotykane jeszcze całkiem niedawno w czołowej polityce zapewne papieskiej problemy z wiarą, można traktować jak uzasadnienie sprawy jego polityki żądania podpisania się pod rozwodem oraz oddzielenia się od Kościoła katolickiego.
- [1517] Marcin LUTER – teolog-reformator wziął się jako kluczowa i śmiała w krytyce papiestwa postać prawdopodobnie przez skojarzenie z rokiem 380. rocznicy śmierci cesarza Lotara III. Zgodnie ze swą wolą został on pochowany w kościele nomen omen św. Piotra i Pawła ("papież i inny-konkurencyjny przywódca"; porównajmy z petronizmem i paulinizmem u początków chrześcijaństwa...) w miejscowości nomen omen Königslutter, czyli w wolnym tłumaczeniu "królewski Luter". To wyjaśnienie co do pochodzenia reformacji: nie oddolne ruchy, lecz inicjatywa z samej góry (prawdopodobny cel? zatuszowane papieskiego pochodzenia samobójstw wszystkich znanych postaci poprzez pokazanie, że tak samo jest przecież w każdym odłamie chrześcijaństwa; w rzeczywistości zaś w tym temacie zachowano łączność albo co najmniej podano główne symbole i memy, które należy stosować przy wyliczaniu dat śmierci). Dodatkowo myśl tę potwierdza i to, że Lotar III kojarzy się z III datą charakterystyczną, której, jak wiadomo, polityczne pochodne (7.11 i 11.7) były wykorzystywane w związku z oddolnymi ruchami społecznymi (przeciwko biedzie, uciskowi), tj. w rewolucji październikowej i wcześniej też francuskiej (oraz jest sporo śladów we wcześniejszej historii na takie rozumienie daty 7.11). A zatem można uznać za potwierdzone, że reformacja w istocie nie była niczym oddolnym, tylko była realizacją planu papieża. Dodatkowe szczegóły – w kolejnym punkcie. Reformacja lutrowa miała zakamuflować, utrudnić do wyjaśnienia sprawę samobójstw ("krótkiego życia") znaną od wczesnego średniowiecza, zwłaszcza dotykającą kolejnych papieży, a potem Franków (już podobno dziadka Chlodwiga). Wiązało się z tym też zastosowanie daty 13.6, czyli D.C. I określającej nota bene zaćmienie z roku 1900. Kiedyś między rokiem 1500 a 1900, ze wskazaniem na lata jak najwcześniejsze, miała mieć miejsce reforma kalendarza, gdyż juliański był za mało dokładny i wg juliańskiego nie ma zaćmienia w D.C. I w r. 1900. Sprawa potrzeby reformy kalendarza znana była potajemnie już w starożytności (Sybilla), jedynie dla kamuflaża nie podawano jej publicznie do wiadomości i analogicznie też kamuflażową rolę spełniała reformacja Lutra. Jej rok 1517 kojarzy się z początkową fazą elementu 15-17-19 z memu kolejnych liczb nieparzystych dającego się (alternatywnie obok Covid-19) skojarzyć z przedziałem lat 1500-1900.
- [1518] Philip MELANCHTHON – współpracownik Lutra. Nazwisko jego brzmi dla Polaka jak "ton melancholii", czyli przenośnie nazwany "głos sumienia". Reformacja Lutra była prawie na pewno potajemnie wspierana przez papieża, który widocznie chciał sobie wytworzyć pomocnych władców niekatolickich do złej polityki (za których nie będzie musiał się wstydzić, ale którzy mimo swej złej roli nie są co do zasady ateistami). Wiadomo bowiem, że gdy wszystko robią katolicy, zwłaszcza w Niemczech (gdzie może planowano już poszukiwania grobu Pantery), to oczywiście można zakładać, że hańba idzie z samej góry od papieża, podczas gdy w przypadku protestantów takie podejrzenia już łatwiej napotykają na opór. Dowodami spisku może być m. in. – oprócz nazwiska teologa-kolegi Lutra: "głos sumienia" – to, że 95 tez Lutra, które zapoczątkowały reformację, datuje się na rok 1517, który jest elementem memu starożytnego: Zaplanowanej Historii Kościoła wskazującym na spektakularną sprawę Covid-19 ("to taka sprawa [i masakra], o której każdy usłyszy i w której duchowo ginie nie tylko głowa Kościoła, ale i całe ciało") – patrz informacja o memie kolejnych liczb nieparzystych w artykule xp.pl o rzekomym Covid-19 (fragment pod nagłówkiem o papieżach). Oczywiście nie był to Covid-19, a tylko jego namiastka, tym niemniej widać jakościowo rzecz biorąc tę samą myśl "wielkiego ciosu w całą wspólnotę". Kolejną poszlaką jest wybór akurat daty 13 czerwca na ślub Marcina Lutra, jakkolwiek wrogowie interpretacji ezoterycznej (że wzięto to z doradztwa papieskiego, iż jest to Data Charakterystyczna I, i ogólnego doradztwa, że chrześcijaństwo i tak jest fałszywe) mogą się też zamiast tego powoływać na datę publikacji edyktu mediolańskiego (13 czerwca 313 r. w Nikomedii).
- [1538] BENDERY – nowa nazwa mołdawskiego miasta Tighina, nadana mu przy okazji założenia też wsi Warnica tuż obok (miasto było też ważnym punktem celnym, toteż ono od dawna pasowało na jakiś obszar pograniczny), nawiązuje do "bandytów" (i ochrony dla nich).
- [1538] WARNICA (Varnița) – wieś w dystrykcie Anenii Noi w Mołdawii, przedmieścia Benderów. Nazwa pochodzenia sybillińskiego. Ma symbolizować możliwe trafienie przeze mnie do szpitala psychiatrycznego przy okazji przekraczania granicy (bo wewnątrz państwa naddniestrzańskiego raczej nie), co należy kojarzyć z opcją deportacji i co sugeruje, że jest w sprawie tego "państwa w państwie" stary spisek. (Notabene to pewnie nie przypadek, że to właśnie w Polsce istnieje utarte powiedzenie "państwo w państwie", podobnie jak związek frazeologiczny "wszystko gra". To nawiązania do planów sybillińskich.) Wg angielskiej Wikipedii (https://en.wikipedia.org/wiki/Varni%C8%9Ba,_Anenii_Noi) nazwa tej wsi mogła powstać zaraz po nadaniu nowej nazwy Benderom i mówiono o niej, że tam znaleźli schronienie bandyci, którzy popełniali morderstwa i rozboje (notabene Tusk bodajże zorganizował mi kiedyś rozbój, mianowicie chcieli mi w 2011 r. ukraść laptop, w końcu ukradli pieniądze, grożąc zabiciem - wymuszenie rozbójnicze; Tusk pasuje spółgłoskami do Tyraspol, podobnie jak Bodnar do Benderów). Z ciekawostek podanych w angielskiej Wikipedii na przytoczenie zasługuje też fakt, że "pierwszy" (symbol sybilliński 1; w tym przypadku chodzi o króla), a mianowicie szwedzki Karol XII, żył w tej wsi w latach 1709-1713 i zorganizował tam "drugi Sztokholm". Co ciekawe, kojarząca się z nazwy z moimi problemami prawnymi Warnica ("granica taka, że się trafia do wariatkowa") jest od lat "punktem sporu terytorialnego pomiędzy Mołdawią a Naddniestrzem". Towarzyszą temu dziwactwa prawne, np. wprowadzono jakieś zmiany prawne w Mołdawii, że rzekomo obcokrajowcy mieszkający w Naddniestrzu, którzy wg prawa Mołdawii przekraczają termin pobytu w niej (więc mogliby zostać deportowani), nie podlegają karom (finansowym). Owszem, jest taka zmiana (art. 333 ust. 4-5 Code of Contraventions, Кодекс о правонарушениях), rzecz w tym, że jak wynika z prawa mołdawskiego i doniesień prasowych w żadnym razie nie przekreśla to przepisów przewidujących zakaz wjazdu i deportację w związku z przekroczeniem terminu legalnego pobytu obcokrajowca na terenie Republiki Mołdawii, która uważa Naddniestrze za swoje (jakkolwiek niekontrolowane przez to państwo) tereny. Podsumowując to, sytuacja wskazuje, że był spisek i że celowo Mołdawia doprowadziła i dopuściła do tego, że powstał separatyzm naddniestrzański, aczkolwiek też prawdą jest to, że to się od wieków szykowało i że wybrano odpowiedni teren, taki, na którym dużo jest ludzi mówiących językami ruskimi (pierwotnie głównie Ukraińców, bodajże potem też pojawili się Rosjanie), podczas gdy sąsiaduje to z krajem o innym języku (hospodarstwo mołdawskie - język rumuński).
- [1585] Giulio Cesare VANINI – personalia brzmiące jak "próżność Juliusza Cezara", czyli kojarzące się np. z wizerunkami bitymi na monetach a prezentującymi władcę. Dziwnym trafem był to wędrowny ksiądz (trochę, jak niedawno abp Wesołowski...), a zarazem propagator ateizmu. Pierwszy nowożytny prekursor ewolucjonizmu. Negował też wolną wolę, a świat, gatunki uważał za wytwór przypadku. Urodził się w roku 1585, który jest delikatnie przekształconą liczbą 1485 wziętą z memu kolejnych liczb nieparzystych (tj. ze starożytnej Zaplanowanej Historii Kościoła; trudno racjonalnie zaprzeczyć starożytności tych memów, skoro przejawiają się tu od początku i przeplatają z innymi), występującą tam przy okazji elementu 19-17-15 dotyczącego Covid-19 (patrz odnośny artykuł xp.pl we fragmencie pod nagłówkiem o papieżach). Ponadto jako jeden z pierwszych myślicieli nowożytnych pojmował wszechświat jako byt rządzony w ogólności stałymi, określonymi, prostymi prawami natury, co rzutuje na filozofię, bo w obliczu niemożliwej chyba do sensownego rozumowego uniknięcia dychotomii konieczność-przypadek pozwala optować za oportunizmem i immoralizmem przeciwko etyce stricte religijnej i w religii upatrującej swego najwyższego źródła, a nadto pozwala też na "argument z rozwoju" (osiągnięty stan świata, przekonań ludzkich, stan kultury, techniki itd. nie jest wyrazem jakiegoś celu). Zważywszy na to, że renesansowi ogólnie "powtórne narodziny" pasowały tak, jak omawiana tu sprawa Rafaela Santiego, a "powrót do ideałów starożytności" — jak docenienie starożytnego ezoterycznego dowodzenia antychrześcijańskiego (które bodajże cesarz swego czasu przekazał papieżom, patrz fragment pod końcową poziomą kreską), wydaje się, że nie jest to żaden przypadek, tylko prawdopodobnie czy wręcz w oczywisty sposób najprawdopodobniej zrządzenie papieskie. Ktoś po prostu tego człowieka podpuścił, by zajął się takim nauczaniem ateizmu jako wędrowny ksiądz, zapewniając go oszukańczo, że nic mu się nie stanie, musi tylko zachowywać się sprytnie. Początkowo rzeczywiście mu się to udawało. Pierwszą swą książkę napisał podobno w formule rzekomego zwalczania własnych poglądów, które jednak były tam wyłożone głęboko i przekonująco, przeciwko którym zaś podnosił argumenty płytkie i mało wartościowe rozumowo jako "dowody" jakiejkolwiek fałszywości. Udało mu się przez to wydać swą pierwszą książkę za aprobatą cenzorów. Później nie nosił już takiej maski, więc skończył na stosie. Fakt, że był wylansowany przez samego papieża, jest potwierdzony aluzyjnie w historii cesarza rzymsko-niemieckiego Rudolfa II i jego syna.
- [1613] ROMANOWOWIE – nową dynastię carów rosyjskich zaproponował prawdopodobnie car Władysław Waza, późniejszy król Polski, tłumacząc, że w razie jej przyjęcia pomoże zaskarbić sobie przychylność krajów zachodnich — bo o to go poproszono, miał taką misję. Jako przypadek jest to skrajnie nieprawdopodobne. Wiadomo, że papiestwo konsekwentnie prowadziło, wprawdzie bez wielkiego impetu i zaangażowania, ale jednak pewną politykę antypolską. Od najgorszych działań Zakonu Krzyżackiego się odcinało, ale jednak działania tego zakonu na terenie Polski popierało. M. in. jeden z rozejmów krzyżackich z Polską miał miejsce w dacie ustalonej przez samego papieża (18.10.1330), czego nigdzie w podręcznikach wprawdzie nie ma, ale co jest dosyć oczywiste z uwagi na dobór nie tylko dnia-miesiąca, ale i roku, i z uwagi na to, że nikt poza papieżem takich danych (powtórzmy: tych "z Sybilli") mieć nie mógł. Polityka ta, najpierw przez Zakon, później przez ekspandującą Rosję oraz święte cesarstwo wraz z Prusami realizowana, skutkowała koniec końców rozbiorami Polski, przy czym zarówno I, jak i II wyraźnie wynika z woli papieża (I rozbiór zrealizowała Katarzyna Wielka, której poprzednikiem był Piotr III, co kojarzy się z praktycznie na pewno samobójstwami Sylwestra II i Jana XVII w roku 1003, patrz szerszy opis w artykule xp.pl o Covid-19 pod nagłówkiem o papieżach, zaś II rozbiór Polski miał miejsce w dacie charakterystycznej II, czyli znowuż te memy z ksiąg sybillińskich). Jakkolwiek była to raczej sprawa "humoru" i od początku planowana jako coś do odkręcenia w przyszłości, tym niemniej pewne rzeczywiste podstawy za tym "przemawiały", oczywiście tylko tak przez pryzmat humoru. Chodzi tu więc zapewne o zaszłości historyczne w postaci bodajże powoływania się przez księgi sybillińskie (powstawały one może przez wiele wieków i niektóre dodatki może dopiero w II-I w. p.n.e.) na pochodzenie imienia Maryja od polskich słów "ma ryja", co miało być dodatkowym nomen omenem dotyczącym tego, że jakoby Maryja była prostytutką. Sprawa ta jest też utrwalona w roku chrztu Polski (kalka z daty śmierci Nerona 9668, zaś CMLXVI wskazuje [przez Linuxa/Linusa zmarłego w dacie charakterystycznej z poprawką] na Anakleta tak, jak DCLXVI na 2 "zwycięstwa" w postaci polskich akcentów w nazwach u Dioklecjana, tj. chodzi o jego twierdzę obronną Spalato [może podzielmy słowa: Spala-To], i u Anakleta ["bez napletka jakiś... co to w ogóle za narodowości człowiek??"]). Ponadto sens ma też to jako wskazanie na związek Polonii z Apolonią. Podsumowując, moim zdaniem naiwnością jest teza o tym, że akurat Romanowa (na tle dziesiątków innych możliwych opcji) wybrał ("trafił") jakiś tam sejm ziemski, zupełnie bez zewnętrznych inspiracji. Oczywiście można mieć inne zdanie, ale zaraz widzimy, jak podchwycono temat antypolski: pruski książę Fryderyk został królem, na mocy traktatów welawsko-bydgoskich, czyli przestał być lennikiem, w roku 1657 w dacie charakterystycznej III (chodzi mi tu o datę uroczystego zaprzysiężenia traktatu przed kościołem jezuitów, nota bene zakonu utworzonego w dacie charakterystycznej II z prostą poprawką +2 znaną z "memów starożytnych"). O której to daty 6.11 wyjątkowości, oczywiście, bez papieża w ogóle by nie słyszał i której nawet zapewne, mimo rekomendującego ją papieża, nie rozumiał.
- [1717] VOLTAIRE – pseudonim ten ów filozof nazywający się naprawdę François-Marie Arouet przyjął zapewne w związku z przeciekami z papiestwa co do ważnej roli daty 25.9 (w starożytnych knowaniach i koncepcjach matematycznych co do historii i prehistorii chrześcijaństwa). Pochodzenie tej daty jest objaśnione pod poziomą kreską na dole tekstu. Idzie o to, że trafił on do więzienia za to, że podejrzewano go o autorstwo pamfletów przeciwko (uwaga) regentowi Filipowi II. Przeciwko takiej postaci podobno "spiskował", ale wystarczyło samo podejrzenie. Trafił tam, co niezwykłe, bez wyroku (choć we Francji było rzecz jasna sądownictwo od spraw karnych), zapewne po prostu szukano kogoś, kogo można by oskarżyć i następnie wciągnąć w temat, by pisał przeciwko religii i pisał pod pseudonimem Voltaire. Imię Filip II (kojarzące się np. z filozofią, filozofowaniem) wraz z tą dwójką wyjaśnia już wszystko, co do genezy nazwy Voltaire, bowiem Volterra to podobno miasto pochodzenia Linusa, drugiego papieża, bezpośredniego następcy św. Piotra. Odjąć od tego 2 litery i jest Volter, czyli bardziej francusko to zapisując: Voltaire. Ów papież nr 2 Linus zmarł dziwnym trafem w dacie 25.9 (data będąca II wariantem tego typu ciągów cyfr, po wariancie I: 13.6) minus 2 dni, czyli 23 września, po czym papieżem został niejaki Anaklet (co zapewne dobrano pod słowiańskie słowo "napletek" i zastosowano jako szyderstwo; bardzo to przecież fundamentalna sprawa, a z drugiej strony były już wcześniejsze szyderstwa: cesarz Nero, czyli Non-Ero, co można by też zapisać Aero, jako ten, kto jest wpatrzony w powietrze, w to, co wyparowało, a wcześniej też August dla Oktawiana, również jak gdyby dowartościowujące jego wstrzemięźliwość w seksie - patrz wyjaśnienia w części pod poziomą kreską za końcem niniejszej listy osób - co więcej, 200 lat po czasach Anakleta Dioklecjan dziwnym trafem przeszedł na emeryturę, co otwarło drogę do szukania bezpieczeństwa, wtedy też zbudował sobie twierdzę obronną w Spalato, jak polskie "spala to"); jak więc widzimy, śmierć Linusa i nastanie czasów papieża +2 względem św. Piotra, czasów, kiedy to pewnie też wchodziły do obiegu ewangelie, to ważna sprawa i w ramach "podprogowej" historii Kościoła wyraźnie zarysowana. Podsumowując: Volter pochodzi od nazwy miasta pochodzenia papieża nr 2, który jest interesujący z kilku powodów, ale zwłaszcza dlatego, że zmarł w dacie charakterystycznej (spiskowej) 25.9 "minus 2". Tej nazwie miasta zabrano 2 końcowe litery i oto jest nazwa własna Volter. Można tu dodać, że śmierć Linusa przypadła 30 dni po zalaniu lawą miasta Pompeje. Żyjącemu mniej więcej w tym samym czasie fizykowi Volcie, o nazwisku Volta kojarzącym się z rewoltą znaną z Pwt 7:4-5, prawdopodobnie odgórnie przydzielono zadanie opracowania jednostki napięcia. Zjawisko istnienia napięć elektrycznych wskazywano już bodajże w Sybilli czy nawet czasach starszych jako proponowaną metodę realizacji idei "mieszkania nr 74", tj. tortur dźwiękowych dla mnie – są wyraźne ślady w księgach starotestamentowych, a nawet pada w jednej z ksiąg w odpowiednim miejscu krytyka pomysłu, że "jak to, wszędzie o tym a tutaj to myślisz, że nie o tym?" (ponadto księgi potrafią też do siebie wzajemnie w tym temacie nawiązywać).
- [1742] Anders CELSIUS – szwedzki fizyk i astronom, twórca skali temperatur. Została ona zamówiona prawdopodobnie przez papieża (może to przy okazji jakichś rozmów z dziedziny "starania o jedność Kościoła", w których przyznał się do ateizmu). Skalę tę wraz z "szerokością" jednego stopnia tak pomyślano, że w temperaturze 0" woda zamarza, natomiast zwykła temperatura ciała zdrowego człowieka wynosi 36,6", co pasuje do "długości lat przestępnych". Jest to trafienie nieprzypadkowe i związane z Zaplanowaną Historią Kościoła z ksiąg sybillińskich, ponieważ odpowiada tematowi "fazy 69" przypadającej w tej historii za osobliwością w postaci koronawirusa (chodzić tu może o właściwość seksu oralnego, kojarzącego się z tą liczbą, polegającą na skutecznym wywoływaniu orgazmu także u kobiety). Faza ta zaczyna się realizować, jak teraz widać po stanie zbiornika "wiadomości Google" w telefonach Android, w roku 2020, który właśnie jest rokiem wyznaczającym "długość lat przestępnych" u Nerona, znanego z tego, że jego matka i babcia miały imię Agrypina (96+68 z daty śmierci + 202 = 366, a zatem widać tu lata 2020-2029 jako wyznaczające "długość lat przestępnych"). Mianowicie ktoś, zapewne telewizja z papieżem, wpadł teraz na pomysł reklamowania kolejnego wynalazku bodajże papieskiego w postaci "zespołu Kehrera", czyli rzekomej chorobliwości (w rzeczywistości naturalnego) "stanu niezaspokojenia seksualnego", co przyjęto jako nazwę częściowo zmyślonego problemu a częściowo może wspieranego przez typowy problem jakichś napięć miesiączkowych czy czegoś takiego. Plan co do lansowania takiej sprawy widocznie już się zapowiadał. Nazwisko uczonego wybranego do zadania opracowania skali temperatur pochodzi od nazwiska starożytnego filozofa antychrześcijańskiego (mającego notabene specjalne dane od cesarza) Celsusa. Jak każda głośna postać skończył bodajże samobójstwem albo ewentualnie zabity, opisałem to w osobnym raporcie o ofiarach grupy watykańskiej. Celsius jako symbol przybliżonej temperatury "wrzenia" to też najprawdopodobniej m. in. ślad po przeciekach co do (celowo zakopanych, zgodnie ze starodawnym memem babilońskim) zabytków polskiego rzemiosła w miejscowości Wrzę-pi. Jak widać potencjalne konotacje seksualne i skojarzenia z ww. "zespołem" nawet tu humorystycznie pasują. Generalnie sprawa jest o starożytnych korzeniach ludu i języka polskiego sięgających bodajże na naszych terenach czasu sprzed 1000 r. p.n.e. ("udokumentowane" od 1000 p.n.e. jako lud naszym językiem władający, czyli "polski" lud indoeuropejski). Ma to znaczenie dla religii i sprawy imienia Maryja, o czym wzmiankuje blog przy wpisie z 20.01.2021.
- [1755] Immanuel KANT z Królewca (Prusy) jako czołowy filozof europejski, słynny na wszystkich uniwersytetach. Nazwisko jego oznacza "nie można" (ang. can't), a pamiętajmy, że wówczas wielką potęgę zdobywało sobie imperium brytyjskie. O Kancie mówiono, że "uratował Boga" w filozofii (tak mówiła p. Gurnik na jęz. polskim, swoją drogą śmiesznie pisane nazwisko jak na nauczycielkę polskiego). Istotnie, choć oficjalnie był po prostu akademickim profesorem filozofii i autorem książek (i systemu filozoficznego: transcendentalizmu), to zajmował się w tych swoich książkach dowodzeniem, że nie można udowodnić nieistnienia Boga, że czysto rozum sam z siebie nie jest zdolny do zgodnych z logiką sądów syntetycznych a priori" (tj. przed doświadczeniem), a nawet posuwał się do rozważań o Królestwie Bożym (w pracach niby to ogólnie o moralności), taka to "agnostyczna" ta jego filozofia była. W rzeczywistości sam zaś być może był raczej sceptyczny, napisał m. in. jako jeden z pierwszych autorów (niezależnie od niego zrobił to jeszcze pewien specjalista od astronomii), że Kosmos to jest gigantyczny, dużo większy niż dawniej sądzono, a olbrzymich galaktyk takich jak nasza jest mnóstwo (p. jego anonimowo wydana wczesna książka Ogólna historia naturalna i teoria niebios) – tutaj jego nowatorstwo. Jeśli ktoś zrozumie subtelną ironię. W każdym razie być może to nie ze swych najgłębszych przekonań takim pisarstwem filozoficznym się zajmował, w swojej epoce. Nie ma wprawdzie dowodu, że to papiestwo go wylansowało na uczelni, ale w przypadku Nietzschego sytuacja jest już dużo wyraźniejsza (i też był to dobór po nazwisku), więc dodaję tu i tego filozofa przed nim. Nawiązaniem do faktu, że Kanta wylansował prawdopodobnie papież wraz z królem (por. Królewiec) Prus (ang. can't = nie może, nie można, nie da się), wydaje się deklaracja polskich biskupów "Non possumus!" (= "Nie pozwalamy!") ogłoszona w czasach PRL. Imię kojarzy się ze Zbawicielem, choć w rzeczywistości (pod płaszczykiem oficjalnie to niby takich skojarzeń) już prędzej z czymś przeciwnym (zważywszy na to, że bardziej pasowało do M.E.Lepidusów niż do Chrystusa: litery M-E-L).
- [178x] PIOTR Niżyński (Nietzsche, czyt.: Nicze, dla Anglików Nietzsche'insky). Plan jakiegoś Piotra N kojarzącego się z Nietzschem istniał już dosyć wcześnie, nazwisko najpewniej lansowano już w XIX w. (patrz np. XIX-wieczne początki afery z mordowaniem mej rodziny czy np. narodziny tancerza Wacława Niżyńskiego, po czym w tym samym roku 1889 rzekome załamanie psychiczne Nietzschego i przetransportowanie go do szpitala psychiatrycznego, albo np. encyklika papieska z lat 90-tych XIX w. "Militantis Ecclesiae" o św. Piotrze Kanizym – zauważmy, to jak moje personalia Piotr K. NIZY – albo śmierć Nietzschego w roku 1900 równo na miesiąc przed moimi i Pertiniego urodzinami), zaś na pewno już za papieża Pawła VI (pierwszy od wielu wielu lat awans Pertiniego, staruszka już wtedy, poprzedzający o 10 lat jego prezydenturę – zajął na całe lata stanowisko przewodniczącego parlamentu, także w latach 70-tych). Piotr Niżyński zapowiadał się już od narodzin Pertiniego (moja data urodzenia, tylko rok 1896, czyli mój z dwoma środkowymi cyframi na przeciwnych miejscach), dobranych na dzień II rozbioru Polski, a można podejrzewać, że skoro tak wysoko sytuowana politycznie figura, jak ojciec założyciel USA p. Thomas PAINE miał nazwisko oparte na literach P-N i zarazem napisał książkę The Age of Reason, w której tak bardzo wprost skrytykował Biblię za astronomię, to te litery PN – jakże pasujące do postaci "papież [następca Piotra! św. Piotra] N... jakiś" – u tej jakże szczególnej w swych czasach postaci wskazują, że plan był już może wtedy (stąd tutaj na liście taka data przy postaci, 178x – taki jest bodajże rok książki Paine'a, wspominają o niej np. na tej oto stronie). Tym bardziej podsyca te podejrzenia fakt, że nazwisko Nietzschego pochodzi od Netschera (i od polskich słów "filozofia niczego"; Netschera to może z myślą już o tym zaciągnięto do odpowiedniej roboty), który w 1671, czyli dziwnym trafem "równo 2 lata przed" odsieczą wiedeńską, namalował portret Huygensa, ważnego dla papieża fizyka (mierzył odległości do ciał niebieskich, czyli "pustkę w przestrzeni nadziemskiej"). Plan więc może już był co do tego jakiegoś na N, tj. w szczególności filozofa, czekano tylko na odpowiedni czas, tego nie wiadomo (w XVII w. też Galileusz opublikował Sidereus Nuncis, czyli "gwiezdnego posłańca", książkę napisaną ponoć trochę szyderczo, co zdaje się wskazywać na Polskę i jej język), natomiast pod koniec XVIII w. to już dosyć wyraźnie uprawdopodobnione (stosowano m. in. przesunięcia o 2, które pierwotnie i kalendarzowo wzięły się chyba z obmyślania przodków jakiejś ważnej postaci: 6 kwietnia jako rocznica zabicia Rafaela, 4 kwietnia jako rocznica Izydora z Sewilli, na obu rocznicach zgonu łatwo zrobić daty narodzin i śmierci na cyfrach od 1 do 6, zaś odległość między tymi datami to 2; otóż pod koniec XVIII w. był już prawie że na pewno plan co do polskiego papieża), zaś w latach 70-tych – 90-tych XIX w. ściśle ustalone personalia "Piotr Ni..." to już rzecz praktycznie pewna, przypieczętowana na koniec encykliką o św. Piotrze K-NIZYm (1897: Militantis Ecclesiae). Aha... żeby nie było wątpliwości, że to przez Nietzschego i nazwisko jestem tak prześladowany: w ramach z góry zaplanowanych zorganizowanych zapewne przekazem podprogowym ślubów w mojej rodzinie załatwiono, że mam jakichś KREWNYCH WYKLĘTYCH, tzn.: o nazwisku Wiklendt czy Wiklent, już nie wiem, jak oni to tam piszą. Nawet niezbyt odległych. Będę musiał skonsultować się na ten temat z mamą, która ich lepiej zna. Książki Nietzschego to chyba na kościelnym Indeksie Ksiąg Zakazanych są, jak się jakiś czas temu połapałem, chociaż w sumie to już nie pamiętam. Więcej na temat spisków co do mej rodziny – patrz pole pod nagłówkiem bloga "Trwanie tej afery od XIX w.".
- [1800] Juliusz SŁOWACKI i jego ojciec Euzebiusz jako profesor literatury (w przełomowym roku 1800 został nauczycielem domowym księcia Józefa Poniatowskiego). Trudno, by ta dziwna trafność nazwiska (bardzo wygadany człowiek! słów mnóstwo napisał...), zaledwie 45 lat po Kancie, gdy nie przebrzmiała jeszcze jego gwiazda, wydawała się przypadkowym zbiegiem okoliczności, nie nie, nazwisko naszego wieszcza nie jest przypadkowe, a przy tym bardzo nieprawdopodobne wydaje się to, by zupełnie niezależnie od poprzedniego inspiratora (czyli zapewne papieża) na taki pomysł akurat tutaj i wkrótce później wpadł ktoś inny i z tego powodu się aktywizował literacko. Ponadto bardzo ważna poszlaka tkwi też w tym, że akurat w roku narodzin Nietzschego Słowacki wydał swe znane dzieło "Genezis z Ducha" (wiadomo, że Słowacki w ogóle reprezentował wymyśloną przez siebie idealistyczną "filozofię genezyjską"). Tymczasem pierwsze znane książkowe dzieło Nietzschego, jego debiut filozoficzny jako twórcy (w zasadzie dzieło było z pogranicza filologii i filozofii), to "Narodziny tragedii z ducha muzyki" – w których tytule, zapewne podsuniętym (z jednej strony narodziny, z drugiej: nieuchronny tragiczny los...), i to przez grupę watykańską (porównajcie: nieraz przez Nietzschego stosowany, np. w Z genealogii moralności, wtręt z języka rzymskiego: Qua[-]eritur = "powstaje pytanie" ["i są 2 stanowiska!" – bo skoro pytanie, to nie wiadomo, jak jest, może być tak, a może być siak; tamże pada też naiwnie [a czyż taka naiwność zakrawająca na jawny błąd (bezzasadność hipotezy) mogła pojawić się przypadkiem u profesora filologii klasycznej??], w tej I części "Z genealogii moralności", o łac. 'bonus' jako pochodzącym jakoby od 'duonus', w sensie człowieka żyjącego w rozdwojeniu... przecież to jest właśnie do tego aluzja, do tego "quaeritur", na przykład, w języku łacińskim, czyli kościelnym...] – otóż jakieś "2 przeciwstawne stanowiska" to właśnie temat "Narodzin tragedii", jeśli ktoś spojrzy: wyróżniono w nich, niczym jakiś yin i yang, pierwiastki "dionizyjski" i "apolliński"...), zarazem zawarł temat (jak się dziś okazuje; zresztą temat to bardzo nieprzypadkowy! niemal konieczny, jeśli się ma takie nihilistyczne i przepojone próżnością podejście...) rodzenia się osób, które następnie zostaną zamordowane i od początku wisi nad nimi takie fatum, jak gdyby (i faktycznie!) już w dacie urodzenia (TO O MOJEJ RODZINIE: babcia Lucyna i, żyjąca dziś jeszcze, choć przypada jej data 6. kwietnia 2021 r., mama Ewa; to zarazem data narodzin Jacka Dębskiego, jedynego do niedawna znanego i otwarcie zamordowanego polityka III RP oraz data uchwalenia Ustawy o Policji). Przypomina to np. sytuację Rafaela Santiego (urodzony w Wielki Piątek, zmarł w Wielki Piątek w 96-tym dniu roku, do końca roku pozostało 269 dni), choć jego zgonu może nie planowano aż już przy narodzinach, tylko nieco później. A zatem, wracając do tematu: u Słowackiego w roku narodzin Nietzschego "Genezis z Ducha" (geneza, pochodzenie); zaś u Nietzschego debiutancka książka to "Narodziny tragedii z ducha muzyki". Ten trop, wiodący od obu tych postaci do ich zwornika, którym jest "grupa watykańska" (spisek kolejnych papieży oraz innych polityków, a także prasy), potwierdza się jeszcze w sławetnym fragmencie "Człowiek oszalały" Nietzschego (patrz punkt o tym filozofie nieco dalej na tej stronie), który jest – równie aluzyjnie nawiązującą do tematu Boga w niebie – parafrazą wiersza "Romantyczność" Mickiewicza (Nietzsche prawdopodobnie wiedział tylko tyle, że ma nazwać swe pierwsze dzieło "Narodziny tragedii", bo tak jakiś polski romantyk napisał i tu już jest wszystko przyszykowane, i czeka na Nietzschego, a poza tym może słyszał, że planują jakieś zabijanie ludzi z datą ustawioną już od dnia urodzin i przez ten dzień wyznaczoną; a może nawet nie słyszał o tym, tylko mu przekaz podprogowy podpowiadał te wątki, np. gdy w Antychryście – w sposób pasujący na aluzję do własnej sytuacji – pisał o "peccatum originale" w języku papiestwa, czyli po łacinie, odnosząc się do uczelnianych początków czegoś, stanowiących jakiś grzech, czy gdy sławił zepsucie w papiestwie w czasach Renesansu, czyli czasach Rafaela, jak np. w książce Z genealogii moralności i w autobiografii Ecce Homo, w której zawarł jakieś podpowiedzi na temat rozumienia nadczłowieka; sprawia on raz po raz wrażenie, jak gdyby rozumiał temat "rodzących się tragedii", ale może to tylko przekaz podprogowy, natomiast o rzekomych "przodkach z Polski" to na pewno słyszał wprost). Słowacki, może po to, by go nie brano za jakiś zupełny wytwór papieża i osobę bez własnego istotnego dorobku, zawarł w jednej ze swych książek (Beniowski) ostre antypapieskie-antyklerykalne wypowiedzi, co chyba dla naszych wieszczów bardzo nietypowe.
- [1810] Artur SCHOPENHAUER z Gdańska (ale z rodziny niemieckiej, ur. 22.2 roku 1788) jako słynny filozof europejski piszący książki (usytuowane wprawdzie pod względem teizmu w totalnej opozycji do chrześcijaństwa, ale to nie było ich kluczowe przesłanie, a w kwestiach moralnych był nawet sprzymierzeńcem chrześcijaństwa). Jego charakterystyczną cechą jest, oprócz ateizmu, to, że urodził się dnia 22.2, co budzi nieodparte skojarzenia z liczbą Bestii (symbolem szatana i satanistów, p. Apokalipsa) 666, gdy tymczasem na identycznej metodzie - trzech dwójkach w dacie, jeszcze z dodanym "x3" - zaplanowano datę śmierci polskiego papieża, o którym pisał Słowacki (2 2 2003, przy czym literę x pisaną ładnie odręcznie można łatwo zamienić w 0 poprzez dociągnięcie kresek między wierzchołkami górnymi i dolnymi, po lewej i po prawej stronie; stąd też 2 2 2003 to jest jak 222 x 3, a jest to data o 2 miesiące i 2 lata poprzedzająca śmierć polskiego papieża; później też wyznaczono stąd datę jego wyboru na papieża, opierając się na myśli, że ma przeżyć 9666 dni pontyfikatu i w tymże 9666-ym umrzeć; 966 to rok chrztu Polski, więc jakby coś tam trzeba dociągnąć do końca; nadmienić tu można, że dnia 22.3 dziwnym trafem ukazały się w Polsce na rynku pierwsze procesory Pentium, być może pierwszy z serii procesorów z numerem seryjnym i podatnych na włamania [edit: nie, podejrzewam, że wprowadzili to w 386] - widać już skojarzenia papieskie, a później było tego jeszcze więcej, np. w dawnym procesorze Pentium [MMX] z zegarem rzędu zaledwie 200 MHz i w technologii 25 mikrona o tzw. nazwie kodowej rdzenia "Tillamook" [till-amok, "aż do - szału"] czy w procesorach z nazwami Klamath ["kłamać"], potem Deschutes ["deutsches", niem.: "niemiecki"] i Tongo ["Kongo", jakiś z Afryki, ale zaczął się gdzie indziej; por.: spotkanie Clintona z prezydentem RPA dzień po moich urodzinach - tj. 26. września - w latach 90-tych, przy czym RPA brzmi jak Republika Argentyny]). 22 marca (jak 2 2 2oo3, czyli późnoosiemnastowieczny pierwowzór daty zgonu polskiego papieża, obliczonej jako oparta na dodawaniu 2, np. do miesiąca i roku tej daty, ale nie tylko: tam jest też inne dodawanie dwójki: 1300-ny dzień od końca życia polskiego papieża to 11 września, +2 miesiące i mamy dzień 11.11) to też data amerykańskiego tzw. raportu Muellera z 2019 (tego dnia przysłano go prokuratorowi generalnemu) na temat rzekomego wpływu Rosji, a tymczasem zapewne przede wszystkim Pentagonu (zaś Rosja może tu służyć tylko za symbol komunikatora ICQ, bo został przez ludzi z tego kraju wykupiony; jest to więc generalnie symbol uzgodnień w grupie przestępczej, podobnie zresztą jak np. sprawa przejęcia Krymu i wpisania go do Konstytucji... przecież sprawa poszerzania prawa łaski prezydenta w Polsce...), na wybory prezydenckie w USA. Raport Muellera - także z 22 marca. A zatem trudno uciekać od konkluzji, że to ważna data. Dlaczego jeszcze można Schopenhauera uważać za wytwór grupy watykańskiej, wyjaśniam przy okazji punktu "interpretacja COPENHAGEN". Nagrodzony przez skandynawską Królewską Akademię (I miejsce w konkursie). Dodatkowy argument to "linia filozofów wg schematu 'o, jaki to zły artysta, na pewno w piekle skończy'" – zalicza się do niej też Feuerbach [z kolei późniejszy od niego Nietzsche, raczej niewładający językiem polskim i nigdy zresztą o Feuerbachu nie wspominający, w jednej z pierwszych swych książek "Niewczesne rozważania" twierdził, że zadaniem kultury jest wytworzenie geniusza, przy czym widział tu przede wszystkim 3 przejawy geniuszu, 3 różne ścieżki dla niego: filozof, artysta, święty – to tak na marginesie, bo może już wtedy podpowiadał mu to przekaz podprogowy]. Więcej informacji przy punkcie o wspomnianej interpretacji kopenhaskiej. Jest dobrany nie tylko po dacie urodzenia, ale i po nazwisku (które brzmi jak "kopenhagen", ang. Copenhagen) – Skandynawię preferowano do "arcyważnych tematów fizyki" zapewne z tego względu, że liczono na to, iż tamtejszy monarchiczny system rządów przetrwa wielką wojnę europejską, która czeka kontynent i która będzie środkiem do załatwienia Polsce niepodległości (a przychylny, pomocny król to przecież nie byle co, w czasach, gdy Europa staje się zupełnie republikańska...) – być może więc z uwagi na to nazwisko załatwiono też, już wtedy, gdy go ojciec płodził, by się urodził odpowiedniego dnia (wprawdzie jeszcze nie przekazem podprogowym) - można przypuszczać istnienie podobnej sytuacji w przypadku, nomen omen, Rafaela Santiego (urodzony w Wielki Piątek, zyskał sławę jednego z najwybitniejszych artystów; później też zabity w Wielki Piątek odpowiedniego roku).
- [1810] Fryderyk CHOPIN - wylansowany na czołowego europejskiego pianistę i kompozytora za sprawa nazwiska (pewnie takich Chopinów w jego czasach znalazłoby się więcej, chociaż oczywiście też musiał się bardzo starać i dużo ćwiczyć). Inaczej byłoby to skrajnie nieprawdopodobne. Wiedział o tym prawdopodobnie jego ojciec Mikołaj. "Ojciec Święty rozdaje prezenty", swoją drogą takie to skojarzenia budzi; "ojcem [jego sukcesu] był św. Mikołaj". Prawdopodobnie skończył samobójstwem, jak zresztą każda ważna postać znana z kronik – nie wolno było żyć za długo w sposób dający świadectwo przyszłym pokoleniom, czyli w sposób "głośny" (tj. będąc człowiekiem znanym).
- [1823] Adam MICKIEWICZ - istotny, poważany, popularny stał się zapewne za to, że urodził się w Wigilię (jak swego czasu następca Nerona, któremu zresztą też przepowiadał wielką karierę już Oktawian August - to jak gdyby takie nawiązanie). Miał pewnie pisać tak, by odciągać od ślęczenia nad książkami naukowymi na rzecz przygód, kultury, spraw politycznych itp., patrz jego rozumienie romantyczności (przesycone religią) w wierszu Romantyczność. Skończył samobójstwem podobnie jak Słowacki i Chopin. Trudno powiedzieć, czy już za życia trochę torowano mu drogę z uwagi na datę urodzin, czy dopiero po śmierci.
- [1825] Franz HOFFMANN, niemiecki profesor filozofii z Würzburga, rektor uniwersytetu, pisarz. Prawdopodobnie to przez trafne nazwisko, kojarzące się z "człowiekiem nadziei", "człowiekiem od nadziei" (niem. Mann = człowiek, hoffen = mieć nadzieję, Hoffnung = nadzieja), zaczął się edukować, w wyniku czego szybko, bo w wieku 30 lat, został profesorem (w 1834 r. w liceum, w 1835 r. na uniwersytecie), a w wieku 40 lat – rektorem. Godne odnotowania jest tu, że w 1848 miał miejsce pierwszy zjazd biskupów niemieckich – w Würzburgu (jak podaje Wikipedia: https://en.wikipedia.org/wiki/German_Bishops%27_Conference); następnie naziści, pewnie w kontakcie z samym Hitlerem, stworzyli supernowoczesny jak na tamte czasy "radar Wũrzburg" (co pokazuje, że znali sprawy papieskie lepiej niż by się może komuś wydawało – przecież to zapowiedź mojej historii): zachęcam do poczytania na ten temat w Wikipedii, na https://en.wikipedia.org/wiki/W%C3%BCrzburg_radar (pada tam też nazwa elementu odbiorczego – Quirl, jak Kwirynał [Quirinal], czyli siedziba władz Królestwa Włoch w Rzymie, przy czym Nietzsche wspominał w Ecce Homo, że aż tam chyba nawet pytał o cichy pokój dla filozofa); poza tym niedawno w 2018 r. tam też obradowała Rada Episkopatu Niemiec w sprawie, która dotarła aż do Watykanu, bo w sprawie nadużyć seksualnych. Profesor ten napisał Friedrichowi Nietzschemu bardzo śmiałą recenzję jego książki "Niewczesne rozważania" w prasie: jak podaje Nietzsche (Ecce Homo, "Dlaczego tak dobre piszę książki"): "Z pisma tego przewidział dla mnie przeznaczenie – że sprowadzę pewnego rodzaju przesilenie i najwyższe rozstrzygnięcie problematu ateizmu, którego typ najinstynktowniejszy i najbezwzględniejszy odgadł we mnie". O związanych z uczelnią korzeniach kariery filozoficznej Nietzschego pisałem już na forum (proszę przeczytać tekst na różowo albo chociaż sam jego koniec), tu dodam jedynie, że papieże niewątpliwie interesowali się postacią Nietzschego. W tym roku, co on się urodził, Słowacki napisał podobno "Genezis z ducha" (miał jakiegoś prywatnego bzika na punkcie filozofii genezyjskiej), Nietzsche chyba nawet wiedział o tym, bo coś tam przebąkiwał bezpodstawnie jak się zdaje o "babce z Polski", swym "polskim" jakoby pochodzeniu. Zaś pierwsza książka Nietzschego, jego debiut w dziedzinie filozofii i filologii, to "Narodziny tragedii z ducha muzyki" (bo tak brzmi pełny tytuł). Tam Genezis, czyli pochodzenie, z ducha, tu także narodziny z ducha; a oba dzieła są połączone rokiem, bo tamto napisano w roku narodzin Nietzschego, zaś to drugie to debiut literacki, czyli też z narodzinami się kojarzy. Co przy tym ciekawe, książki Słowackiego nie wydano od razu, tylko po kilkudziesięciu latach, gdy on już nie żył. Krótko mówiąc, co jeszcze szeroko wyjaśniam na forum, papież od początku interesował się Nietzschem, kreował jego postać na scenie czy też rynku filozoficznym, a Hoffman był mu potrzebny jako ten recenzent, który się będzie kojarzył z samym papieżem. Czyli "człowiekiem od nadziei", od wpajania nadziei (proszę to skojarzyć z niebem, w tym: z problemem nieba kosmologicznego).
- [1828] Ludwig FEUERBACH z Landshut, filozof niemiecki, podczas studiów w Prusach (w Berlinie) popadł w poglądy ateistyczne (wcześniej mu chyba obce – myślał o karierze kościelnej) i rozpoczął publikowanie pism i książek. Dobrano go jako kontynuację linii ateistycznej zapoczątkowanej nazwiskiem Schopenhauera (jako że u Schopenhauera występuje wprawdzie ateizm, to oparty tylko na 2 argumentach, tj. braku wolnej woli oraz, co kompletnie zakamuflowane i wyrażone jedynie śladowymi aluzjami co do "2 najważniejszych problemów filozofii wieków średnich i nowszych", braku nieba w rzeczywistości). Kontynuacja ta to uzupełnienie tego ateizmu o dodatkowy argument historyczno-rozwojowy, psychologizujący. Reprezentował ateizm historiozoficzny (kontynuacja Hegla) i zarazem materialistyczny, który w samej istocie stawania się historii (np. m. in. w powiązaniach przyczynowo-skutkowych, w rozwoju dziejów, w psychologii ludzkiej) upatruje czynnik przesądzający na rzecz ateizmu, choć u niego to nie było jeszcze tak wyraźnie sformułowane. (Później jeszcze Nietzsche uzupełnił to o 4-ty sposób argumentowania na rzecz ateizmu - argumenty krytykujące moralność i koncepcję "moralnego porządku świata", znaną np. z Fichtego, a chyba i Kanta, generalnie pojawiającą się tu i ówdzie filozofii. Co ciekawe - jego polscy komentatorzy, piszący przedmowy do jego tłumaczeń, potrafią np. stwierdzić, że postrzegał chrześcijaństwo jako jakąś religię przegranych, poddania się, fatalizmu itd., "ale jest też inne chrześcijaństwo, waleczne" itd. - czy aby ktoś tu nie słyszał o encyklice "Militantis Ecclesiae", ukradkowo na mój temat napisanej... wszak Nietzschego mam w nazwisku.) Nazwisko tego filozofa - Feuerbach - oznacza "strumyk ognia" (albo "ogniowy Bach", znany protestancki kompozytor baroku), przy czym to początkowe FEUER (niem. "ogień") jest tak trafne, tak fundamentalne dla kwestii ateizmu (albowiem lęk przed piekłem, ogniem piekielnym to jedna z kluczowych sił przeciwdziałających ateizacji społeczeństw), że nic lepszego chyba nie można by wymyślić, a zatem takie trafienie się nazwiska dla akurat najsłynniejszej lub jednej z kilku najsłynniejszych postaci ateizmu historycznego nie może być przypadkiem albo w każdym razie jest to bardzo mało prawdopodobne (jak np. 1 do 10.000 – bo 10.000 innych słów ze słownika mogłoby się trafić...), porównując to z wersją, że wykreowała jego postać "grupa watykańska" (choćby nawet samo w sobie było to oceniane jako bardzo mało prawdopodobne, np. 1%), trzeba uznać, że na rzędu 99% tak było, a tylko na rzędu 1% nie (100 razy niższe prawdopodobieństwo trafu losowego). Natomiast końcówka Bach pasuje do słynnego kompozytora, co stawia go w jednej linii z Schopenhauerem ("Chopin to straszna hała"). Chciałbym tu też zauważyć, że przewijanie się wątków "genezyjskich" u Słowackiego w zestawieniu z tą postacią dodatkowo uprawdopodabnia, że całe to filozofowanie o historii i wywodzzenie z niej ateizmu (już od początku XIX w.) to w papiestwie miało korzenie, skąd następnie przenikło do monarchów. Feuerbach zmarł w 1872 r., czyli w roku debiutu Nietzschego – zapewne nie przez przypadek. Na podobnej przecież zasadzie równo miesiąc po śmierci Nietzschego przypadają moje urodziny. Dodatkowo trafność dobrania Feuerbacha po nazwisku przejawia się w tym, że inny-wcześniejszy bardzo znany niewierzący filozof z Niemiec też miał w nazwisku słynnego kompozytora. Tu Bach, tam Chopin ("Schopen" po niemiecku czyta się tak samo jak Chopin). Bach miał niekatolickie przekonania religijne, był protestantem (możliwe, że Chopin również przestał być katolikiem, są na to i pewne inne wskazówki, a zapewne to w ogóle może mu w tym pomogli i zrobili pewien spisek, w który zamieszany był też Słowacki, co do "wycinania serca zmarłemu"). Jeśli chodzi o ukryty podtekst w tej całej linii filozofów (Feuerbach! Schopenhauer! itd.), to ja dostrzegam tu taki, że papiestwo chce przez to pokazać, że jest pobłażliwe dla pewnej krytyki, a mianowicie takiej typowo protestanckiej: że człowiek nie ma wolnej woli. Z tego cyklu to nawet byli jacyś filozofowie (bo przecież i u Feuerbacha można odnaleźć rozumienie tematu dylematu determinizmu), Nietzschemu go podsuwano, gdy uzgadniano z nim, że ma się (taka propozycja związana z papiestwem) podjąć pisania i m. in. zająć wyraźną opozycją wobec religii, wspominałem o tym powołując się na konkretne cytaty na /dowody-wtc.html, a także w opisie "Trwania tej afery od XIX w." pod nagłówkiem bloga. Krytykowanie wolnej woli nawet nie było bardzo źle widziane, tyle, że jeśli idzie o jakieś argumenty, to co najwyżej fizyką można przekonywać, od argumentów czysto rozumowych lepiej się powstrzymać, tak to chyba sugerowano, jak można wnioskować po rzucanych aluzjach (patrz tekst dowody-wtc.html). Krótko mówiąc: religia ma się oczywiście wśród katolików wybronić z tych zarzutów, bo takie rzucanie tylko "kalumni", argumentów wydających się płytkimi (patrz np. krytyka Nietzschego przez Chestertona), oczywiście mało kogo przekonuje. Co do protestantyzmu to przecież sam Marcin Luter, czyli główny twórca reformacji (ewangelicyzmu), napisał "O niewolnej woli" i był żarliwym przeciwnikiem teorii, że człowiek ma wolną wolę i krytykował ją w oparciu o argumenty teologiczne (a był to ksiądz i bodajże profesor teologii); wiadomo też, dla porównania, że Tomasz z Akwinu nie wierzył w wolną wolę rozumianą jako zaprzeczenie tego, że ludzkie wybory są skutkami z konkretnych przyczyn (w tym przede wszystkim jako skutek planu Bożej Opatrzności). U myślicieli tych, wykazujących wprawdzie tego rodzaju odchyły, zupełnie brak natomiast znanego już od Oświecenia argumentu, że kosmologiczne teorie Biblii okazują się nietrafne, gdyż niebo jest puste i jedynie widać bardzo bardzo odległe ciała niebieskie, a nie jakieś twarde sklepienie, czyli coś w rodzaju kopuły bazyliki (patrz Księga rodzaju, opis stworzenia świata: sam "Bóg nazwał to sklepienie niebem"). Nieliczni zajmujący się tym tematem uczeni (aczkolwiek trochę ich na przestrzeni wieków było) zadziwiająco po dziś dzień trafne wyliczenia uzyskiwali dzięki metodzie paralaksy, tzn. trygonometrycznie i w oparciu o model heliocentryczny oraz np. posługując się jednostką "obwód Ziemi". Interwencje papieskie w filozofii po dziś dzień mają ogromny wpływ na kulturę masową i ci, co w ogóle zainteresowali się historią filozofii i debatą teizm-ateizm, o jakiej w niej można poczytać, dostrzegają może przede wszystkim temat wolnej woli (np. mój dziadek też mi kiedyś na to zwrócił uwagę, wskazując na poglądy komunistów-marksistów), podczas gdy temat prymitywnej i nietrafnej kosmologii oraz związanych z tym koncepcji nieba i Boga w niebie jakoś często zupełnie umyka ich uwadze. Z drugiej strony interwencje te, lansowanie filozofów niewierzących, stwarzają w ogóle pozór, jakoby było jakieś pole do debaty, tylko po prostu ateiści nie są zdaniem ludności – i "na pewno też zdaniem papieża" – wystarczająco przekonujący, jak każdy może się przekonać.
- [1830] Franz von BAADER jako profesor filozofii kształcący Hoffmana czy też nawet jakiś jego promotor. Jak wiadomo, w tamtych czasach potężne było już imperium brytyjskie, na języku angielskim oparte też było nazwisko Kant (kojarzył się poza tym ten język oraz także słowo can't = nie da się, z drugiej strony, z Davidem Hume'm, autorem nowożytnego sformułowania tzw. dylematu determinizmu). Baader wprawdzie brzydził się Humem, ale to nie ma znaczenia, mnóstwo było wtedy ludzi religijnych wykładających na kierunku filozofia. Ang. bad oznacza "zły", końcówka -er stosowana jest przy przymiotnikach, by oddać wyższy stopień czegoś (może religijności – bo istotnie tak było, można poczytać o poglądach filozoficznych tego człowieka), a w ogólności także jest stosowana, by stworzyć rzeczownik: "ten, który czyni jakimś", "ten, który coś robi". I tak np. killer = ten, który zabija, maker = ten, który wytwarza, wyrabia coś (ang. make to czasownik "zrobić"), player = gracz (wiadomo, co znaczy play... "grać") itd., więc – z przymrużeniem oka, bo takie słowo nie istnieje i jest to naciągane słowotwórstwo – bader oznaczałoby: "ten, który czyni złym" (ang. bad = zły). Hoffman miał więc profesora, który go złym uczynił – a wyrazem tego jego "zgorszenia" było uznanie, jakim darzył Nietzschego, czy też wróżenie mu jakiejś wielkiej misji. Zapewne to po prostu politycznie załatwiono, że ten się będzie kształcił u tamtego – typowy przykład doboru po nazwisku. Pamiętajmy, że papież Leon XII (1823-1829) wszczął reformę szkolnictwa oraz zorganizował remont Uniwersytetu Gregoriańskiego w Państwie Kościelnym (skąd zaś troska o Prusy?... może dlatego, że tam wcześniej był Zakon Krzyżacki, po czym nastąpiła sekularyzacja państwa; Państwo Kościelne, przypomnę, w 200-lecie obrazu Netschera przedstawiającego słynnego fizyka Huygensa poszło tymi samymi ślady i zostało zastąpione świeckim królestwem ze stolicą w Rzymie). A zatem jest jak najbardziej możliwe, że papiestwo się mieszało w sprawy uczelni, wręcz jest to najprawdopodobniejsze wyjaśnienie, podczas gdy przypadek losowy – przy takiej bliskości czasowej omawianych tu zjawisk – wydaje się, dla porównania, tak na oko bardzo nieprawdopodobną opcją. Do postaci Baadera nawiązywała później postać Dartha Vadera z Gwiezdnych wojen, o czym będzie tutaj w osobnym punkcie. Przez ostatnie 3 lata Baader był zawieszony jako profesor uczelni ze względu na to, że krytykował angażowanie się Kościoła Katolickiego w sprawy polityczne jego kraju. Po upływie tego czasu zawieszenia zmarł.
- [1831] David Friedrich STRAUSS (nazwisko jak znanego kompozytora, twórcy utworu "Nad pięknym modrym Dunajem") – niemiecki pisarz, filozof i teolog. Profesorem został w wieku 23 lat w Tybindze. Analizował Biblię, wytykał zawarte w niej sprzeczności (aczkolwiek pewnie nie krytykował za bardzo tematu nieba, wprawdzie nie wiem, nie czytałem; nie na wszystko pewnie można było sobie pozwolić, zresztą temat wielu uważało za otwarty). Napisał w związku z tym książkę "Żywot Jezusa. Krytycznie opracowany" (Das Leben Jesu. Kritisch bearbeitet) oraz "Stara i nowa wiara" (alte und neue Glaube), które zainspirowały młodego Nietzschego i zrobiła podobno wielką karierę na uczelniach, była swego czasu bardzo popularna (Nietzsche podaje w Antychryście: "Minął czas, gdym i ja, podobnie jak każdy młody uczony, rozkoszował się z roztropną powolnością wyrafinowanego teologa dziełem niezrównanego Straussa"). Prawdopodobnie został wylansowany na "wyrzutka z chrześcijaństwa" przez "grupę watykańską" w związku z tym, że istniał też kompozytor Strauss (szukano jakiejś zbieżności w nazwiskach), z rodziny artystów, który urodził się 1 miesiąc po moich przyszłych urodzinach (może namówiono rodziców, by się postarali wtedy rodzić). Kompozytor muzyczny Strauss narodził się bowiem 25. października. Wygląda to na dobór po nazwisku oraz machinacje przy narodzinach zarazem (nie każdy by się pewnie zgodził, a kompozytorów, zresztą ludzi niewątpliwie wykształconych, nie było pewnie tak dużo, by się na pewno znalazł jakiś taki). Dobór po nazwisku (nomen omen) jest oczywiście typowy w tej grupie i właśnie na tej podstawie robię tutaj wpisy. Na stronie http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=14&t=6907 wskazane jest, że te moje przyszłe urodziny były planowane już w XIX w., a na pewno przez wiek XX pod różnymi władzami (na ten temat z kolei polecam to: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796). Data moich urodzin to też data rozbioru pruskiego (II rozbioru Polski), co pasuje do miejsca opisywanych tu akcji dotyczących niemieckiej sceny filozoficznej. W mieście urodzin i śmierci tego uczonego Ludwigsburgu założono też w XX w. Centrum Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych. Kwestia wylansowania tego człowieka pokazuje zakulisowy wpływ grupy watykańskiej na Austrię w I poł. XIX w., co ma pewne znaczenie w kwestii rozbiorów Polski (wiadomo, że władcy europejscy uważali polski ustrój za szkodliwy, w roku I rozbioru założono w Polsce dzielnicę Gdańska Nowy Port, dokładnie 1. lipca, czyli na początku II półrocza, zaś nastały już po tym wydarzeniu papież Pius VI potępił insurekcję kościuszkowską i nakazał biskupowi Krasickiemu "wpajać w naród polski obowiązek wierności, posłuszeństwa i miłości panom i królom", czyli lansował postawy antyniepodległościowe.
- [1832] Søren KIERKEGAARD - filozof duński (zmarł 11. listopada, czyli w Święto Niepodległości Polski; jego imię brzmi podobnie do "syrena", czyli do herbu Warszawy; przy czym skojarzenia padają też na stolicę Danii, czyli Kopenhagę – "coś dla Polaków! z tą Kopenhagą i kopenhaskimi sprawami to się szykują niezłe przekręty..."). W ważnych wtedy z politycznego punktu widzenia kwestiach religii wykazywał poparcie dla chrześcijaństwa, ale wrogość wobec zinstytucjonalizowanej religii. Dlatego też jego filozofia zaistniała najpewniej w następstwie decyzji króla poprzedzonej życzeniem i błogosławieństwem papieża. Jego nazwisko (gdyż wystąpił tu nieznany jeszcze wtedy powszechnie, a i do dziś bardzo mało znany, mem doboru po nazwisku) oznacza "gardzący czarownikami" (Kierke to taka czarownica - postać z mitologii), być może to taka ironia w kwestii jego podejścia do duńskiego Kościoła protestanckiego. Gdy umierał podobno proponowano mu przyjęcie komunii, ale odmówił takimi oto słowami: "Tak, ale nie od pastora. Pastorzy są urzędnikami, a urzędy nie są powiązane z chrześcijaństwem" (prywatne zapisy pastora Bosena, który go wtedy codziennie odwiedzał i może to on podał mu truciznę, patrz https://histmag.org/im-mniej-strachu-tym-wiecej-ducha-160-rocznica-smierci-sorena-kierkegaarda-12200). Zmarł w wieku 42 lat (po angielsku te cyfry czyta się "for", "tu" - skojarzenia: fortuna, powodzenia...) 11. listopada, czyli w święto przyszłego odzyskania niepodległości przez Polskę. Potwierdza to tylko, już i tak zupełnie na innych jeszcze podstawowach wywiedzioną przeze mnie, teorię, że papiestwo miało plan odzyskania niepodległości przez Polskę już wtedy, gdy ona upadała (a także popierało poniekąd dążenia krajów zaborczych), a także plan co do polskiego papieża - patrz, wraz oczywiście z dowodami, opis tutaj: www.bandycituska.pl/dowody-wtc.html#info. Nietzsche później, który podobno nawet przeczytał coś niecoś Kierkegaarda, często w swych książkach powtarzał o "czarodziejce Kierke" (która przyjaciół Odyseusza zamieniła w wieprze; czy to aby nie o tej kopenhaskiej interpretacji mechaniki kwantowej? i czyimś tam wizerunku?... brawo! trafiony - zatopiony! no, ale przyznajmy, że to nie takie ważne, jedynie jest to kwestia wizerunku i odbioru społecznego...) - prawdopodobnie podpowiadał mu to przekaz podprogowy w związku z dosyć świeżym wtedy morderstwem tej grupy. Podobnie też u Nietzsche pada nieraz temat "podawania trucizny", "wypijania jej" przez Sokratesa (a jeszcze częściej - u spikerów). Kierkegaard może po to był wylansowany, by tym łatwiej było jakoś zaklasyfikować Nietzschego w filozofii, bo coś takiego, jak jego książki, w ogóle trudno ująć w jakieś ramy systematycznej, normalnej filozofii (najprędzej etyka, ale to się czyta trochę też jak felietony w gazecie, a nie jak trudne wykłady), toteż ukuto koncepcję "egzystencjalizmu" - filozofia jako swego rodzaju wyraz osobistego podejścia autora, wyrażenia jakiegoś dopuszczalnego światopoglądu (bez przesadnych tendencji do konkretnego dowodowego obalenia czego innego). XIX-wieczne początki egzystencjalizmu wiąże się właśnie z - zupełnie zresztą różnymi, aczkolwiek obaj autorzy pisali o religii - filozofiami Kierkegaarda i Nietzschego.
- [1840] Karl MARX: słynny żydowski filozof ma oczywiście wyjątkowo trafne nazwisko, jak na komunistę, ponieważ ang. trade mark = znak towarowy (mark ogólnie to m. in. "znak", "marka"), zaś przecież komunizm ze swą hegemonią państwa oraz zniesieniem własności miał właśnie spore szansę w ogóle wyeliminować wszelką konkurencję i zabiegi o markę. To jednak, że kluczową intelektualnie czy w każdym razie najbardziej nagłośnioną postacią staje się akurat osoba o trafnym nazwisku, już bynajmniej nie jest oczywiste i nie jest przejawem jakiejś naturalnie wszystkim ludziom przyświecającej mentalności. To sposób myślenia pewnej grupy, wąskiej elity: "lansować ludzi dobranych do czegoś złego PO NAZWISKU". Komunizmem Marx dziwnym trafem zainteresował się chyba w Berlinie i mniej więcej wtedy, gdy pisał doktorat, czyli ok. roku 1840 – czyżby w związku z jego kontaktami na uczelni? Ktoś akurat jemu pewnie tę myśl zajęcia się tematem podsunął. Uczelnie państwowe, jak tu widać (od czasów bodajże "reformy szkolnictwa" przez papieża i "remontu uniwersytetu gregoriańskiego" w pierwszych dziesięcioleciach XIX w.), a zwłaszcza w Prusach, kojarzyły się z wpływami ateizmu (już od czasów Oświecenia) i zarazem papieskiego trendu nazywania ludzi po nazwisku. Często to właśnie za tymi Prusami się chowano, ale przecież nie tylko, do naszego Słowackiego niewątpliwie też przenikały pomysły z tej swoistej centrali (= z papiestwa), np. to jego 30 lat później opublikowane a w roku narodzin Nietzschego napisane "Genesis z ducha". Można tu dodać, że światowy człowiek, jakim był Lenin, pewnie za sprawą nazwiska Marks przybrał taki pseudonim, no, chyba że tu też były jakieś kontakty, ale o to raczej byłoby trudno w tamtych czasach. Nie było takiej globalnej komunikacji. Tutaj natomiast, w Prusach, mamy gotowe przykłady innych podobnych do Marksa przypadków.
- [1842] Friedrich NIETZSCHE z Prus jako nowy filozof na scenie europejskiej (spopularyzował się w ostatniej dekadzie XIX w.; podany rok 1842, za rządów teraz już syna "króla od Feuerbacha", jest to rok – zapewne jak najbardziej nieprzypadkowego – uczynienia z rozkazu króla pruskiego jego ojca miejskim pastorem, 2 lata przed urodzinami F. Nietzschego – co ciekawe, równo 30 lat później sam F. Nietzsche, noszący z tego powodu imię po tym królu, wydał swą debiutancką książkę "Narodziny tragedii"...). Radykalny w poglądach ateistycznych, lansował też – co niezwykłe – odejście od większości tradycyjnych zasad moralnych w stronę innego rodzaju wartości. I, co niezwykłe, pozwalali mu na takie pisanie (już przecież wcześniej Schopenhauer, bogaty kupiec, wydawał swe książki szerzące m. in. ateizm, ale i – akurat w przypadku tego autora – cześć dla wartości moralnych): chyba jedyne, na co Nietzsche już wiedział, że mu nie pozwolą, to wyszydzanie wprost Biblii (i argumentowanie na rzecz ateizmu) na podstawie tego, że jest przywiązana do kosmologicznej teorii niebios. Co wskazuje na to, że wykreowali go jako filozofa papieże wespół z władcami Prus i Bazylei, i tamtejszej uczelni? Omawiałem to w tym oto wpisie na forum (w części w kolorze różowym), tutaj przytoczę to w skrócie. Jego nazwisko wzięto zapewne od malarza Netschera, który namalował w 1671 r. portret fizyka Christiaana Huygensa (dziwnym trafem 200 lat później, w 1871 r., na zawsze upadło – silne od 1000 lat – Państwo Kościelne; "upadło od Nietzschego"?). Ponadto Nietzsche (czyt.: nicze) brzmi ciekawie po polsku w ramach sformułowania "filozofia Nietzschego" – filozofia niczego (przypomnijmy pieśń kościelną: Pan jest pasterzem moim / Niczego mi nie braknie...; Pasterzem moim jest Pan i nie brak mi niczego), a tymczasem, gdyby ktoś zadał sobie trudu i wczytał się w jego książki (w tym także te pisane normalnie, a nie jako parodia Biblii), znalazłby w nich specyficzne, typowe dla Nietzschego podejście: "wszystko upadło", "sprawa już leży powalona" (to moje przenośne streszczenia, a oto przykładowy cytat wierny [358]: "wiara w Boga obalona, wiara w chrześcijańsko-ascetyczny ideał moralny toczy właśnie jeszcze swój bój ostatni"). Nic po prostu, tylko już wszystko nie żyje (ukuł z tego hasło: Bóg umarł)! Dlatego też: filozofia niczego. Ale przede wszystkim Netscher jako klucz doboru po nazwisku (szukano kogoś na N, co za chwilę wyjaśnię); co w nim ważnego? Nie o malarza tu oczywiście chodzi, tylko o Huygensa, który był bodajże 2 uczonym (a spośród najbardziej znanych: pierwszym), który policzył w czasach nowożytnych odległości do ciał niebieskich w układzie słonecznym, policzył, jakie to wszystko jest dalekie i ogromne... I jak (oczywiście, przy takim założeniu) pusto wszędzie dookoła... A zatem to, że niebo jest puste, zaczęło do nas powoli docierać począwszy od jego czasów (jeszcze parę lat wcześniej to samo obliczał Włoch, niejaki Cassini: odległości te wyrażał w obwodach Ziemi i obliczał na podstawie tzw. paralaksy i to były prawie że poprawne obliczenia, w każdym razie dużo rozsądniejsze, natomiast znacznie bardziej znany jako uczony jest oczywiście Huygens; od jego imienia i nazwiska też pewnie wziął się znany tzw. nowy ateista z USA z niedawnych lat, Christopher Hitchens, aczkolwiek "klon Cassiniego": niejaki Kasiński też jest tutaj na liście, przy roku [2016]). Potem jeszcze sporo uczonych poszło w ślady tych 2 (zwłaszcza metodą paralaksy, czyli Cassiniego), dopracowywano metody. Co jeszcze? Mnóstwo rzeczy wskazuje na to, że jego filozofia od początku była związana z wpływem papieskim (inaczej po prostu mielibyśmy tu do czynienia z gigantycznymi zbiegami okoliczności, tj. z układaniem się przypadków – np. nazwisko filozofa, jego pierwsza książka w zestawieniu z tym, co papiestwo później zaczęło wyprawiać – dziwnym trafem tak właśnie, jak to z koniecznością, ze względu na ważne dyrektywy postępowania zakorzenione w ludzkich pragnieniach, próżności itd., powinno było się ułożyć, żeby było idealnie), zaś to, że papieże w ogóle się nim interesowali, jest niemalże oczywiste. Tematyka encyklik (o Piotrze Kanizym – jak moje personalia, Piotr K. Nizy...), daty (np. Nietzschego zabrano do szpitala psychiatrycznego, gdy urodził się tancerz Niżyński), podobieństwo z książkami ("uwierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił" – z Tako rzecze Zaratustra; podobnie np. zagrożenie ze strony psychiatrii represyjnej jakoś tak dziwnie przewidział w książce Wiedza radosna we fragmencie "Człowiek oszalały", który bardzo nawiązywał do... astronomii, łatwo go skojarzyć z problemem nieba w teologii i kosmologii; to ta główna postać, człowiek oszalały, bardzo się tym przejmowała), podobieństwo z późniejszym życiorysem tancerza Niżyńskiego (też rzekomo zwariował, ten niezbyt mówił po polsku, ale podobno był Polakiem). Sporo wskazuje, że w sprawę jego filozofii był zamieszany Watykan, a i sam Nietzsche pisał liryczne fragmenty typu "O sanctus Januarius!" (w języku rzymskim, czyli łacińskim: "o święty styczniu!", czyli przenośnie: święty początku!), jego książka Narodziny tragedii niewątpliwie świetnie trafiła w ważny temat, zapewne z góry już wtedy planowany (jak dowodzę we wpisie na forum), żywotów moich przodków, które tak były planowane, że na podstawie daty urodzin już z góry ustalona była data śmierci (choć nawet jeszcze ci ludzie się nie narodzili, bo należeli dopiero do przyszłości i to odległej np. o 20 lat). A zatem temat fatum wiszącego nad ludźmi (co jest podstawą tragedii greckiej) miał tu już z góry w jego filozofii swe odzwierciedlenie, a zarazem i samodzielnie musiał papież na to wpaść, bo to (planowane przez dziesięciolecia, stulecia morderstwa, którym patronowały postaci kolejnych papieży) aż się prosi na temat do prezentowania i opracowania, gdy się jest wątpiącym a nawet niewierzącym. Krótko: ktoś go chyba zaplanował. Wcześniej jeszcze był pomysł inicjałów PN (takie, jak moje), że z tego później będzie "Piotr N..." (i teraz jakiś bardzo wyrazisty pod względem przywiązania do ateizmu filozof na N), gdzie "Piotr" może oczywiście łatwo kojarzyć się z papieżem, skoro już dojdzie do takiego skandalu. Inicjały PN wzięły się bodajże od rewolucjonisty francuskiego i amerykańskiego Thomasa Paine'a (jeden z ojców założycieli USA), który bardzo krytykował Biblię i głosił, że za sprawą nowoczesnej astronomii jej historie są tylko śmiesznymi mitami (książka The Age of Reason). Dodam tu na koniec, że Nietzsche zmarł miesiąc przed moimi urodzinami, ale to nie jest tak, że po prostu moje urodziny dobrano później, jako skutek daty jego zgonu. Ich data była już gotowa, bo jest to data urodzin prezydenta Włoch nazwiskiem PERTINI (jak Petri Ni..., gdzie łac. Petri = dosł. "Piotra"), jedynie dwie środkowe cyfry roku trzeba zamienić miejscami. Co do interwencji papiestwa na uczelniach to pisałem o tym we wpisie na forum. Pierwszą wielce pochlebną recenzję Nietzschemu (po wydaniu przez niego drugiej książki, licząc od "Narodzin tragedii") napisał niejako profesor Hoffmann. Po niemiecku znaczy to: "człowiek nadziei" (niem. hoffen = mieć nadzieję). Zarazem gdy ten Hoffman w ogóle zabrał się za zostawanie zawodowym uczonym (bo mógłby się przecież taki w ogóle nie znaleźć!), akurat ówczesny papież rozpoczął reformę szkolnictwa w Państwie Kościelnym, zajął się organizowaniem remontowania uniwersytetu itd. edit 2019-01-14: Przedstawiam dodatkowe bardzo wyraźne wskazówki na to, że Nietzsche został dobrany do swej roli w związku z nazwiskiem "Netscher" (malarza XVII-wiecznego) i postacią fizyka Huygensa. Kilka z nich tu i ówdzie już podałem, tutaj wspomnieć by trzeba jeszcze o postawie Niemiec nazistowskich, które (prawdopodobnie za sprawą Włoch) były, jak widać, wtajemniczone w różne zakulisowe sprawy papiestwa (spiski). Wskazuje na to choćby ich supernowoczesny "radar Würzburg" (za rządów nazistów powstały ich tysiące, "patrolowały" niebo) budzący skojarzenia z "niejakim profesorem Hoffmannem z Würzburga", o którym wspominał Nietzsche w Ecce Homo i o którym tu wcześniej była mowa. Oczywiście – pasuje to do (na pewno już wtedy istniejących, jak wskazuję na blogu, patrz odnośniki pod nagłówkiem) planów co do mnie i mojej rodziny (przodków). Otóż na terenie okupowanej Warszawy w 1943 r. w moje urodziny (25. września, jak data rozbioru pruskiego) dowódcą SS i Policji uczyniono Franza KUTSCHERĘ, co niewątpliwie po pierwsze jest przejawem doboru po nazwisku, czyli znowu trafia w znaną metodologię grupy, a po drugie nazwisk opartych na literach TSCHER w Niemczech nie ma wcale tak dużo. Nie wiem, ile ich na 100, ale może ze 2, a pewnie mniej. Ogólnej widowni może to wzbudzić pewne skojarzenia z postacią Nietzschego, natomiast ezoterycznie patrząc jeszcze bardziej pasuje to do Netschera.
Do postaci Nietzschego i jego "wyjętego spod prawa" twórcy (w postaci, jak już łatwo sobie w obliczu wszystkich omawianych tu na stronie faktów dopowiedzieć, papieża) zdają się nawiązywać powieści Juliusza Verne'a z roku o 2 poprzedzającego i o 2 późniejszego od roku debiutu literackiego Nietzschego (1872 - "Narodziny tragedii", w związku z planami co do zabijania), są to mianowicie "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" (Nemo miał być Polakiem, ostatecznie zrobiono z niego Hindusa - zgodnie ze słynnym obiektem zainteresowań i analiz dawnego mistrza Nietzschego - Schopenhauera - w dziedzinie religii; zmiana pierwotnie wymyślonej narodowości miała miejsce podobno za sprawą rządu) oraz "Tajemnicza wyspa". Słowo Nemo w języku Kościoła katolickiego (tj. po łacinie) oznacza bowiem "nikt" (co pasuje do "filozofii niczego"), zaś dodawanie/odejmowanie dwójek to typowa metoda transformacji dat w tej mafii. Nota bene "pod morzem" i "ponad niebem" to pokrewna tematyka i zapewne stąd idea (zresztą przykładowo "papieski Bell", o którym za chwilę, też interesował się sprawą latania). Wraz ze sprawą papieskich interwencji w dziedzinie tańca podchwyciła to grupa muzyczna "K.A.S.A." w piosence "Smak 80-tych lat", zapewne inspirowana w tym politycznie (podobnie, jak np. zespół "Papa Dance" - sami z siebie nie mieliby szans na takie skojarzenie i przy tym jednocześnie taką sławę), jak pokazują filozoficznie brzmiące słowa "Kapitan Nemo, Papa Dance stanowili życia sens". Swoją drogą muzyk tej grupy nazwiskiem Kasowski powinien na siebie uważać z racji tego, że zabito niejakiego Kasińskiego (oraz z uwagi na to, że zabito m. in. Korę, Zombie Boya, żonę aktora Klanu, aktorkę z Kiepskich itp.). Nazwa KASA też bardzo charakterystyczne i kojarzące się z urzędami skarbowymi, o sprawie może słyszał od spółdzielni mieszkaniowej(?)...
- [1871] Graham BELL (ang. bell = "dzwonek") jako wynalazca telefonu. Prawdopodobnie kluczowym motywem przemawiającym za przyspieszeniem prac nad telefonem była potrzeba stosowania przekazu podprogowego: bo, jak można poczytać w danych encyklopedycznych-historycznych, w przypadku Bella w tle jego prac nad telefonem od początku była też kwestia osób głuchych. A przecież: nie sposób szeptać człowiekowi zza ściany tak, żeby mu manipulować myślami (to, co w latach chyba 40-tych XX w. nazwano "przekazem podprogowym") – on tego nie dosłyszy. Ale gdyby zastosować jakiś rodzaj urządzenia elektrycznego, które to podgłaśnia, odtwarza z odpowiedniego miejsca – czemu nie? Nazwisko tego człowieka jest tak trafne, tak pasuje do tematu telefonów, że trzeba podejrzewać tu udział tej samej grupy, która już i wcześniej dobierała ludzi po nazwisku do czegoś złego, do realizowania swej tajnej misji. Co ciekawe, następnie jeszcze w XX w. znaleziono osobę nazwiskiem Bell, która w imieniu świata nauki miała "udowodnić" indeterminizm (p. tzw. nierówności Bella). Graham Bell, wynalazca telefonu, współpracował z Pollokiem (nazwisko kojarzące się z "Polak") – to kolejna poszlaka, że maczała w tym palce grupa watykańska, tym bardziej, że plany o odrodzeniu Polski sięgały rozbiorów (1795), patrz www.bandycituska.pl/dowody-wtc.html. Graham Bell miał prawnika nazwiskiem Pollok, potem jeszcze George Lucas – twórca Gwiezdnych Wojen – miał prawnika nazwiskiem Pollock; też ten reżyser figuruje na niniejszej liście. Może nawiązuje on do historii amerykańskiego programu antyrakietowego (w tym pomysłów co do jego kosmicznej ekspansji – jest wersja, że oni obecnie mają armię nuklearną w Kosmosie, jakoś powiązaną też z elementami nasłuchującymi-radarowymi; to chyba poważne zakłócenie równowagi sił na świecie, zwłaszcza zważywszy na niemoralną postawę tamtejszych polityków), programu bardzo zapewne popieranego i lansowanego także przez papieża. Aczkolwiek w dzisiejszych czasach, jak można podejrzewać, Ameryka bynajmniej nie ma już monopolu na realizowanie ochrony antyrakietowej, co najwyżej w jakiejś tam części, ale też nie musi tak być.
- [1878] Izadora DUNCAN (nazwisko kojarzące się z jednej strony z okrucieństwem, bo z Makbetem, gdzie jest postać Duncana, i dlatego też z makabrą, a z drugiej: z tańcem po angielsku, ang. dance) – Izadora to wprawdzie jej drugie imię, ale że w ogóle ktoś taki się znalazł – i to w dziedzinie artystycznej, co upraszcza powiązanie tego ze sprawą Rafaela i "rodzących się tragedii" (por. Narodziny tragedii [dalej: z ducha muzyki] Nietzschego z 1872 r., Genezis z ducha Słowackiego z 1844 r., ujawnione pośmiertnie w 1874 r...) – jest to przypadek, który by się najpewniej wtedy nie zdarzył sam z siebie. Skrajnie mało prawdopodobne; gdyby jeszcze wyrzucić to kryterium sztuk pięknych, ale właśnie tutaj jest świetne trafienie, a imię przecież bardzo rzadkie. Ktoś temu przypadkowi więc najpewniej pomógł (zresztą ona nie od urodzenia interesowała się tańcem, tylko od chyba wczesnych lat 90-tych XIX w. czy od lat 80-tych, więc może to minimalnie trzeba przenieść do przodu w latach), czyli być może imię trafiło się takie za sprawą doradztwa lub zastosowania świeżo opatentowanego nawet telefonu ("dzwonek wynalazł telefon", a także kolega Garibaldiego, jednego z ojców założycieli świeckiego Królestwa Włoch, które podbiło też Państwo Kościelne) do generowania przekazu podprogowego, w czym pomagała zapewne korupcja w państwowych czy niepaństwowych agencjach mieszkaniowych. Dlaczego imię kojarzące się ze św. Izydorem z Sewilli (którego później Jan Paweł II uczynił Patronem Internetu i Internautów) idealnie pasowało, to wyjaśniam na stronie http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=14&t=6907 omawiając w tekście na różowo postęp planów co do zabijania mej rodziny (przodków), generalnie chodzi tu o to, że daty są blisko i też można coś świetnie ułożyć: o ile mojej matce pasuje data Rafaela 6. kwietnia i można jej ułożyć na cyfrach 12345566 wyjaśnienie tej daty (są to wtedy cyfry opisujące narodziny i długość życia, tj. narodziny 2. stycznia 1955 r.), to babci pasowała 1375-ta rocznica Izydora z Sewilli (też wychodzi data na 11234456) i w dodatku ten nr 1375-ta pasuje dodatkowo, bo rok 1923+13+75 = rok śmierci wychodzący z takich dat 11234456 (lata parami, śmierci i narodzin, a potem dni-miesiące), przy czym są one tuż obok, 6. kwietnia Rafaela jest tuż obok 4. kwietnia Izydora z Sewilli.
- [1881] Ferdynand Adolf KEHRER [czyt. "kerer"; rdzeń ker + końcówka -er typowa w angielskim i niemieckim na oznaczenie tych, którzy coś wywołują, sprowadzają] — zmarł najprawdopodobniej samobójczo (jak każda osoba, która pretendowała do jakiejkolwiek istotniejszej roli, mającej odzwierciedlenie w kronikach: musiało przecież stanąć na tym, że "dawniej to się krótko żyło, bo nie było tak dobrej służby zdrowia", "często też umierano przy porodach": m. in. aby umożliwić sprawę koronawirusa, a wcześniej – sybillińskie przekręty przy porodach). Naukowiec, ginekolog. To on wykonał pierwsze w historii cesarskie cięcie, a to w moje przyszłe urodziny (105 lat przed nimi), w każdym razie te wg oficjalnych dat ustalone. Dobrany najpewniej po nazwisku właśnie po to, by kojarzyło się z "tym, który chce karać" (tj. ze mną), wyręczając papieża i może jakąś lewicę w stylu "Piekło kobiet" w rzucaniu w moją stronę pierwszego głupawego kamienia – który zresztą mało do kogo trafia, z wyjątkiem sfałszowanych jakichś przyszłych może sondaży. Mam tu na myśli to, że skoro u kobiet stan niezaspokojenia seksualnego ma być jakiś chorobliwy ("zespół Kehrera"), jak to można wywieść ze współcześnie głoszonych tez (które ww. rzekomy syndrom – w rzeczywistości zapewne zmyślony przez papieża i hiperprzesadzony – wiążą ściśle z tym stanem jako jego przyczyną), to u mężczyzny to już w ogóle niemalże samobójstwo, jak zaraz zaczną głosić osoby w rodzaju Wiśniewskiego (od teorii o jaskiniowcach, którzy nic tylko zapładniali na lewo i prawo, i od jakiejś "aktualności tego modelu"). Wstępnie wyjaśniłem to już powyżej przy roku 1742 i postaci Celsusa jako zaplanowane na rok 2020 i fazę 69 przypadającą w Zaplanowanej Historii Kościoła po sprawie koronawirusa. Rzekomy "zespół Kehrera", z którego zrobiono aż jakiś problem medyczny, ma podobno być spowodowany niezaspokojeniem seksualnym, jak to media ogłosiły, i polegać m. in. na jakichś bólach, przy czym w rzeczywistości przecież ww. specjalny "stan" jest to stan naturalny i u mnóstwa dzieci i nie tylko występujący (nie ma tu jakiejś naturalnej granicy), o czym oczywiście każdy sensowny badacz pamięta. Na tym tle można też wskazać, w nawiązaniu też przede wszystkim do podtruwania żywności, na wielki plakat przy rondzie ONZ "detoks VIP" (detoksvip.pl) z namalowaną probówką, kojarzący się z moim miejscem zamieszkania. Przechodząc do meritum, zapewne "tego od karania" P. Niżyńskiego tutaj by TV i inne takie ośrodki może chciały oskarżać, że "nie ma żadnej tortury i żadnego nieludzkiego traktowania, sprawa jest bardzo mało istotna i bardzo mało odczuwalna, natomiast jedyny problem to brak masturbacji" – tego rodzaju wybitne idee współczesne. W ogóle oczywiście mi to niepotrzebne i nie na takie sprawy się uskarżam.
- [1883] Cyprian Kamil NORWID — najprawdopodobniej zamordowany, przez francuski szpital (chodzi tu o liczbę dni życia nawiązującą do ezoterycznego memu sfałszowanych ewangelii 131, tyle, że po transformacji przypominającej zamianę I na II datę charakterystyczną), po czym zyskał sobie sporą renomę. Prawdopodobnie to za datę urodzin (i po to, by zwrócić na coś uwagę, m. in. na zamordowanie innych romantyków, może wtajemniczonych w jakiś tam problem z religią związany z niebem kosmologicznym) — jego data urodzin to przeddzień daty 25.9 (II data charakterystyczna) wynikającej ze starożytnych rzymskich kalkulacji (chyba jeszcze sprzed n.e.) co do historii i prehistorii Kościoła, która to data była dodatkowo już wówczas znana też jako moja przyszła data urodzin. Personalia również trafne — CKN to prawie jak moje PKN, czyli Piotr Konrad Niżyński (zauważmy, że papież już w 1897 r. nawet oficjalnie zrobił encyklikę o Piotrze Kanizym, co pasuje do Piotra K. Niżyńskiego, z "tytułem" kojarzącym się ze świętą wojną i dlatego z II datą charakterystyczną, wykorzystaną przy tworzeniu islamu [tj. datą 25.9]). Być może w zastąpieniu tutaj litery P literą C oraz w pewnym "spóźnialstwie" tego poety, tak, iż uznano go za epigona romantyzmu, tkwi wskazówka, że papież jest tutaj niewczesny i antycypuje skrót PC oznaczający Personal Computer. Jest to wyjątkowo uprawdopodobnione przez fakt wskazania zaledwie 3 lata później przez Nietzschego na liczbę 256 ściśle w kontekście tego, co rzymskie i z "wiarą rzymską" się kojarzące (sekcja 256 książki Poza dobrem i złem). Więcej na ten temat — patrz np. tekst przy roku 1920.
- [1889] Wacław NIŻYŃSKI jako człowiek, który w przyszłości zostanie zniszczony i trafi do psychiatryka – w roku jego urodzin do szpitala trafił Nietzsche (ponadto filozofa zabito miesiąc przed mymi przyszłymi urodzinami, a także zabito jego znajomego odpowiedniego dnia, idealnie trafiając w ważną kwestię "ostatniej drogi"). Początki rzekomej schizofrenii miały być w 1919. W rzeczywistości był on chyba wybrańcem Watykanu, jako człowiek o nazwisku możliwie najpodobniejszym do Nietzsche (czyt.: "nicze") – niemieckiego filozofa ateizmu i filologa, zmarłego w 1900 r., który przez ostatnie 11 lat życia był "oszalały", bywał nawet w szpitalach psychiatrycznych (po raz pierwszy – w roku urodzin Niżyńskiego). Tak, jak Nietzsche, Niżyński-tancerz przez ostatnie kilkadziesiąt nawet lat życia podobno "chorował psychicznie". (Zauważmy, w "Tako rzecze Zaratustra" bohater książki Nietzschego powiada: "Uwierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił". To stąd chyba aż później przyjęło się w piosenkach i filmach: "Bóg Niżyński", DKA: "Jestem Bogiem" o schizofrenii, film "Jesteś Bogiem", którego premiera zresztą miała miejsce w dobrze dobranym pod kątem mego życia momencie...) Ponadto Niżyński był w połowie Polakiem, a nawet w listach oświadczał, że czuł się Polakiem (może to już wpływ Watykanu), choć w rzeczywistości średnio mówił w tym języku. Otóż także i Nietzsche powoływał się na swoje rzekomo polskie korzenie i w ogóle "pozdrawiał Polaków", niejako chciał się im przypodobać. To już czwarta zbieżność, po nazwisku, problemie psychiatrycznym i zawodzie. Ponadto Nietzsche trafił do szpitala psychiatrycznego w roku narodzin tego tancerza (1889). Może nawet już się tego spodziewał (kiedyś np. dał znać o problemie zagrożenia psychiatrycznego w aluzyjnym raczej fragmencie "Człowiek oszalały" w książce Wiedza radosna), bo pod koniec aktywnej twórczości pisał książki bardzo pospiesznie i jedynie zarysowując główne myśli, tak, że można się ich dopatrzeć, ale nie ma wyczerpującego rozwinięcia. Apogeum radykalizacji w przypadku Nietzschego to jego późna książka Antychryst.
- [1896] Władysław REYMONT, od słowa "remontować" oraz (nawiązującego z kolei do problemu nieba kosmologicznego w Biblii) "raj-świat" (gdyż przekładając na łacinę drugie słowo byłoby to raj-"mundo"). W 1924 r. ten człowiek z "wschodu Europy" dostał Nagrodę Nobla nominowany przez niejakiego Österlinga z komitetu noblowskiego (gdy tymczasem niem. Ost = wschód). Postać tego człowieka, któremu zaproponowano, by pisał, i obiecano, że będzie sławny i że będzie miał się z czego utrzymywać, jest ważnym sygnałem dodatkowo uprawdopodabniającym, że technika remontowania budynków tak, by był zabudowany telefon pozwalający odtwarzać sąsiadowi przekaz podprogowy, była już znana. Aż tak stare są korzenie afery remontowej.
- [1897] Arthur Surridge HUNT, od słowa "tropi", "przetrząsa okolicę" (ang. hunt, czyt.: "hant" - zupełnie jak wcześniej Kant, miał on zapewne "na długo zakończyć pewien temat", jak się zdaje, a w każdym razie bardzo pomóc religii...) - "odkrywca" (właśnie tu tkwi haczyk w jego nazwisku i ironia) tekstu Ewangelii Tomasza. W rzeczywistości jest ona najprawdopodobniej w całości fałszerstwem zorganizowanym tylko po to, żeby bronić Kościół przed teoriami, że również i sam Jezus wierzył w niebo rozumiane tak, jak rozumieli je wszyscy (w tym Kościół oficjalnie aż do XX w., gdy nieco przychylił się w stronę koncepcji einsteinowskich, w tym koncepcji Wielkiego Wybuchu). W Ewangelii tej, sprytnie najprawdopodobniej podrobionej (jak się okazuje, możliwość, że tekst to autentyk, jest skrajnie nieprawdopodobna) — spryt wyraża się m. in. w stosowaniu licznych nawiązań do innych ewangelii, a także do kontekstu kulturowego (może Rzymianie wydawali chrześcijan lwom, bo panoszyły się teorie z ewangelii Tomasza?... patrz logia 7) i teorii na temat tej ewangelii (że jakaś taka gnostycka, zupełnie obce nam poglądy głosi: więc może panteizm, pasuje do problemu nieba, tak pewnie sobie papież wywiódł temat z logii 77, pokazującej, że chyba źle rozumiano Komunię Św.; pamiętajmy, siódemka to symbol Boga, więc jakiś wielki symbolista, w rodzaju np. papieża, bo ci często tacy są, np. przy zabójstwach grupy watykańskiej, się postarał... za czasów Tomasza jeszcze nie było wiadomo, że Komunia będzie taka ważna, więc on by do tego takiej wagi nie przywiązywał, a tu takie powoływanie się na "dwa bóstwa" w kluczowym miejscu, ostatnim takim fajnym, bo na Bogu tylko opartym, na siódemce) - pada mianowicie tekst, który niejako plasuje się w kontekście opowieści dobrze znanej z innych Ewangelii (skrótowo w Łk 17:20-21, szerzej w Mt 24:23 i Mk 13:14), ale ją uzupełnia o słowa, które są zupełnie niespójne z wierzeniami Jezusa, które wszędzie indziej widać (nawet i w tej samej ewangelii Tomasza!); chodzi mi tu o logię 3, zaczynającą się słowami "Gdy wasi przywódcy powiedzą wam: 'to królestwo jest w niebie, wtedy ptaki niebieskie będą pierwsze przed wami" (i kontynuującą temat kolejnym przykładem; takie następstwo 2 przykładów widzimy też w innych ewangeliach, ale przytaczają one inne przykłady tego, gdzie też mogłoby być Królestwo Boże wedle fałszywych proroków). Szczególnie nieprawdopodobne wydaje się to, że fałszowano tak celowo i w drobiazgach te inne ewangelie, te stare i zaaprobowane w kanonie Kościoła, tj., że zawierają kłamstwa — a przecież opowieść ta kończy się w nich, konsekwentnie (to typowa teoria na temat paruzji Chrystusa, czyli jego powrotu na Apokalipsę, ewangelie są w tym zgodne), słowami "Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą" (Mt 24:30, Mk 13:26 — chodzi tu o opis końca świata i czasu bezpośrednio go poprzedzającego, w którym trzeba bardzo uważać i w którym będą dziać się dziwne rzeczy). Skoro tak, skoro następnie takie nadejście, to trudno zrozumieć - i byłoby to właśnie bardzo niespójne z tą wizją, o której przecież różni ewangeliści słyszeli - dlaczego akurat Bóg z nieba nadchodzący na chmurach (a później wniebowstąpienie), skoro "niebo" to w ogóle jakoby co innego. Baaaardzo to oryginalna koncepcja, że co innego, jak na tamte czasy (panoszyła się natomiast koncepcja tzw. siedmiu niebios, ang. Seven heavens - można poczytać w Wikipedii angielskiej; nawet św. Paweł opisał w swym liście zwiedzanie pewnego poziomu niebios, powstało mnóstwo takiej literatury między rokiem 1 a 1000, nawet w Internecie można np. poczytać angielskie tłumaczenie II księgi Henocha — kanoniczna jest tylko ta pierwsza — czyli tzw. księgi Secrets of Enoch). W dodatku w samej Ewangelii Tomasza nieraz pada sformułowanie "królestwo niebieskie" (inaczej: królestwo w niebie). Skoro tak, to dlaczego by nagle teoria, że Boga w niebie nie ma, skoro na co drugiej karcie różnych ewangelii, z jej przodu czy tyłu, jest mowa o "Ojcu moim, który jest w niebie"? A zatem to jest PIERWSZA wysoce podejrzana i nieprawdopodobna rzecz (np. szansa 1:20 czy 1:10) — ta niespójność z całym obrazem. W takim razie gdzie indziej musiałyby być zafałszowania, w tym chyba nawet w samej ewangelii Tomasza; albo też pojęcie "niebo" musiałoby mieć 2 znaczenia, ale - jak się okazuje - w rzeczywistości miało zawsze jedno (po żydowsku pojęcia stosowano najzupełniej zamiennie, widziałem gdzieś w książce jakiegoś badacza, że mimo jak widać dobrej woli nie zdołał znaleźć żadnej żelaznej zasady różnicowania pojęć), dla wszystkich, na pewno dla ludu (wołał "chwała na wysokościach" przy wjeździe Chrystusa do Jerozolimy, co upamiętnia niedziela palmowa) i dla różnych ojców Kościoła i kręgu uczniów, a tym bardziej było tak w tamtych wczesnych czasach, gdy Stary Testament był jedynym znanym opisem Boga (patrz też www.bandycituska.pl/niebo.html). W Starym Testamencie jest mnóstwo o Bogu fizycznie powiązanym z niebem kosmologicznym. Zresztą zrozumiałe było dla ludzi, że wszechświat nie jest nieskończony, tylko za (ponad) sferą dostępną dla ludzi jest ta dla aniołów i świętych, siedziba Boga. Dopiero tamte rejony mogą się ciągnąć w przestrzeni w nieskończoność, ludzki świat nie.
DRUGĄ racją przemawiająca za fałszerstwem (i drugim zdarzeniem losowym, które w razie niewinności odkrywców musiałoby się ziścić losowo, czyli prawdopodobieństwa należy mnożyć przez siebie, patrz oszacowanie z punktu 1) jest to, jak ta Ewangelia się zaczyna ("Kto znajdzie znaczenie tych słów, nie zakosztuje śmierci" — zwróćmy tu też uwagę na potencjalne inne rozumienie nieśmiertelności: może nie ma piekła, jest tylko brak nieśmiertelności... jedni umierają, inni nie, bo żyją wiecznie, to taka propozycja innego rozumienia — czy tu aby nie chodzi w całości tekstu przede wszystkim o znaczenie pojęcia "niebo"? przecież od tego właśnie tekst się zaczyna, od "znalezienia" znaczenia słowa...). Prawdopodobieństwo tak dobrego trafienia na akurat pierwszej pozycji i na akurat ostatniej pozycji — tak, iż w ogóle tematem wszystkiego staje się, "podprogowo" niejako, bo nie mówi się tego wprost, temat nieba i prawdziwego znaczenia tego słowa, co staje się wręcz niejako myślą przewodnią całej Ewangelii — można oszacować na 1:50, najwyżej 1:30, a dla tych bardzo chcących wierzyć w autentyczność przyjmijmy ekstremalnie nawet, że szansa to aż 1:10. W jakimś znalezionym gnostyckim tekście, rewelacji [i to akurat w takich czasach znalezionej, że było zepsucie w Watykanie już od dłuższego czasu - spójrzmy przecież w te historie, a także w historię zabijania czy planów co do zabijania rodziny Niżyńskiego i historię kolaboracji z politykami w tej dziedzinie...]. Co ważniejsze, spójrzmy też, dla dopełnienia, jak się ten tekst kończy. Na końcu jest tam mianowicie zdanie o... królestwie niebios (patrz: http://www.antoni.agmk.net/pliki/ewangelia-wg-tomasza.pdf). Otóż w całej Ewangelii Tomasza o królestwie niebieskim jest mowa tylko 4 razy (w logiach 3,20,54,114), a o niebie w rozumieniu niewątpliwie religijnym, w tym także (typowo dla Nowego Testamentu) po prostu o tym "królestwie", tylko 6 razy (w logiach 3,20,44,54,114). W związku z tym, zważywszy na to, że ogólnie Chrystus mówił o temacie mnóstwo, ale w tej ewangelii tak mało, każde trafienie jest przypadkiem wyjątkowo szczególnym, specyficznym: zarówno każdy temat (bo mogłoby być i wiele innych), jak i każda pozycja jest bardzo nieprawdopodobna. Także więc i pozycja ostatnia, 114-ta (bo jest 114 logii w tej ewangelii) [podczas gdy biorąc rzecz psychologicznie od strony możliwego sposobu myślenia i intencji fałszerza jest to zrozumiałe i dużo bardziej możliwe].
W ten sposób dochodzimy też do TRZECIEJ racji przemawiającej za fałszerstwem: temat, w jaki trafiono w logii 54 (dziwnym trafem kojarzy się ona, z racji tego zmniejszania się cyfr — a przecież grupa watykańska jest znana z takiej symboliki, patrz różne jej zabójstwa, gdzie używa się np. symboliki cyfry 7-Bóg czy cyfry 1 dla ukrycia treści: "pierwszy", można poszukać słowa Bóg wciskając tam Ctrl-F i wpisując to słowo na klawiaturze — powtórzę, dziwnym trafem te cyfry 54 kojarzą się też z fragmentem Mt 24:23, gdzie też akurat przypada liczba i liczba o 1 mniejsza, a jest to ten fragment, który posłużył za bazę wspomnianej, najważniejszej tu może nawet, logii o tym, że "królestwo w niebie to pomyłka"). Mianowicie w logii 54, która jest jedną z zaledwie kilku wspominających o królestwie niebieskim, pada takie oto sformułowanie: "Błogosławieni ubodzy, wasze jest królestwo niebieskie". Otóż pasuje to do grupy watykańskiej i papiestwa nawet na niejeden sposób, przede wszystkim zaś jednak rzuca się w oczy to, że pierwszym, który obliczał (bodajże w latach 80-tych czy 90-tych) odległości do ciał niebieskich metodą paralaksy (wcześniej odległości te szacował tylko Huygens, ale jego metoda była niezbyt udana i na siłę lansowana, mianowicie wg jasności, co przecież trudno mierzyć i trudno odnieść do faktów niedostępnych obserwacji, jak np. taka odległość gwiezdna), która to metoda paralaksy (opiera się na pomiarze kąta przesunięć w związku z ruchem Ziemi i wykorzystaniu trygonometrii) jest rzeczywiście profesjonalna i na kolejnych ponad 200 lat królowała w podręcznikach (zanim jasność też odzyskała na znaczeniu z uwagi na teorie o reakcjach jądrowych jako źródle światła). W samym XIX w. kilka znanych podręczników przytaczało wyniki obliczeń: odległości do różnych ciał. Pierwszym więc, który to tak policzył, był niejaki Cassini, co Polakom (nacji szczególnej z racji starych przecież planów papiestwa co do dręczenia czy totalnej inwigilacji Piotra Niżyńskiego oraz zabijania jego przodków) przecież wyraźnie kojarzy się z kasą. "Kasiasty" człowiek to raczej nie ma królestwa niebieskiego (zresztą już pod koniec XIX w. robiono chyba korupcję w hotelach i agencjach nieruchomości, w ramach śledzenia niektórych ludzi w celu wpływania na nich przekazem podprogowym, np. na Nietzschego czy Pertiniego, wkrótce później też na narodziny siostry "zwykłej Kowalskiej", czyli siostry Faustyny; zresztą w samej Biblii jest, że "łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niźli bogatemu dostać się do królestwa niebieskiego"), a tutaj to oznacza: "kasiasty" = Cassini = ten, co odkrywa, jak wygląda Kosmos. Tymczasem jednak nazwisko Cassiniego stało się znane dopiero w XVII w., czyli autor Ewangelii nie mógł go znać. Nie w tym rzecz, że on się tak nazywał, bo oczywiście go dobrano do takich badań, zapewne pożądanych przez papieża. Rzecz w tym, że następnie kiedyś tam w XX w. trafiono na Ewangelię Tomasza, która dziwnym trafem wśród kilku zaledwie logii z królestwem niebieskim właśnie trafia w ten temat. To właśnie, dziwnym trafem — w tym bardzo szczególnym dziele, bo prezentującym inne poglądy Jezusa niż wszędzie indziej — o "królestwie niebieskim dla ubogich" musi być w takiej akurat ewangelii. Anachronizm i pomylenie czasów (i nawiązanie także do korupcji watykańskiej), jeśli się chce uniknąć hipotezy bardzo nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności. Prawdopodobieństwo to tutaj można oszacować, będąc fair, jako 1:25, jeśli by wszystkie opowieści Jezusa z innych ewangelii były równie prawdopodobne (bo trafia się akurat w tę jedną) — lub, dla tych, którzy nawet z jakiegoś powodu są bardziej przychylni i jedne treści uważają za bardziej fundamentalne, inne za mniej — na prawdopodobieństwo powiedzmy 1:10 czy 1:8 (po prostu wybieram tu sobie na oko takie, które na pewno jest za duże, czyli ma za mały mianownik; przecież opcji wyboru tematu do logii jest mnóstwo, więc czemu tutaj tak ostrożnie? otóż tak na wyrost, by ustrzec się różnych zarzutów i nieprzychylności, ale jednak uwzględnić, że jest to jakiś traf szczególny). Tak czy inaczej więc mnożąc dotychczasowe wyniki z 2 poprzednich punktów-akapitów przez siebie i przez kolejno teraz jeszcze 1:8 otrzymuje się rząd wielkości mianownika dający bardzo mały ułamek.
Idźmy dalej. CZWARTA racja przemawiająca za fałszerstwem to znowu ten temat kończenia się całej Ewangelii królestwem w niebie. Nie chodzi tu jednak teraz o ogólne spajanie się ewangelii wokół tematu nieba (a nawet ściśle: absurdalnego tematu "prawdziwego znaczenia słowa", które zna każdy i przecież słowo ma znaczenie takie, jakiego uczy dany język, po cóż by wymyślać znaczenie symboliczne, gdy wszyscy używają słowa na oznaczenie czego innego), czyli wokół tematu przecież niezbyt w tamtych czasach podejrzanego, ani też nie chodzi tu teraz o Cassiniego, ani nie chodzi o niespójność z zaufanymi źródłami, tylko chciałbym tu teraz zwrócić uwagę na sam układ (kolejność, dobór od strony formalnego ułożenia) tego dziełka: to, że trafienie akurat w ostatniej logii w temat nieba jest wyjątkowo trafne w świetle "przykrego końca", jaki jest wpisany w opowieść Chrystusa o nadchodzącej Apokalipsie znaną z innych ewangelii i także z tej tomaszowej: wszystko fajnie, "powiedzą Wam: oto królestwo jest w niebie - nie słuchajcie ich, bo to to jest dla ptaków", ... inne jeszcze przykłady (np. że jest w morzu, a w ewangeliach kanonicznych: jakieś jeszcze inne pomysły) ..., po czym, dziwnym trafem i zupełnie z tym niespójnie, "Chrystus przychodzi na chmurze". "Syn człowieczy przychodzi na chmurze po prawicy Boga" (cóż za fizykalne jego pojmowanie!). W takim razie już zupełnie niejasne jest, po co to inwestowanie w błędną koncepcję. (Zresztą nawet i w tej samej ewangelii Tomasza jeszcze parę razy jest apoteoza nieba, "wszystko jest widoczne wobec nieba" itd.) A zatem: tutaj badaczom na myśl przyjdzie, w kontekście kontrowersyjnej logii 3, temat końca opowieści o czasach Apokalipsy i fałszywych prorokach, a z drugiej strony: koniec ewangelii dziwnym trafem trafia znowu w temat nieba. Czyli tak, jak gdyby ktoś chciał tutaj jeszcze dorzucić: "ale pamiętajcie, jak to się skończyło". Oczywiście z punktu widzenia starożytnego autora nie miałoby żadnego sensu tak tego ustawiać, więc jest to zbieg okoliczności: wysoce nieprawdopodobny. Powyżej wynosił 1:114, tutaj go trzeba inaczej oszacować: mianowicie przyjmując dany w założeniu temat ostatniej logii (bo już była mowa o trafieniu w tę ostatnią pozycję z takim tematem w innym punkcie i tam już wzięto pod uwagę to nieprawdopodobieństwo), określić teraz, jakie jest prawdopodobieństwo "wylosowania się", wskutek naturalnego losowego splotu okoliczności, akurat takiego tematu przykrego końca jako ściśle powiązanego z kluczową, jak to skądinąd wynika, logią o niebie (54) zawartą w takiej ewangelii. [Dopasowanie, matematyczne "przystawienie znaku zapytania" i ocena prawdopodobieństwa trafności dotyczy tu więc tej logii 54.] Otóż ta kluczowa dekonspiratorska logia, w której Chrystus mówi, że dla niego królestwo Boże jest jednak z czym innym powiązane, mogłaby być zupełnie na czym innym oparta, a nawet pozostawać w ogóle bez związku z innymi ewangeliami (co to, ktoś potrzebuje dodawać sobie autorytetu? synergia autorytetów jest potrzebna?...). Tematów poruszanych w Nowym Testamencie jest mnóstwo, a to historie o Samarytance, a to o czymś tam: i przy każdej możliwej okazji, przy każdym takim wystąpieniu Chrystusa mógłby być przecież wyzyskany jego temat do dorzucenia takich poglądów i rozwinięcia go, "podczepienia się" pod niego w Ewangelii Tomasza, a mogłoby to też nastąpić w ogóle bez podstawy (tj. odniesienia, istnienia czegoś podobnego) w kanonicznych ewangeliach. W związku z tym uczciwie licząc trzeba by prawdopodobieństwo trafienia uznać za w najlepszym razie rzędu 1:10, ale dla hiperzwolenników przyjmijmy tutaj zupełnie na wyrost, że szansa takiego trafienia (trafienia z faktem przypadania ostatniej logii na temat nieba w fakt możliwości sformułowania na podstawie tego komentarza o "przykrym zakończeniu!" do tej kluczowej logii) jest to szansa rzędu 1:5. Dobrze, idźmy dalej, będzie to dodatkowy ułamkowy czynnik w mnożeniu (bo prawdopodobieństwa zdarzeń niezależnych się mnoży).
PIĄTA racja przemawiająca za fałszerstwem to sam fakt wydobycia tego tekstu. Wymagało to po pierwsze tego, by on przetrwał, co jest bardzo wątpliwe. Ewangelię Tomasza od zawsze uważano za literaturę heretycką. We wszystkich kręgach chrześcijańskich. Literatura heretycka była po prostu palona. Religia żyje i nikt nie traktuje zabytków jak świętości, jeśli są zagrożeniem dla wiary. Nikt tego nie trzymał całe wieki w domowej biblioteczce ani też nie miał powodu akurat zakopać na działce, pozostawiając potomnym. Trudno więc sobie wyobrazić, dlaczego to miałoby gdzieś przetrwać. Już pierwsze wieki panowania normalnego chrześcijaństwa musiałyby skutkować jej zniszczeniem. Rozumiem znalezienie czegoś takiego w mieście zalanym przez wulkan np. w II-IV w. n.e., ale tutaj pochodzenie było podobno inne — rzekomo "zapieczętowany słoik zakopany pod ziemią" (patrz Wikipedia). Niezależnie od tego drugi ważny problem to sam fakt prowadzenia poszukiwań. Jest to nieprawdopodobne, zarówno wśród ludzi uczelni, jak i tym bardziej wśród ludzi działających na własną rękę. Po co? Normalni ludzie z rodzinami nie fascynują się takimi sprawami, nie prowadzą poszukiwań, bo nic one najprawdopodobniej nie przyniosą. W glebie nie roi się od zakopanych słoików z bardzo ważnymi tekstami. Nawet, gdyby miał to być projekt uczelniany, to też niezrozumiałe, czemu miałby być prowadzony. Wyjaśnia to dopiero rzut oka na nazwisko pierwszych znalazców, było ich 2, jeden z nich to "Hunt": co po polsku oznacza "tropi", "przeczesuje okolicę". Dobór po nazwisku wskazuje na inicjatywę grupy watykańskiej. Ewangelia Tomasza była im zatem do czegoś potrzebna, a jeśli nie ona, to cóż by innego? Nawet będąc najbardziej przychylnym i nie chcąc w związku z tymi problemami np. 10-20 razy zmniejszyć prawdopodobieństwa, to trzeba je przemnożyć przez co najmniej 1:5, bo taka jest szansa, że w ogóle coś takiego się będzie prowadzić i przeprowadzi z powodzeniem, w danym stuleciu, z taką ilością ludzi (XX wiek), wliczając w to też szansę przetrwania tekstu oraz zleceniodawstwo ze strony grupy watykańskiej, już samo w sobie dające podstawy do poważnych podejrzeń (zważywszy na ich różne przejawy niedobrej aktywności, w tym także zabijanie).
Nie poruszam tu już nawet sprawy specyficznego stosowania symboliki cyfr: 7, 77, sami to Państwo oceńcie, czy tematy, w jaki trafia się w tych logiach, budzące skojarzenia ze swoistą antykulturą i antyreligią, mogły akurat w tamtych czasach wydawać się autorowi tak wyjątkowe (a w szczególności temat Komunii Św.). Nie obniżam przez to w ogóle prawdopodobieństwa, być może mogły, ale mnie się to wydaje wysoce podejrzane.
Podsumowując, przemnażając przez siebie prawdopodobieństwa (najbardziej konserwatywnie, jak tylko się da, oszacowane) z punktów 1-5 uzyskuje się wynik rzędu 1:20.000 (jeden do dwudziestu tysięcy; mnożymy oszacowania najlepsze, te ograniczające wynik od góry, bo przyjmujące największe wyniki prawdopodobieństw: 1:10, 1:10, 1:8, 1:5, 1:5). Tylko 1:20 tys., że ani jedno z powyższych nie jest efektem spisku (gdyby coś było, w takim przypadku byłoby bardzo zrozumiałe i nawet naturalne, a prawdopodobieństwa są sporo wyższe, bo rozumowo rzecz opracowując, zgodnie z metodologią tej grupy, to tak wychodzi dosyć naturalnie i bez losowania i trafiania) – 1:20000, jeśli tu nie ma wymysłu ludzkiego nakierunkowanego na przekonanie ludzi i pozyskanie sobie wiary! Zważywszy na to, jak rzadko trafia się odkrywanie apokryfów, na coś takiego na pewno byśmy nie trafili. [Wprawdzie rzetelnie rzecz biorąc trzeba by tu jeszcze wziąć pod uwagę, że jest cała klasa przypadków, które odczytywać można jako psychologicznie trafne z punktu widzenia fałszerza, ale ta klasa jest nieduża, bo generalnie trzeba trafiać, jak tutaj, w kluczowe tematy i wykorzystywać kluczowe cechy tekstu. Toteż niezbyt tu trzeba brać jakąś poprawkę, co najwyżej małą, ale przecież bardzo zachowawczo przyjmowałem powyżej duże prawdopodobieństwa, tj. z małym mianownikiem, jak gdyby tu nie było wielkich zbiegów okoliczności, tylko jakieś ledwie-ledwie zbiegi okoliczności, drobne, dosyć możliwe czy też spodziewane losowo.] Nadmieniam, że dla Kościoła ta ewangelia to może jakaś przyszłość, oni już teraz się przygotowują do brania jej na poważnie: z uwagi zapewne na to, że są w niej seksistowskie logie o przewadze mężczyzn nad kobietami i o tym, że kobieta to przede wszystkim mężczyzną powinna się stać, co rusz powracają w mediach kościelnych i watykańskich tematy sprzeciwu wobec filozofii gender (równość płci, płci prawie nie różnią się co do działania umysłu między sobą, a różnice są wytworem kultury; teoria to wprawdzie błędna, ale aż razi zapał, z jakim raz po raz kościół podnosi tę mało popularną, nieomal ezoteryczną teorię). Zresztą nie po to robi się fałszerstwo, by potem z niego nigdy nie zacząć korzystać masowo... (Jakąś przygrywką do tego jest może zmiana modlitwy Ojcze Nasz przez papieża Franciszka: widać, że takie rzeczy wchodzą w grę, a nawet jest przychylność ku nim, więc chodzi tu zapewne o coś jeszcze innego, ważniejszego.) Swoją drogą o sprawie słyszał chyba Jan Paweł II, skoro bodajże "jego" zbrodnia przeciwko ludzkości nr 1 to zamach na Egypt Air (w 1999) - potem był Kursk 2000 i World Trade Center 2001, wszystko dobrze udokumentowane mass mediami jako kryte i odgórnie zorganizowane - w tym kontekście nasuwają się tematy "egipskie ciemności" ("niejasne jak cholera") i "hieroglify". Ponadto na ostatniej pielgrzymce do Polski — dosyć dekonspiratorskiej, bo papież poruszał m. in. temat "czy Bóg jest gdzieś szczególnie?" i parafrazował tuż za tym wstęp do "Wiedzy radosnej" Nietzschego; ponadto było trochę takich ogólnych wypowiedzi o losie i jak gdyby w fatalistycznym tonie mówionych, na spotkaniu z młodzieżą, "niedoświadczonymi jeszcze" — papież odniósł się do kwestii specyficznych (swoich także) początków różnych osób wylansowanych w grupie watykańskiej parafrazując "O sanctus Januarius!" (taki fragmencik liryczny z Wiedzy radosnej), a zrobił to w ten sposób, że pierwsze kazanie pielgrzymki zaczęło się od "O!...", a ostatnie zakończyło się na "...us ...us!". W efekcie z jednej strony wskazał na swój "święty (nietykalny, nienaruszalny) początek" w postaci spotkania z Hlondem, który to /[jak jeszcze z innych powodów można przypuszczać, patrz np. tematy tłumaczeń co do "zamachu na papieża" i "zwycięstwa przez Maryję", bardzo wzajemnie powiązane i z Hlondem, czy np. spotkanie się też wkrótce z o. Pio na spowiedzi, który obiecał Wojtyle awans aż do szczebla papieża] zapewne wstępnie ateizował na tym spotkaniu młodego Wojtyłę (patrz też www.bandycituska.pl/jp2.html) — a z drugiej strony, co tutaj istotne, znowuż (obok tego zamachu na Egypt Air) wskazał na wątek egipski. Pamiętajmy bowiem, że tę ewangelię Tomasza spisano po koptyjsku. A zatem w języku używanym w Egipcie. Mianowicie takie ułożenie czegoś, że istotny jest najpierw początek, potem koniec czytany jako jego dopełnienie, kojarzy się właśnie z konstrukcją rzekomej "ewangelii Tomasza".
- [1900] Prawo RAYLEIGHA-JEANSA w fizyce – wydaje się to być potwierdzeniem teorii o intensywnych poszukiwaniach wśród fizyków jakiejś drogi do indeterminizmu w fizyce, a w każdym razie o wtrącaniu się papiestwa w te sprawy. Drogą tą zaś miało być wykazywanie się materii cechami falowymi (jak wiadomo, łatwo "wpaść na pomysł", że panuje indeterminizm i wszystko jest określone tylko przez prawdopodobieństwa, które w jednym miejscu są mniejsze, a w drugim większe, gdy po prostu okazuje się, że materia ulega zjawiskom interferencji i dyfrakcji tak, jak fale, i że jest praktycznie identyczna z falami i mogą powstawać w niej skupiska "bardziej odwiedzane" przez cząstki i "mniej odwiedzane", a to z przyczyn analogicznych jak w falach; wówczas już w prostej linii można sprowadzić to do układania się w tych jednych miejscach wyższego prawdopodobieństwa, a w innych – niższego i taka to chyba była intelektualna "podrobiona" geneza indeterminizmu w fizyce). Wystarczy przecież spojrzeć na te 2 nazwiska – związane z (kluczową jakoby dla wielkiego zaufania, jakim darzono teorię kwantów, a to wg słynnego fizyka współczesnego Hawkinga, o czym pisał on w swej Krótkiej historii czasu, która notabene już na pierwszych stronach informowała zupełnie wprost o... "długiej historii przestrzeni" w Kościele, że tak powiem, chodzi tu o to niebo kosmologiczne, co fizyk wytknął Kościołowi zupełnie wprost) tzw. katastrofą w nadfiolecie (który to problem rozwiązał słynny Planck, twórca stałej Plancka i podstaw teorii kwantów; nazwisko jego kojarzy się z jakimś planem, czyli może spiskiem, ale mniejsza z tym, mówi się też na Wikipedii, choć w ogóle nie mogę znaleźć potwierdzającego to źródła, że ów Planck był protestanckim teologiem... może ktoś mu z powodu tego nazwiska i pochodzenia z rodziny teologów wywróżył karierę i zachęcił do poszukiwań?...), która pomogła utorować drogę mechanice kwantowej. RAYLEIGH – jest to nazwisko kojarzące się po angielsku z jakimś promieniem, ang. ray, czyli może falowymi właściwościami materii, ale co dla nas tu istotne, to że po polsku kojarzy się z oględnie nazwanym niebem – rozumianym jako raj. W zawoalowanej formie, ale przecież widzimy wyraźnie ten rdzeń słowotwórczy. Zaś drugie nazwisko – nazwisko fizyka, który z nim wtedy współpracował – to JEANS, które kojarzy się z dosyć podobnie brzmiącym JAMES. Tylko, że znowu w zawoalowanej formie. Otóż James jest słynny m. in. ze swego wykładu Dylemat determinizmu (wydanego nawet jako książka), w którym przedstawił jeden z 2 bardzo ważnych czysto rozumowych problemów (można je uznać za błędy logiczne) w koncepcji wolnej woli, rzucających jej poważne wyzwanie aż wręcz do unicestwienia tej teorii (oczywiście po dziś dzień są różne zapatrywania na ten temat). A zatem mamy tu dwa argumenty: argument nieba kosmologicznego i dylemat determinizmu, przy czym oba w zawoalowanej formie; nasuwa się tu na myśl postać właśnie w 1900-ym roku zmarłego Nietzschego, gdyż u niego wyraźnie prześwitują m. in. te 2 ważne w filozoficznej refleksji nad chrześcijaństwem problemy. To trochę jak ze znaną odzywką Jana Pawła II "i jak, Stasiu, dziwisz się czy nie dziwisz?" do swego sekretarza, który zresztą później być może był uwikłany w jakieś kryminalne interesy papieża. W każdym razie katastrofa w nadfiolecie, wraz z falowymi koncepcjami materii, wydawała się być może już wtedy być czymś, co w prostej linii wiedzie do odrzucenia determinizmu, jeśli tylko uda się taką fizykę (m. in. z dyfrakcją i interferencją cząstek materii) udowodnić. Poniekąd więc "ojcowie" współczesnej wiary w indeterminizm. Podobnie też podejrzane jest nazwisko PLANCK, które Polakom i Anglikom (czy Amerykanom) oczywiście skojarzy się z jakimś planem, jeśli patrzeć na wszystko oczyma metod stosowanych w papiestwie. W ramach odczytywania aluzji zauważmy też, że dżinsy są oczywiście chyba popularniejsze (a na pewno dużo więcej się o nich mówi) niż używanie słowa "raj", co też oczywiście pasuje do twórczości Nietzschego.
- [1905] Albert EINSTEIN: słynny "geniusz fizyczny", w istocie jawiący się nam dzisiaj jako postać wylansowana przez grupę watykańską. Był on jeszcze jednym, choć w tym przypadku zakamuflowanym i udającym przeciwnika tej sprawy, członkiem sitwy, której badaniem od dłuższego już czasu trochę się zajmuję, mającej na celu ukoronowanie mechaniki kwantowej indeterministycznej jako tego "najbardziej naukowego" i "przenikliwego intelektualnie" ze wszystkich sposobów sformułowania fizyki (obok jeszcze Bella, Bohra, Heisenberga i Plancka, z których 2 środkowi uznawani są za twórców interpretacji kopenhaskiej, a w opozycji — na tyle, na ile opozycja w ogóle była możliwa na uczelniach — np. do Feynmana i do jego sympatycznych realistycznych diagramów oraz koncepcji kwantowej zasady najmniejszego działania). Nazwisko Einsteina — wbrew pozorom stwarzanym przez jego wymowę — należy rozdzielić na 2 słowa czytane "ajnst" i "ajn", czyli Einst-ein, co oznacza w wolnym tłumaczeniu "raz [zdarzyło się, że były] jedno". Jest to "zabójczy" komentarz do głównego błędu, jaki tkwi w staraniach, w których Einsteinowi wbrew pozorom przyznać należy honorowy patronat. Chodzi tu o jego słynny paradoks EPR, rzekomo po przeciwnej stronie go sytuujący, a w istocie będący poparciem dla zupełnie pomylonego rozumienia (i grubego przeceniania) kwestii "splątania kwantowego". Nie przypadkiem zresztą środkowa postać, czyli jak gdyby ten "znany" z Sybilli i z przepowiedni królowej Saby "drugi kamień" budulcowy (środkowy składnik) tego wynalazku intelektualnego to... postać jakiegoś Polaka. Kojarzy się to z dobrotliwymi nadziejami co do przysżłej dekonspiracji — "kiedyś to zrozumieją i przekreślą, a Polak się do tego przyczyni" (por. sprawa Piotra Niżyńskiego w Sybilli, jak tu jej niektóre aspekty prezentuję; w przeciwieństwie do D.C. I i III data nr II nie jest fundamentem, na którym budowano chrześcijaństwo, tylko "kamieniem odrzuconym" i czymś, co wrecz w przeciwnym ma iść kierunku). WYJAŚNIAM. Splątanie kwantowe jest abstrakcyjną koncepcją matematyczną polegającą na tym, że o parze cząstek wiadomo więcej niż o jednej. Przykładem tego jest sytuacja zderzenia albo inaczej mówiąc, co właściwsze, rozpraszania cząstek (ang. scattering): w równaniach występują całki po różnych możliwych energiach, przy czym nałożone są więzy, że przed i po suma energii tych cząstek jest stała, co wynika z zasady zachowania energii. Innymi słowy, jeśli są 2 cząstki, to posługujemy się jedną zmienną S jako sumą energii i całkujemy po możliwych układach E1 i S-E1 (które można też oznaczyć jako E2), na który to temat nic nie wiemy. Jest to jakiś przykład "splątania", skoro o zestawie cząstek wiemy więcej niż o którejkolwiek pojedynczej z nich. Przykładowo, może być i tak, że znamy w przybliżeniu ich łączną energię. Natomiast to, jak jest po "zderzeniu", niezbyt. Posługuję tu się ogólną definicją splątania, którą można znaleźć np. na angielskiej Wikipedii ("entanglement", "entangled particles"). Problem — i otwarta droga do "nierówności Bella", które są kompletnym błędem i hańbą fizyki — pojawia się wtedy, gdy abstrakcję matematyczną myli się ze stanem fizycznym obiektywnym. WYJAŚNIAJĄC DOKŁADNIEJ: słynne "nierówności Bella" mają dowodzić, że mechanika kwantowa wymaga "odpuszczenia" (przekreślenia) albo założenia realizmu, albo założenia lokalizmu, z których to pierwsze wszyscy fizycy lubią prezentować jako nienaukowe, jako zaliczające się do filozofii, podczas gdy to drugie jest pilnie strzeżone. Einstein wiedział najpewniej, do czego to wszystko zmierza, i dlatego jako pierwszy stworzył słynną opowiastkę filozoficzną o cząstkach splątanych, choć koncepcje matematyczne mechaniki kwantowej, a tym bardziej jakieś jej ekscesy co do znajomości obiektywnego świata (jakieś Modele Standardowe czy choćby pierwszy najwstępniejszy krok do tego, czyli koncepcja oddziaływań elektrosłabych), były jeszcze w zupełnych powijakach. Już samo to budzi dużą nieufność, skoro fizyka w sensie odkrywania zjawisk świata tkwiła niemalże wciąż jeszcze w XIX w. (abstrahując od skróceń lorentzowskich i innych takich koncepcji, które zaraz też ochoczo przeniesiono na Einsteina jako "geniusza od teorii względności"), a ci — z Einsteinem na czele — już jakoś tak z rękawa lansują sobie jakieś szczególne "zjawisko" fizyczne znanego nam wszechświata, polegające na splątaniu. Tymczasem zaś mechanika kwantowa ujmowała to jedynie jako właściwość matematyczną modelu cząstek, mało zresztą istotną. Otóż więc, wracając tutaj do tematu, wg "nierówności Bella" trzeba odpuścić albo realizm, albo lokalizm, czyli w istocie ograniczenia wynikające ze szczególnej teorii względności a polegające na tym, że wszystko dzieje się tylko lokalnie i że informacje nie przenoszą się z miejsca na miejsce ani nie są wszechobecne natychmiastowo, lecz ich transport wymaga czasu. Realizm natomiast to teoria przyjmująca, że cząstki mają swe określone właściwości — zwane tutaj "ukrytymi zmiennymi" ("teorie ukrytych zmiennych", by budzić skojarzenia z "ukrytymi tematami w prasie" i "teoriami spiskowymi" — "coś dla oszołomów" zapewne... że w ogóle Niżyński istnieje to teoria dla oszołomów...) — takie, jak np. położenie, pęd, prędkość, które to wielkości w mechanice kwantowej są w praktyce albo wyrażane operatorami matematycznymi działającymi na funkcji falowej, albo są całkowane po wszystkich możliwościach. Przyjmować realizm to przyjmować, że cząstki istnieją sobie cały czas i cały czas podlegają zmianom i że jest to niezależne od ich interakcji z makroświatem lub, co gorsza (jak w interpretacji von Neumanna), ze "świadomością obserwatora" (sic; ale to już naprawdę margines, interpretacja von Neumanna, a nie kopenhaska, kolapsu). Natomiast przyjmować przeciwieństwo realizmu to uznawać, że dopiero przy okazji kolapsu, czyli jakiegoś "przejawienia się" mikroświata w makroświecie (czy wręcz: w świadomości obserwatora), następuje określenie się takich wielkości, jak położenie czy pęd, i jest to określenie się losowe zgodne ze statystyką funkcji falowej. Mogę tu od siebie od razu dodać — co nie każdy nawet fizyk od razu zauważa, a tym mniej jakiś zaledwie student fizyki czy, co gorsza, informatyki lub po prostu ktoś zainteresowany tematemn — że ile realizmu, tyle determinizmu. I nie ma w tym żadnej przesady. Przykładowo, diagramy Feynmana, które prezentują sprawę realistycznie (analogicznie też koncepcja sumy po... "historiach"; no właśnie, ale jakich "historiach" cząstek, skoro nie ma kolapsów i nie ma realizmu?!), a jeszcze bardziej jego rysunki omawiające kwantową zasadę najmniejszego działania, opierają się w intuicyjnym swym obrazie na (bliżej nie dyskutowanym) założeniu ciągłego ruchu cząstki, która obiega po kolei jakieś punkty, co jest właśnie realizmem; można oczywiście unikać tego założenia, abstrahować od niego, liczyć i pokazywać, że i bez tego taki jest wynik, ale taką intuicję się podsuwa; przy czym przecież ruch ciągły oznacza ruch zdeterminowany, co najmniej przedziałami zdeterminowany i dający się wyrazić pewną funkcją, ponieważ w każdej chwili t0 położenie cząstki x(t0) = lim {t->t0} x(t), czyli położenie jest zdeterminowane limesem (granicą ściśle określoną matematycznie) tego, jakie są położenia w sąsiedztwie czasowym. (Ww. własność jest znana matematyce, jest to jeden ze sposobów definiowania ciągłości, patrz Wikipedie.) Punkt na torze nie może bowiem "wyskoczyć" gdzieś poza "swoje" miejsce, które właśnie wynika z jego sąsiedztwa, z tego, "do czego zmierzają" punkty "po lewej i po prawej stronie", gdy zbliżają się do miejsca przeznaczonego na ten punkt. Ściślej zaś rzecz biorąc, determinizm przy założeniu realizmu wynika po prostu z kwantowej zasady najmniejszego działania. Zasada ta nie pozwala, by cząstka szła "pod prąd" torów wynikających z minimalizacji działania, co w praktyce oznacza, że musi ona iść po ścieżce bodajże najmniejszych zmian fazy funkcji falowej (aczkolwiek musiałbym odkurzyć ten temat, poprzypominać sobie); uwzględniana jest przy tym sytuacja potencjałów, np. tego słynnego potencjału elektrycznego U, który występuje w równaniu Schroedingera, a który jest przyjmowany jako wielkość z makroświata i dlatego opisywany tradycyjnym XIX-wiecznym aparatem matematyczno-fizycznym ("siła", skąd "pole elektryczne", skąd dalej "potencjał", jako też energia przypadająca na ładunek próbny, ale bądź co bądź potencjał elektryczny wyznaczany tym XIX-wiecznym przecież aparatem fizyczno-matematycznym). Tym niemniej ruch zdeterminowany zależy oczywiście nie tylko od potencjału elektrycznego, nie jest na ślepo drogą tylko wg zasady "jak najmniej pod prąd potencjałowi elektrycznemu", bo są też właściwości związane z funkcją falową i tego nikt nie neguje (przecież słynne np. zjawisko tunelowe równie dobrze będzie istnieć przy założeniu interpretacji Bohma-de Broglie'a, czyli tej deterministycznej: że cząstka zawsze "idzie wg fazy"). W każdym razie kwantowa zasada najmniejszego działania nie pozwala, by cząstka szła drogą jakąś taką pod prąd, idąc od punktu A do B, przy czym skoro już dojdzie do B, to wcale nie jest tak, że teraz "może zacząć wszystko od nowa", bo przecież gdyby tak zrobiła i gdyby od punktu/momentu B szła teraz już pod prąd do C, to pokonany przez nią tor od A do C byłby nieprawidłowy i niezgodny z tym, co a priori już wynika z kwantowej zasady najmniejszego działania — jako że z matematyki mechaniki kwantowej wynika, że taka nieoptymalna (inna niż ta z interpretacji deterministycznej Bohma) droga od A do C przez B ma prawdopodobieństwo 0. Podsumowując tę sprawę, oczywiście Feynman lansując kwantową zasadę najmniejszego działania nie udowodnił determinizmu, ale tym tylko co nas ratuje przed koniecznością przyjęcia determinizmu jest, jak mało kto wie, możliwość ucieczki od realizmu. Polega ona na tym, że obrazek deterministycznego ruchu cząstek opiera się na założeniu ściśle rozgraniczonego mikro- i makroświata, czego elementem jest też ściśle zdeterminowany-zmierzony potencjał U istniejący w poszczególnych punktach przestrzeni, co w praktyce nie występowałoby, gdyby prezentować świat wg interpretacji ontologicznej, iż jest to pokłosie wielu współistniejących z daną badaną cząstką innych cząstek, które tak na dobrą sprawę nigdy nie wiadomo, gdzie są. Jeśli więc dopisać nieoznaczoność do wszystkich założeń w równaniach, to oczywiście żaden determinizm w praktyce z tego wyłonić się nie może; gdzie w ogóle stan wyjściowy jest nieznany, tam i nie ma określonego stanu wyjściowego. Tym niemniej szokujące może dla wielu jest, że tylko na tym — jakże prymitywnym! — problemie opiera się cała filozofia indeterminizmu kwantowomechanicznego. Reszta zaś jest po prostu nieuctwem, nieświadomością pewnych bardzo dawno już udowodnionych spraw. Ktoś mógłby tu jeszcze podnieść, że pomijam w tym obrazie kwestie powstawania i znikania cząstek, tym niemniej jest to w istocie sprawa sposobu opisu; przykładowo, foton opisuje się jako cząstkę, ale źródłem wiedzy o nim jest funkcja falowa znana z elektrodynamiki klasycznej. Fala ta powstaje, gdy dzieją się określone rzeczy, przy czym w gruncie rzeczy zawsze trochę się one dzieją, jest to więc sprawa gładka, różniczkowalna, niezerojedynkowa — wg mechaniki klasycznej, co może i w kwantowej by "przeszło". Analogicznie więc może, jeśli prezentować pola będące podłożem teorii oddziaływań słabych jako odpowiedniki pola elektrycznego i magnetycznego, można by występujące w niej powstawania i zaniki cząstek również wywieść w bardziej klasyczny sposób. Jest to naprawdę wyłącznie kwestia ujęcia, czyli sposobu opisu. WRACAJĄC TERAZ DO SPRAWY SPLĄTANIA (nomen omen — bo ma się to też kojarzyć z czymś "poplątanym", skomplikowanym, takim, że nikt nie zrozumie) — kluczowej dla kariery Einsteina (jak widać ktoś to obmyślił jeszcze zanim stał się on sławny, a może podpowiedzią jest tu sprawa Rayleigha-Jeansa, którą też tutaj omawiam) — rażącym błędem jest twierdzić, że cząstki są splątane, choć realizmu nie ma, po czym dają wyniki losowe każda z osobna niezależnie ("łamią nierówności Bella, co dowodzi indeterminizmu lub nielokalizmu") — jest to jakiś absurd, a właśnie coś takiego się przyjmuje. Otóż skoro cząstki 2 dają wyniki losowe niezależnie wg normalnego rozkładu, choć wg teorii można by przypuszczać co innego, bazując na założeniu realizmu, to opcje są nie 2, jak proponował Bell, tylko 3: albo (I) nie ma realizmu (ale to dosyć głupia teoria; to jak nie wierzyć w to, że Ziemia istnieje od dawna, że dąb 1000-letni istnieje od dawna, bo te wszystkie protony i neutrony cały czas tutaj są, itd.; w praktyce każdy wierzy w realizm, natomiast jakimś kuriozum jest koncepcja "realizmu częściowego", czyli cząstki mają swe położenia i prędkości, ale "tak jakoś nie do końca", "niedociągnięte to jest do ścisłego wyniku w mikroskali" — istne kuriozum filozoficzne, niejako gwałt na sobie i na estetyce nauki...), albo (II) nie ma lokalizmu, bo cząstki współdzielą określoną właściwość i jest jedno tylko losowanie czy też w każdym razie określenie się (wg chaosu deterministycznego: jakieś fraktale oparte m. in. na szczegółach położenia cząstki), a wynik jest współdzielony, albo też — opcja pomijana! — W OGÓLE NIE MA W DANYM PRZYPADKU TEGO SPLĄTANIA. Jeśli się temu bliżej przyjrzeć to opcja III wcale nie jest prostactwem czy głupotą, tylko ma w sobie głęboką mądrość, ponieważ wg matematyki to cząstka może być splątana z inną w jakimś równaniu, mogą być więc tam narzucone więzy, może tak być w jednej konkretnej chwili, natomiast nie ma przecież żadnej gwarancji, że już chwilę później dalej trwa u obu ten sam stan. Że więc np. spin, jaki jest u jednej i pozostaje w relacji do drugiej w ramach jakiegoś matematycznego opisu pewnego zdarzenia (jakiegoś może diagramu Feynmana), dalej taki pozostaje. Owo twierdzenie "dalej taki pozostaje" (także więc poza matematycznym opisem konkretnego zdarzenia) jest to tym bardziej absurdalne założenie, że przecież to właśnie fizyczny "nierealizm" odrzuca koncepcję trwania czy też ciągłego kształtowania się różnych właściwości cząstek poza sytuacjami kolapsu, czyli interakcji z "makroświatem" jako jakąś ontologicznie inną od mikroświata kwantowego rzeczą (a niektórzy tu wręcz, za von Neumannem i jego interpretacją, widzą kluczową rolę jakiejś świadomości, choć nie wiem, co na to zwierzęta i co myśleć o ludziach, którzy śpią, i stosunku wspólnej nam wszystkim rzeczywistości do nich...). Toteż, powtórzę tu na koniec, skoro "łamanie nierówności" w tym się wyraża, że wbrew czysto teoretycznym oczekiwaniom każda ze "splątanych" cząstek prezentuje własny jak gdyby niezależny zestaw prawdopodobieństw co do poszczególnych możliwych określeń się przy pomiarach, to abstrahując od nierealizmu można to wyrazić zarówno tym, że przekazywana jest informacja, jak i tym, że po prostu splątania w ogóle nie ma, bo pomylono tu koncepcję matematyczną z obiektywnie trwałym stanem fizycznym, obiektywnie istniejącym w rzeczywistości i będącym rodzajem zjawiska wszechświata. Przy czym na tle tych 3 opcji nierealizm i tak właściwie wpisuje się w tę trzecią, czyli brak splątania, skoro odrzuca on trwanie czy (co gorsza) samodzielne ewoluowanie "nawet wtedy, gdy nikt nie patrzy", właściwości poszczególnych cząstek. Odrzuca się tu w ogóle teorię wielkości fizycznych takich, jak położenie i pęd, czyli tych "ukrytych (»spiskowych«) zmiennych", może mniej ostro i zdecydowanie odrzuca się to w stosunku do np. momentu pędu, jakim jest spin (celowo wybiera się taki temat, który jest mniej podatny na oczywistą dekonspirację, mniej kojarzący się z tym, co właśnie tutaj z zasady nierealne i nieustalone), a zatem nie jest w szczególności możliwe, leżące u podstaw takiej teorii splątania, zachodzące i istniejące "trwałe współuzależnienie tych wielkości fizycznych". Nie ma po prostu podstaw w prawach fizyki do czegoś takiego. Powiązanie matematyczne istnieje tylko przy konkretnym zdarzeniu, natomiast to, co się dzieje dalej, jest już kwestią kwantowego przypadku (przyjmijmy, że deterministycznego, bo brak realizmu — "ale tylko taki w pewnej skali istniejący, bo generalnie to te cząstki tutaj są itd." — to naprawdę dziwaczny wymysł i silenie się na antyestetykę naukową). Nie ma powodu, by cokolwiek trwało jako właściwość przypisana "już na dłuższy czas", jako więc jakaś ukryta zmienna (przy założeniu realizmu) wynika z praw natury, zaś agitacje idące w innym kierunku jest to najwyraźniej pseudonauka wysługująca się Watykanowi. Nie mylmy wszak matematyki i drobnych matematycznych detali ze zjawiskami przyrody. — Podsumowując tę sprawę, by już nie zanudzać czytelnika specjalistycznymi szczegółami (na wnikanie w które ja zresztą nie mam teraz czasu): każdy chyba widzi, o co tu chodzi w nazwisku Einst-ein ("raz [zdarzyło się, że] [były] jedno[ścią]") — o problem w koncepcji splątania i o błędne lansowanie jej w celu lansowania określonych ścieżek rozumowania filozoficznego. — Moje powyższe wywody w żaden sposób nie są sprzeczne z wynikami doświadczeń. Po prostu je objaśniają bez uciekania się do słynnej bellowskiej dychotomii, dla której podwaliny stworzył już Einstein w ramach swego "paradoksu kompromitującego mechanikę kwantową".
A teraz najlepsze: Einstein nie był jedynym zwiastunem nadchodzącego oszustwa w nauce i filozofii ("nierówności Bella kompromitują determinizm")! Kolejnym, jeszcze troszkę (tylko) wcześniejszym, był F. Nietzsche (abstrahując już od możliwych czy wręcz spodziewanych korzeni sybillińskich: Nietzsche zresztą jako swoisty Jan Chrzciciel względem mnie, a przy tym celowo ograniczony — na płaszczyźnie dosłownie, wprost i dostatecznie wyraźnie pisanej krytyki — jedynie do tematu negowania idei wolnej woli: wg planu grupy on w porównaniu ze mną to w dziedzinie krytyki jak nomen omen Radom względem Warszawy...). Nietzsche zresztą prawdopodobnie nie znał szczegółów tego, jak "obalony" będzie determinizm w fizyce, nie słyszał o tym, natomiast słyszał (bo się kiedyś umówił), że ma pisać zwłaszcza (jeśli już) to o braku wolnej woli jako o pewniku (najlepiej zaś tak, by czytelnicy myśleli, że tu o jakieś teorie fizyczne na temat przebiegu różnych zjawisk chodzi — czyli: że jest to myśliciel bardzo prymitywny i oparty niemal całkowicie na nieuzasadnionym zaufaniu do czegoś). Reszta — to już prawdopodobnie wpływ przekazu podprogowego. Odnotowuję więc tutaj: jego książka "Wiedza radosna" właściwie to cała jest naszpikowana tu i ówdzie pewnymi aluzjami do tematu tego spisku, już z góry wówczas (czyli pewnie w latach 70-tych XIX w., na gruncie tajnych szkiców probabilistycznej teorii fizyki) obmyślonego, natomiast szczególnie to widać w miejscach następujących: Wstęp, pkt 4 (rozważania o tym, jacy to jesteśmy powierzchowni, cytaty z rozmów dziewczynki z matką o "wszechobecnym podglądaczu", rozważania o potrzebie docenienia wstydliwości, niejasności i zagadkowości przyrody...), fragment 279, początek 280 i tytuł 281 (kojarzący się z fizyką i astronomią uczonymi jako przedmiot w szkole: "Przyjaźń gwiezdna", po czym jak gdyby o uniwersytetach: "Potrzeba będzie kiedyś, i to prawdopodobnie wkrótce kiedyś, zrozumienia, czego przede wszystkim brak naszym wielkim miastom"), fragment liryczny wstępny 63 ("Morał gwiazd" — polecam co 2 wers: "W dróg gwiezdnych przeznaczona tok ... Tocz się szczęśliwa przez ten czas! ... W najdalsze światy blaskiem błądź: ... I jedno tylko: czysta bądź!"), fragment 57 ("Do realistów"; nr jak ironia z symbolu Rzymu 753, który zresztą objaśnia się po sybillińsku "Bóg – i Platforma Obywatelska", bo porównaj z fragmentem 335 odpowiadającym symbolom PO 3-5 i 5-3), poniekąd i fragment 61 ("Na cześć przyjaźni" – o aliansie z Watykanem), "zwolennicy Schopenhauera" (= [w szczególności:] determiniści) dziwnym trafem pod nrem 99... Numerki te są nieraz zapożyczone z Sybilli i można powątpiewać, czy sam je w każdym przypadku obmyślał, a raczej na pewno nie, zresztą jak — co godne odnotowania — podaje w odpowiednich miejscach, np. przy omawianiu filozofów-filarów niewiary, Kościół: "Tako rzecze Zaratustra" (tj. bezpośrednio kolejną książkę) "pisał w stanie transu"... O wpływie przekazu podprogowego i problemach z ciszą wspominał też, chociaż nie tak do końca wprost, w swojej autobiografii (Ecce homo), a ślady podsunięte mu zapewne podprogowo po tym problemie (i jego pojmowaniu go) są też we wstępie Z genealogii moralności. Wracając jeszcze do Wiedzy radosnej, pod nrem 109 kojarzącym się z Alfą i Omegą jest tam też tekst "Wystrzegajmy się już nawet wiary, że wszechświat jest maszyną". Zaraz po tym wątku następuje tam zdanie ze słowem "gwiazd", po czym po średniku fragment ze słowem "podejrzenie". Dla przykładu, 2 kolejne fragmenty 110 i 111 mają, zgodnie z ukutymi w Sybilli konotacjami, tematy pod "sądy 2 pierwszych instancji jako kompletnie bezwartościowe i upolitycznione w przypadku Niżyńskiego" i "Sąd Najwyższy". Pod nrem 112 – tytuł fragmentu: "Przyczyna i skutek" – filozof jak gdyby dekonspiruje źródło własnej wiedzy na ten ezoteryczny temat, choć też pewnie bynajmniej jeszcze tego nie wie: źródłem tym jest... (uwaga, bo symbol z Sybilli) podsłuch dwukierunowy analogowy, kojarzący się też z "odkryciem telefonu" przez (nomen omen) Bella. Co ciekawe, fragment 119 jak gdyby nawiązuje (zgodnie z symboliką: początki Covid-19) do Covid-19: polecam jego zdanie ostatnie i pierwsze (tj. tytuł). Wskazałem tu wcześniej na istotność nru 63, a tymczasem w bodajże Poza dobrem i złem dobrane pod temat watykańskich inspiracji było... 256, czyli słynna potęga dwójki określająca pojemność informacyjną 1 bajtu. 64 to taka "pojemność informacyjna" (moc zbioru liczb) na 6 bitach (a przy tym: jako "następstwo z liczby 63", która występuje w odpowiednim fragmencie jako jego nr u Nietzschego, pasuje też do roku 1964, na który widocznie zaplanowano sprawę nierówności Bella), natomiast do pary z tym współcześnie stosuje się (zgodnie ze starożytnym planem) bajty 8-bitowe, stąd 256. Obie liczby, powtórzę, są u Nietzschego eksponowane w zestawieniu z tematami najwyraźniej rzymskiego pochodzenia czy do papiestwa nawiązującymi.
POWTÓRZĘ NA KONIEC, STRESZCZAJĄC TEMAT, RAZ JESZCZE: na omówiony tu problem cierpią absolutnie wszystkie eksperymenty mające dowodzić teorii Bella ("realizm albo lokalność, wybór należy do ciebie, ale wiesz, w co fizycy wierzą bardziej"), co wiadomo bez wnikania w ich szczegóły, a jest to błąd dla nich śmiertelny. Można go streścić słowami petitio principii (wykorzystanie tezy w jej własnym dowodzie, a mianowicie: tezy o nonrealizmie, czyli o istnieniu — raz po raz — "kolapsów" jako zjawisk rzeczywistych, zjawisk obiektywnej rzeczywistości) w odniesieniu do teorii ontologicznej, która jest tylko opcjonalna w fizyce i zalicza się raczej już do filozofii fizyki, a nie do samej fizyki. [Zauważmy, że Schrödinger napisał swą pracę o stanie splątanym podobno w r. 1935, gdzie cyfry 3-5 (i 5-3) rozumiane jako data (5. marca) to sybilliński symbol partii PO, stąd też ma to wydźwięk "jest (zaledwie) takie stronnictwo" (albo dosadniej: "a to już zupełna polityka", "może się zapisać do PO z Neumannem i innymi egocentrykami i media go będą popierać i lansować"). Inaczej mówiąc: ten wybór roku (zapewne narzucony odgórnie np. przez uczelnię) sugeruje, że fizyk wchodzi tutaj na teren filozoficznej interpretacji przyrody i ontologii, a nie konkretnych dobrze udowodnionych zjawisk; nr roku pokazuje, że prawie na pewno robił to świadomie, by innych robić w konia.] Einstein tutaj świadomie wszedł na wątły grunt i przygotował drogę pod błędne rozumowanie, tak, by każdy, kto się interesuje kwestią "determinizm czy indeterminizm" i szuka potężnego sprzymierzeńca zaraz trafił na Einsteina i poznał jego paradoks, i zaakceptował pełen zaufania jego teorie (o jakichś rzekomo cząstkach, które po zdarzeniu powodującym splątanie następnie jeszcze lecą sobie bardzo daleko jedna od drugiej i dalej jeszcze rzekomo pozostają splątane i, co za tym idzie, musiałyby wymieniać informacje — co jest absurdem, jako że splątanie powinno dotyczyć tylko i wyłącznie pojedynczego zdarzenia o lokalnej, jak to w fizyce bywa, genezie, lokalnym powstaniu i zaistnieniu). Einstein przy tym odgrywał tu jedynie z góry przygotowaną mu rolę, odtwarzał swoisty film wg scenariusza już w XIX w. (najpóźniej w latach 70.) gotowego, zaś w XX w. preludium do tego wprowadzania ludzi w maliny była słynna gazetowa (dla mas przeznaczona) opowiastka o "kocie Schroedingera, co to jest na pół martwy, a na pół żywy", co jest przecież zaledwie czyimiś idealistycznymi nonrealistycznymi i w dodatku dziś raczej niezbyt popieranymi rojeniami (jest to coś w rodzaju wiary w interpretację nie tyle kopenhaską, bo ta wymaga jakiejkolwiek interacji z makroświatem, by był kolaps, co w interpretację von Neumanna, która wymaga interakcji ze Świadomą Istotą i jej Umysłem — czy wręcz rozbija rzeczywistość na multum światów na modłę idealistyczną, tak, że każdy człowiek, zwierzę, np. kot, itd. ma swój świat — gratulacje dla tak rozumujących, ale z wspólnym jednym Bogiem i jego jednym światem, jak to Kościół naucza, to nie ma nic wspólnego — to już jest eksces filozoficzny dla bardzo zbłąkanych z winy papiestwa). Dzięki tej opowiastce, której sedno tkwi w tym, że w najwcześniejszej fazie formowania się oficjalnej mechaniki kwantowej ("falowej"), czyli w latach 20. XX w., popularnie wyznawano coś w rodzaju interpretacji von Neumanna — i traktowano to jak samą naukę, jedyną możliwą w mechanice kwantowej naukę i część fizyki, a przynajmniej tak to masom prezentowano — Einsteinowi mogło nie być wstyd, mógł on wstydu uniknąć i głosić swoją nonsensowną opowieść o podwójnych efektach splątania, zawsze jakby co mogąc się bronić tym, że cząstki, które "nie skolapsowały" wskutek jeszcze niezbadania sprawy przez człowieka, wciąż pozostają w równaniach uzależnione od splątania. Tymczasem zaś sytuacja rzeczywista wygląda następująco: każdy eksperyment potwierdzający teorię Bella będzie miał przede wszystkim co najmniej 2 zdarzenia, z których pierwsze wywołuje splątanie, czyli jest to np. "zderzenie" (rozpraszanie) cząstek, co musi odbyć się lokalnie, w ramach stożka świetlnego, czyli w zgodzie ze szczególną teorią względności, bo tak działa fizyka i wszelkie zjawiska i oddziaływania, po czym następnie tak splątane cząstki są jako oddalone od siebie analizowane pod kątem ich statystyki (obserwowalnego prawdopodobieństwa) i tutaj postuluje się ewentualnie, w tej drugiej fazie, czyli w odniesieniu do zdarzenia nr 2 (a może i 3, 4... wszystko zależy od eksperymentu, choć załóżmy, że te najporządniejsze ograniczą się tylko do ww. 2 zdarzeń), że zachodzi naruszenie lokalizmu, bo w samookreśleniu się właściwości jednej cząstki uczestniczyć by musiały (wg modelu realistycznego) dane o drugiej cząstce i vice versa, co oznacza błyskawiczny obieg informacji bez opóźnienia, "powiązanie" dwóch zdarzeń czasoprzestrzennych ze sobą (bez czasochłonnego przekazywania informacji). To stąd przecież ta teoria, że lokalizm jest tutaj ewentualnie naruszany. A zatem są 2 zdarzenia, gdy tymczasem podstawowy tutaj błąd leży w założeniu. O ile bowiem nonrealista może sobie wyobrażać, że są jakieś kolapsy jako zjawiska rzeczywiste (zjawiska w obiektywnej rzeczywistości fizycznej zachodzące), i na tej podstawie snuć opowieści o kocie Schroedingera, to broń Boże nie wolno tego wcielać do praw fizyki i traktować jako sprawę dla wszystkich wspólną i już ustaloną i wychodzić z takiego założenia przy obalaniu poglądów realistów-deterministów. Obalanie poglądów realistów-deterministów (na gruncie lokalizmu) w myśl teorii Bella jak wiadomo odbywa się na zasadzie dowodu nie wprost, czyli przyjmuje się ich zapatrywania, po czym pokazuje, że prowadzą do absurdu. Tylko że tutaj nasz zwolennik kościelnych teorii — o "kładącej kres pewnej fizyce teorii Bella i jego następców i kontynuatorów" — zapomina, że u realisty-deterministy nie ma kolapsów, tylko jest po prostu dostępna dla wszechświata w każdej chwili pełna obiektywna informacja i wszelkie "ukryte zmienne" i że w związku z tym po zdarzeniu nr 1 natura losuje już sobie ("losuje" w cudzysłowie, tj. stosuje chaos deterministyczny — "prowadzi" cząstki) w oparciu o swój w pełni znany stan, bez żadnego splątania, bez kontynuowania pierwotnego modelu matematycznego opartego o splątanie i niepewność ostatecznego rezultatu (tego po 2 zdarzeniach). Tutaj więc rozchodzą się ścieżki matematyka-teoretyka i tego, jak działa wszechświat — a w każdym razie wg modelu realisty-deterministy tutaj się rozchodzą. Prymitywny zwolennik teorii Bella o tym zapomina i popada w błąd, przypisuje bowiem swoje teorie ontologiczne przeciwnikowi, który wcale ich nie wyznaje, i naiwnie-błędnie przenosi prawdopodobieństwo policzone wg aparatu matematycznego człowieka, który na razie nic nie wie i myśli nad rezultatem 2 zdarzeń, na prawdopodobieństwa takie, jak je wdraża natura (która przecież zawsze wszystko wie i która już po zdarzeniu nr 1, w którym to jedynie zaaplikowane są więzy, np. więzy z zasady zachowania pędu związane ze zderzeniem cząstek, po prostu nie stosuje żadnego splątania, jego tam już nie ma). Przypomnę, że podałem, iż pełniejszy obraz niż "lokalizm czy realizm?" to "lokalizm bez realizmu, realizm bez lokalizmu czy brak splątania?", przy czym w praktyce to 3-cią opcję wyznaje każdy racjonalny realista w fizyce.
- [1908] Włodzimierz HELLMANN (ang. hell = "piekło", niem. Mann = człowiek, oznacza to więc hybrydowo: "człowiek z piekieł") jako współpracownik Piłsudskiego w akcji pod Bezdanami. Była to zresztą akcja chyba na zamówienie papiestwa. W każdym zaś razie wskazuje na to jej data, 1 dzień po mych przyszłych już wtedy planowanych urodzinach, nazwisko tego człowieka oraz temat "bazy danych". Watykan miał później swój istotny wpływ na utworzenie standardu SQL, a informatyką i możliwością wykorzystania maszyn do celów przetwarzania informacji interesował się najwyraźniej już w latach 30-tych, więc czemu nie w pierwszej dekadzie XX w. Więcej na ten temat jest na http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796&p=9146#p9146.
- [1910] OJCIEC PIO Z... PIETRELCINY. U nas byłby "Pio z Piotrowni"... W mieście Pietrelcina mieszka zaledwie 0,005% Włochów, tzn. 1 na 20000, takie zatem jest prawdopodobieństwo przypadku (należy do tego dodać oszacowanie prawdopodobieństwa spisku watykańskiego, choćby bardzo małe, np. 1 do 100, by uzyskać nowe "uniwersum" probabilistyczne, tzn. wykładnik prawdopodobieństwa warunkowego: wynosi on 1,005% i obejmuje wszystkie możliwości – (1) przypadek lub (2) spisek; spisek jest wtedy pewny na 99,5%). Jego prawdziwe nazwisko Forgione (źródło: Wikipedia) nawiązuje do wcześniejszych dokonań tej grupy, np. opatentowania telefonu (ang. phone brzmi jak phony = oszukańczy, tymczasem forgione brzmi jak ang. forge = podrabiać; i to praktycznie na pewno stąd też, jak już doskonale widać, te jego stygmaty). A zatem człowiek o nazwisku w oczywisty sposób akcentującym temat podrabiania (ang. forge) i zawierającym go w sobie – Francesco Forgione – został najsłynniejszym stygmatykiem Kościoła. Po spowiedzi przepowiedział (prawdopodobnie mająemu problem z ateizmem – por. "Szkaplerz noszę od młodości" po zabójstwie(?) Piotrowskiej) księdzu Karolowi Wojtyle, że zostanie papieżem (wkrótce po jego rozmowie z prymasem Hlondem u progu kapłaństwa, w czasie której pewnie miał miejsce pierwszy "zamach na papieża"... jak to później wspominano po hlondowsku, przy rzeczywistym zamachu na fizyczną osobę: "zwycięstwo przyszło przez Maryję") – po czym za tego samego Piusa XII miał miejsce pierwszy watykański awans Wojtyły, mianowicie uczyniono go bodajże biskupem czy biskupem pomocniczym. Św. papież Jan XXIII napisał podobno o ojcu Pio jako o "ogromnym oszustwie" (czyżby nie nauczyli go w czasie bycia księdzem, biskupem czy kardynałem we Włoszech, że się nie pomawia, bo to potrafi być nawet przestępstwo? zresztą czemu miałby tak uważać bez dowodów oszustwa? bo cuda w religii są ogólnie niemożliwe?... przecież katolik nie powinien tak sądzić). Pewnie po prostu jako papież miał na to dowody. Ojciec Pio zmarł 2 dni przed moimi urodzinami (23. września), przy czym takie przesuwanie czasu o 2 jednostki w którąś stronę jest typową metodą transformacji numerologicznej czasu czy następowania w kolejności (np. kolejnych artykułów) powszechnie stosowaną w tej grupie (kliknij, aby uzyskać więcej informacji).
- [ok. 1900-1918] Władysław WOLTER – sędzia polski, który zrobił gigantyczną karierę w zaborze austriackim aż do szczebla sędziego Sądu Najwyższego. Zapewne za sprawą omawianej tu "grupy watykańskiej". Następnie jego syn również imieniem Wolter (specjalizacja: prawo karne, w tym także m. in. kwestie sądowo-psychiatryczne) stał się czołowym autorem polskich podręczników z dziedziny prawa karnego – do dziś się go nieraz cytuje. Wiele koncepcji i pojęć, jak np. pojęcie kontratypu, ma swe korzenie w książkach Woltera. A tymczasem, jak wiadomo, Voltaire (czyt. Wolter) to czołowa postać francuskiego Oświecenia, choć jako filozof był niezbyt twórczy, powtarzał raczej i podsumowywał to, co już inni głosili. Oczywiście grupie planującej przekręty zaprzyjaźniony autor podręczników prawa był na rękę, natomiast nie na rękę było zbytnie emancypowanie się systemu prawa od wpływów papieża.
- [1914] być może Józef PIŁSUDSKI (personalia wzorowane, na zasadzie "Józef P.", na księciu Józefie Poniatowskim, słynnej postaci z czasów końca I Rzeczpospolitej, bratanku ostatniego króla Polski, który jednak nie dorobił się już tytułu króla, choć też zaszedł wysoko w polityce) był jakoś związany z postacią Piusa X ("PIUSucki" – zbieżność, nomen omen, przypadkowa?...). W związku z sytuacją z 1914 r. (m. in. wiadomo, że rząd serbski był zamieszany w zamach terrorystyczny na arcyksięcia Ferdynanda) można podejrzewać, że nawet sam papież mógł stać za wybuchem I wojny światowej, zwłaszcza, gdy się porówna tamten terroryzm do tego, co wiadomo o nowoczesnym, tym z XXI w. (o inspiracjach różnych zamachów, w tym z 11. września, jest na blogu). Jakiś wpływ na to mogłaby mieć też filozofia Nietzschego. I wojny światowej może tyczyły się też powtarzane mi przez spikerów od lat (od 2013? 2014?) co jakiś czas teksty podprogowe o Austrii, niemowlęctwie i pedofilii (kojarzącej się z poważnym grzechem). Zamach na arcyksięcia podobno był organizowany przez rząd Serbii, więc to by pasowało, mogli ich poprosić. Piłsudskiego (który tak się wysługiwał papieżowi – przecież wiadomo było, że śledzą mych ówczesnych przodków, np. zorganizowano odpowiedni poród mej babci) następnie zamordowano w dzień, który jest niejako odwrotnością jego daty urodzin – tzn. daty narodzin i śmierci to 12.5, 5.12, jest tego rodzaju relacja między nimi.
- [1914] interpretacja COPENHAGEN (tak nazywa się ją po angielsku; po polsku: kopenhaska interpretacja mechaniki kwantowej) – jej początki sięgają założenia przez Bohra w 1914 instytutu w Kopenhadze, choć jeszcze nie było mechaniki kwantowej. Już się szykowało. Wiąże się to z grupą watykańską, ponieważ występuje dobór po nazwie, a Skandynawia to się już u pierwowzoru tej nazwy szykowała, o czym za chwilę. Więc to raczej nie jest przypadek, że twórca i zarazem znany badacz atomu i tego, co mikroskopijne, tam akurat musiał się zlokalizować. Dziś interpretacja kopenhaska mechaniki kwantowej jest synonimem jak najmniej puszczającej wodze wyobraźni interpretacji opartej na ontologicznym indeterminizmie, czyli tej wprowadzającej jak najmniej założeń spoza powszechnej nauki, ale jednak postulującej rzeczywiste "losowanie się" wielkości fizycznych przy kolapsie (sam kolaps jest jej słynnym wynalazkiem). Dobór po nazwie tkwi tu w tym, że ang. COPENHAGEN (czyt. "kopenhagen") nawiązuje do nazwiska SCHOPENHAUER (czyt. "szopenhauer") – wspólne są wszystkie samogłoski, a nawet liczne spółgłoski: p, n, h, tak, iż cały środek słowa jest taki sam. Otóż taki zbieg okoliczności – że akurat istniał w ogóle myśliciel, nawet jeden z najbardziej znanych takich myślicieli, niewierzący i przy tym przekonany o powszechnej przyczynowości w naturze, podnoszący jej istnienie (wraz z dylematem determinizmu) jako ważny jego argument przeciwko prawdzie chrześcijańskiej i żydowskiej religii, zaś jego nazwisko pasowało do stolicy europejskiej (i to nie byle jakiej, lecz takiej, w której monarchia przetrwała zawirowania związane z odzyskaniem przez Polskę niepodległości) – praktycznie na pewno nie zdarzyłby się losowo. To po prostu bardzo, bardzo nieprawdopodobne, a sympatie czytelników i wydawców są normalnie zgoła czym innym podyktowane. Samo istnienie takiego filozofa, pozwalającego na zrobienie tutaj aluzji, jest właściwie kompromitujące, skoro tu jeszcze wchodzą na ten temat, jeśli chodzi o "czystość" naukową przedsięwzięcia pod nazwą mechanika kwantowa. Swoją drogą więc najpewniej także sam Schopenhauer też był wytworem grupy watykańskiej (po pierwsze trafna data urodzenia, nawiązująca do planów co do polskiego papieża, gdyż oparta na cyfrach 2 2 2oo3, co wygląda jak 222×3 pisane odręcznie, tylko z kreseczkami dociągniętymi po prawej i lewej znaku x [i jak data zgonu papieża, tylko minus 2 miesiące i 2 dni], bo urodził się 22.2 – zapewne proszono rodziców, by starali się urodzić tego dnia, a w zamian za to ich syn będzie sławny i bogaty... – po drugie w nazwisku, z uwagi na podobieństwo do Kopenhagi, była też w przypadku tej osoby słynna monarchia europejska, na uboczu głównej części kontynentu, zapewne już z góry – w związku z planami co do wielkich konfliktów na kontynencie obliczonych na odzyskanie niepodległości przez Polskę, a obejmujących m. in. upadek europejskich monarchii – jawiła się jako przyszły sojusznik papiestwa, na którego zawsze jeszcze będzie można liczyć; to "ci najodporniejsi", wpływy chrześcijaństwa i absolutyzmu – tego absolutyzmu, którego symbolem jest np. filozof Kant z Królewca – przetrwają tam najdłużej). Był on wylansowany przez grupę watykańską w XIX w.: nie dziwi więc, że mu pozwalali pisać te bezbożne książki, jednakże chwalące chrześcijaństwo za moralność (był przy tym bogatym kupcem, więc mógł sobie pozwolić na takie życie), a to z tego względu, że Kopenhaga tak poza tym bardzo pasuje do roli obrońcy wiary, ponieważ nie ma tam jakiejś socjaldemokratycznej republiki, tylko jest po prostu król i tak zostanie, mimo zawirowań, jakie planowali w Watykanie w związku z projektem odtworzenia państwa polskiego (projekt ten istniał najwyraźniej już od czasów rozbiorów, patrz tutaj: http://bandycituska.pl/dowody-wtc.html#info). Zawirowania na scenie europejskiej mają bowiem sporą szansę praktycznie w ogóle ominąć państwa skandynawskie, a w każdym razie monarchia tam się pewnie zachowa, podczas gdy dla ratowania nowo odrodzonej Polski, żeby uniknąć sporów ambicjonalnych, zapewne planowano tam już z góry upadek monarchii kontynentalnych (rewolucja socjaldemokratyczna w 1918 w Niemczech, chyba nawet w dniu odzyskania niepodległości przez Polskę, która obaliła cesarstwo, czy podobne wydarzenia w cesarstwie austriackim na koniec wojny). Toteż Schopenhauer zapoczątkował to, co później planowano realizować najlepiej gdzieś w Skandynawii, np. w Kopenhadze, a poza tym jego nazwisko kojarzy się nieco z "tym, kto psuje Chopina" (stąd więc pasuje nazwisko Chopin = chała i na gruncie istnienia takiej osoby wylansowano zapewne samego Chopina, czyli syna Mikołaja Chopina [analogiczny przypadek jak ze Słowackim!], spośród wielu innych zdolnych muzyków; potem też wylansowano Feuerbacha... "płonący [piekielny] Bach", trochę jak inna znana w sztuce taka postać: "płonąca żyrafa" Salvadora Dali... wskazówka dla Polaków i nie tylko). Chopin bodajże stracił wiarę katolicką, można się tego domyślać, prowadził też życie na kocią łapę, a w testamencie polecił "wysłać jego serce do świątyni w Polsce", gdzie spoczywa do dziś; chyba nawet powołał się przy tym na cytat "gdzie jest skarb wasz, tam i serce wasze", co brzmi jak ironia na temat nieba w Biblii – "jakoś tak bardzo dosłownie tę Biblię rozumiem" (wcześniej przygotowano chyba na tę sprawę Słowackiego – to kolejny romantyk, który jakoś w te klimaty wyrzynania serca i przetransportowywania gdzieś po śmierci trafiał, a mianowicie w wierszu "Testament mój", a przecież jest on człowiekiem wylansowanym przez grupę watykańską). Chopin może to podupadł pod względem religijnym za sprawą tej George Sand, która to trochę, jak wiadomo, babochłopem była, więc może i była nim w tych tematach intelektualnych (tj. ktoś ją może uświadomił i podrzucił Chopinowi, a może on już słyszał o tych kwestiach wcześniej, choć można powątpiewać – wielu ludzi całe życie nie słyszało o tym, że jest bardzo daleko posunięty problem z niebem kosmologicznym w Biblii). Poszlaki z papiestwa, z tej całej "grupy" zdają się to wyraźnie sugerować. W każdym razie Nietzsche (w ramach tych swoich propolskich akcentów) żartobliwie może czy przesadnie pochlebczo pisał w autobiografii Ecce Homo, co mu pewnie podszepty podprogowe podpowiedziały albo co faktycznie w nim sprowokowały, że za Chopina oddałby całą inną muzykę – a, jak wiadomo, Nietzsche był wytworem papiestwa a nawet manipulowano mu myślami, co omawiam tutaj: http://bandycituska.pl/dowody-wtc.html#info w ostatnim akapicie oraz szerzej, co do ogólnych interakcji jego i papiestwa, tutaj: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=14&t=6907 – nadmieniam, że są to tezy niewątpliwie słuszne, aczkolwiek zupełnie jak dotąd niepublikowane, o których nigdzie indziej nie można poczytać). Otóż u Schopenhauera brak wolności woli był w ogóle założeniem jego filozofii; jego filozofia w ogóle kochała pojęcie woli i wszędzie się dopatrywała jakiejś woli (podstawą metafizyczną wszystkiego miała być wola życia), przy czym między wierszami sugerował on też, że słyszał i o problemie nieba, a nawet, że upatruje w tych 2 problemach "2 najważniejszych problemów filozofii wieków średnich i nowszych" (problem nieba kosmologicznego nazwał oględnie "zagadnieniem, dotyczącym stosunku tego, co idealne, do tego, co realne" – patrz tutaj, 4-ty akapit tekstu; osoba nierozumiejąca aluzji będzie się może domyślać, że chodzi tu o jakiś spór o uniwersalia czy coś takiego, bo też to bardzo nagłośniono "prasowo", tzn. na uczelniach, w książkach o historii filozofii, jako ważny problem filozofii średniowiecznej, chyba ze wstydu przed Schopenhauerem). Jego książka "O wolności ludzkiej woli" wygrała konkurs na mniej więcej taki temat rozpisany przez skandynawską Królewską Akademię Nauk (mimo, że był on Niemcem, to wziął jednak w nim udział). Już w pierwszym rozdziale przedstawia ona, bez nazywania go w ten sposób, tzw. dylemat determinizmu, który pokazuje, że wolna wola tak czy inaczej jest niemożliwa, bez względu na to, czy panuje determinizm, czy indeterminizm, a ponadto przedstawia aluzyjnie [tj. jako coś w ramach "niewłaściwego" podobno rozumienia problemu wolnej woli (trochę w ten sposób wziął w obronę religię, że ten ważny czysto rozumowy argument zlekceważył – "czy ty zawsze chcesz tak, jak chciałeś chcieć?" itd.): a więc jako coś występującego wtedy, gdy rozumie się ją w codziennych kategoriach, czyli fizycznej wykonalności, umiejętności spowodowania czegoś] temat nieskończonej regresji (jest to drugi czystorozumowy argument przeciwko wolnej woli) – oba były już na płaszczyźnie aluzyjnej zarysowane w filozofii (nieskończona regresja pojawia się po raz pierwszy chyba u Hegla w jego Podstawach filozofii prawa; wola praworządności to dla niego "wolna wola pragnąca [określonej] wolnej woli"). Co tu jest istotne, to że o ile pierwszy rozdział, przedmowa tej książki jest bardzo trafna ze względu na przedstawienie ważnego problemu: dylematu determinizmu (ciekawe są też jego wywody na tematy samoświadomości, czyli psychologicznej pewności co do wolności woli, a także omówienie poprzedników w filozofii), to dalej on już popada w determinizm (a pod koniec także próbuje jakoś bronić wolności, choć to już abstrahując od religii chrześcijańskiej, bo z pozycji fatalistycznych), z uwagi na to, że nie wierzy w inną opcję niż konieczność a i tak wybór ten jest bez uszczerbku dla znaczenia jego książki i udzielonej odpowiedzi. Toteż Schopenhauera wszyscy znają jako deterministę. A zatem, płytko patrząc na wszystko, "interpretacja kopenhaska" brzmi jak drwina z Schopenhauera: "to to faktycznie jest 'jego' interpretacja, 'jak cholera'" (wskazuje też na to, że – pod naporem... no właśnie, czegoś, chyba Watykanu – zreformowała się nawet Dania), ale dla głębiej myślących osób (a Schopenhauera czytał też Einstein i był jego zwolennikiem, ogólnie był on w II poł. XIX wieku i w początkach XX dosyć popularny, miał też dosyć przystające do współczesnego pojęcie o ludzkim mózgu i jego związku z intelektem, i o tym, jak funkcjonuje ludzki intelekt) jest to tylko wskazanie: "darujcie nam, i tak tej wolnej woli nie ma – wystarczy rzut oka na pierwszy rozdział książki Schopenhauera na ten temat". W każdym razie – zwracam tu uwagę na dobór miejscowości po nazwie. Pewnie też samego Bohra dobrano z myślą o tym, że fizyk do takich zadań (badania najmniejszego mikroświata, bo "tam to przecież nigdy nic nie wiadomo") powinien być z Danii. Książkę Schopenhauera "O wolności ludzkiej woli" (napisał on tak poza tym np. swe najsłynniejsze dzieło: "Świat jako wola i przedstawienie" [w innym tłum.: "i wyobrażenie"]) można poczytać tutaj: http://web.archive.org/web/20090122210333/http://nietzsche.pl:80/Schopenhauer/WW/.
- [1917] Andriej WYSZYŃSKI - prokurator ze stalinowskich procesów politycznych. Na prośbę Stalina siedział z nim w celi już w 1917 r. Kojarzy się z samooskarżeniem i samokompromitacją, a w kontekście sprawy Niżyńskiego oraz późniejszego istnienia też prymasa Wyszyńskiego brzmi to jak objaśnienia co do roli kościelnych hierarchów w tym skandalu.
- [1918] Ignacy Jan PADEREWSKI jako jeden z czołowych polityków II RP. "Pater" to po łacinie Ojciec. Zabity(?) w imieniny Piotra i Pawła [patronami jest tu dwóch apostołów-ojców Kościoła, z których pierwszy jest pierwowzorem koncepcji papieża; główne imieniny w kalendarzu kojarzące się z papieżami i papiestwem to właśnie te] w szpitalu w USA.
- [1920] Heinrich HIMMLER (a w 1919 prawdopodobnie też Adolf HITLER) jako czołowa postać DAP, a potem NSDAP. Do partii Himmler zapisał się w sierpniu 1923 r. po rekomendacji Ernsta Röhma. Szybko awansował na tyle, że aż wziął udział w puczu monachijskim (1923) obok Hitlera. Kilka faktów z jego biografii, o których można poczytać na Wikipedii, wskazuje na to, że już ówcześnie DAP (ta sprzed więzienia Hitlera) była naznaczona ezoterycznymi koncepcjami pochodzącymi z "grupy watykańskiej":
- Występuje tu (do dziś nie mający cechy bycia powszechnie znanym, zwłaszcza w skali całego świata) mem doboru po nazwisku. Himmler pasuje do Hitler, ale nie tylko w tym rzecz – bo na to to jeszcze nawet bez znajomości szerszego spisku można by wpaść jako na "coś fajnego", zupełnie bezrozumnie – ale też w tym, że owa kluczowa postać kojarzyła się dzięki temu z niem. słowem Himmel oznaczającym "niebo" [nie ma w niemieckim - jak i w większości języków - tendencji do stosowania, gdy chodzi o religię, częściej jakiegoś innego pojęcia]. A zatem istotny, dobrze znany chyba w Watykanie argument ateistyczny przeciwko Biblii polegający na wytykaniu jej błędów kosmologicznych był tutaj niejako na świeczniku za sprawą tej sztandarowej postaci partii. "Himmler" dosłownie oznaczałoby coś w rodzaju "ten, który czyni niebiańskim" albo: "w »niebo« zamieszanym" (końcówka -er w językach germańskich stosowana jest w odniesieniu do osób coś czyniących).
- Ponadto przykładowo pucz monachijski zmierzający do obalenia tzw. republiki weimarskiej [swą siedzibę Weimar uzyskała chyba przez wzgląd na swój "wspaniały kapitał społeczny" w postaci mass mediów (w które mnóstwo naiwnych republikanistów tak wierzy), które to gazety chyba świadomie dopuściły do zamordowania tam z przyczyn politycznych filozofa F. Nietzschego, na odgórne zlecenie z czasów późnego cesarstwa (republika powstała w roku 18-lecia tego czynu, co symbolizuje "wyrośnięcie z dzieciństwa")] miał miejsce (czy, jak kto woli, upadł) dnia 9.11 (9-ego listopada; zaczął się już nawet przed północą), gdy tymczasem jest to po prostu [oprócz tego, że obecnie też rocznica utworzenia WOT-u, czyli Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego – podobno centrum podsłuchu na mnie – natomiast już wówczas także rocznica abdykacji/detronizacji cesarza Niemiec] odwrócona data kalendarzowa 11.9, obecnie znana jako data zamachów na World Trade Center i Pentagon, natomiast "ustawiona" jako istotna już prawdopodobnie od renesansu, a praktycznie na pewno - od końca XVIII w. (dowody: patrz np. ta podstrona, jak również informacje pod nagłówkiem "Piotr Niżyński jako postać bardzo istotna w polityce najwyższego szczebla" w artykule xp.pl "Nowy atak prokuratury z Policją na Niżyńskiego. Ślepo do celu wbrew faktom", jak również początkowa sekcja tego artykułu xp.pl).
To za jej sprawą (za sprawą daty 11.9.2001) weszło zresztą do języka potocznego sformułowanie "13-ego w piątek" (jeśli się uwzględni, że Jezus podobno zmarł w piątek, to kojarzy się to z 13-ką w świetle sprawy końca życia w religii), ponieważ ów 11.9.2001 r. to 1300-ny od końca dzień życia Jana Pawła II. Ma przy tym tę cechę, że zwiększając tę datę o równo 2 miesiące uzyskuje się bardzo "okrągłą" datę 11.11 - zapewne pod kątem tego typu okrągłości poszukiwano właśnie odpowiedniej daty i natrafiono na taką w 1300-ym dniu od końca życia papieża, o ile data śmierci będzie ustawiona tak, jak została ustawiona (2.2.2003, czyli 222×3 z dociągniętymi półkolami tworzącymi znak × odręcznie pisany, plus 2 miesiące i 2 lata).
- (!) Kolejną sprawą z tamtych wczesnych czasów (NS)DAP jest to, że Himmler został (w 1923 r.) członkiem NSDAP nr 41404, a jest to numer 444 z wpisanymi w jego środku cyframi 10 symbolizującymi dziś informatykę (i informatyków, a to mój zawód) i "binarny" (zerojedynkowy) system liczbowy [nazwa "binarny" – ang. binary, od niezbyt w tym kontekście precyzyjnego łac. "bini" oznaczającego "po dwa" [czyli moje rozszerzone inicjały PiNi – jest zresztą taka knajpa PiNi (akcentująca, że to jest jakaś osoba, bo wymalowane tam jest: "PiNi lubi to, PiNi tamto") w samym centrum Warszawy przy Marszałkowskiej... – napisane z B na początku zamiast P, ale to przecież podobne głoski; dla porównania, mój ojciec od dzieciństwa zawsze mówił o naszej ulicy, gdzie leżało nasze mieszkanie, tj. ulicy Blatona, "Platona przez B" - pewnie mu to podpowiedział przekaz podprogowy... a uprzednio sam adres przydzielono nam w początku lat 90-tych za sprawą spisku podsłuchowego, ciągnącego się zresztą już od pokoleń], patrz SWO – przyjęła się prawdopodobnie za sprawą nazwy miejscowości Krubin (gdzie zresztą było ponoć pewne zabójstwo w I poł. XX w. na tle mej daty urodzin: Ignacy Leonard Kałęcki ze straży pożarnej, organizującej obecnie tam doroczne wyżerki na święto niepodległości), położonej w okolicach mej planowanej bodajże już od dawna - jak wskazują różne nazwy ulic - posiadłości; "król binarny" jako określenie na jakiegoś orła informatyki (ale raczej pogardliwe: bo organizują tam wyżerki, jak gdyby dla nie mających pieniędzy, ze szwedzkim stołem itd., w Straży Pożarnej, dorocznie chyba w święto niepodległości – toteż miałoby to konotację znaczeniową ironiczną, w rodzaju "witaj królu żydowski!"); oczywiście słowo to ma swe jakieś tam korzenie etymologiczne w łacinie, tym niemniej można by mówić inaczej, np. mogłoby się zamiast tego przyjąć słowo "system dwójkowy", które odpowiada schematom, bo tak samo mówi się w matematyce np. o systemie czwórkowym, ósemkowym itd. - informatycy poszli nawet dalej i ukuli kolejną nazwę-wyjątek, mianowicie system "heksadecymalny" zamiast szesnastkowego].
444 oczywiście pasuje na jakąś przeróbkę liczby 666 - mianowicie trzeba by tu jeszcze zastosować transformację "plus dwa", czyli typowo watykańską transformację numerologiczną, na każdej cyfrze i już jest z tego 666 [co do przekształcania ściśle właśnie liczby 666, słynną ogólną metodą "o 2", to przykładem na to jest też sprawa zamordowania Maślanki omówiona na blogu we wpisie z 2017 r., jeden z pierwszych punktów, zaczynający się słowami "Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście"... do dziś utrwalone w nrze tel. Ministerstwa Sprawiedliwości]. Co do starości pomysłów papieskich na temat wielkiej roli informatyki w przyszłości to można tu najpierw wspomnieć, że sama koncepcja bajtu jako liczby od np. 0 do 255, która do dziś funkcjonuje, czyli w zakresie obejmującym 256 różnych liczb (8 bitów, a nie np. 6, 10 czy nawet np. 7), sięga bodajże w zainteresowaniach papieży co najmniej roku 1885-1886 (publikacja książki "Poza dobrem i złem" Nietzschego - jej fragment oznaczony 256 zawiera w swym końcowym wierszyku jedną z nielicznych, choć konsekwentnie raz po raz się zdarzających, np. w formie wtrętów w języku Kościoła (łacińskich), wskazówek co do papieskich korzeni kariery tego filozofa i filologa, który zresztą w bardzo bardzo młodym wieku został profesorem; oficjalnie oczywiście fragment jest o kim innym, tj. o Wagnerze, ale do Nietzschego też pasuje). Później te zainteresowania informatyczne przejawiały się też w sprawie pojęcia "bazy danych" - zapoczątkowanego bodajże akcją Piłsudskiego (wspólną z Hellmannem, czyli, dosłownie tłumacząc nazwisko, "człowiekiem piekieł") pod Bezdanami dzień po dniu mych urodzin w kalendarzu - którego idea sięga najwyraźniej roku 1908 [potem w latach 60-tych wprowadzono to pojęcie oficjalnie do nauki, a w latach 80-tych: niejacy Raymond i Donald, symbolizujący polskich 2 polityków Kaczyńskiego i Tuska, stworzyli słynny, "szkolny" standard baz danych "SQL" przystosowany jak gdyby do prób bronienia religii i jej koncepcji wolnej woli przed dylematem determinizmu za sprawą swej osławionej, kompletnie tak poza tym w informatyce niespotykanej, "logiki trójwartościowej"; później jeszcze wylansowano specjalistę od baz danych, do dziś głównego programistę w tym temacie oferującego darmowe produkty, Michaela Wideniusa o polsko kojarzącym się nazwisku], a nadto też w "liczbie godzin życia" (tj. liczbie dni × 24) siostry Faustyny, która figuruje na liście zabójstw grupy, ustalonej na zawsze 30 lat później: w r. 1938, jak również np. w postaciach Gatesa, Stallmana, Linusa Torvaldsa (na temat watykańskiej prawdopodobnie genezy idei Linuksa patrz wpis na blogu z 2019 r., gdzie jest na to jeszcze dodatkowe potwierdzenie poza samym tylko memem doboru po nazwisku].
- (!) To, że numer członka DAP, jaki przypadł Himmlerowi, to nie przypadek potwierdza się poprzez to, że później drugi jeszcze raz trafił mu się bardzo specyficzny numer członka. Mianowicie po reaktywacji NSDAP przez Hitlera w 1925 r. Himmler wstąpił do SS (w dacie, która później stała się datą powstania warszawskiego, może za jakąś radą kościelną) i został członkiem nr 168, czyli jest to 13 do kwadratu minus 1. "Pech do kwadratu, a nie ma w tym pierwszego" (papieża?). Od początku w reaktywowanej NSDAP z lat 20-tych pełnił bardzo wysokie funkcje.
- Decyzją bawarskiego Sądu Najwyższego Hitler opuścił więzienie dnia 20.12.1924 r. (patrz Wikipedia o Himmlerze) - jest to data ułożona tak, by wyglądała jak przedział lat: 2012-1924. Jak łatwo zauważyć, tylko bardzo nieliczne daty mają tę właściwość; tymczasem w grupie watykańskiej nieraz takie stosowano [np. w przypadku zamordowania mej cioci 20.02.2012 - przedział lat 2002-2012 symbolizuje przesłanie "od afery w łódzkim pogotowiu do zamordowania Ani Uzdowskiej"; podobnie też dzienniki budowy skradziono mi 20.07.2019, a właściwie wtedy mnie o tym ostatecznie poinformował ten, kto je sobie przywłaszczył – stosownie do lat, w jakich mój dom pozostawał wciąż niewykończony; sprawa daty złożonej z 2 połówek występuje też w niemieckiej rodzinie cesarskiej z czasów dzieciństwa i młodości Hitlera, mianowicie u następcy tronu – syna cesarza: patrz wzmianki w punkcie "Wilhelm II" na liście zabójstw grupy; data zamachu w Smoleńsku opiera się też na połówkach, a mianowicie 1004 2008, tylko rok trzeba tu zwiększyć o 2, zaś dodatkowego jeszcze przykładu z czasów najnowszych dostarcza np. zamordowanie Stanisława MĄKOWSKIEGO, w dacie "2010-2019", o którym mowa w tym artykule xp.pl]. Co jest tutaj istotnego to to, że między tymi 2 datami 1924 i 2012 jest, dziwnym trafem, 88 lat - zaś liczba 88 to znany symbol liter HH (gdyż litera H jest 8-ma w alfabecie łacińskim czy angielskim), które to litery są popularnie kojarzone z pozdrowieniem "Heil, Hitler!" jako jego skrótowiec. A zatem dobrali mu datę wypuszczenia go z więzienia z myślą o słowach "Heil, Hitler!" zakodowanych numerologicznie - na wzór (zwłaszcza tych późniejszych od tego faktu) metod Watykanu - właśnie w połówkach tej daty. Zabawne jest właśnie to, że autorzy tego pomysłu - jak gdyby już z góry zgadując, jakie tu wymówki będą przychodzić na myśl i jak ktoś będzie się następnie próbował wykręcać od swej roli w kreowaniu kariery takich polityków-potworów - wyjątkowo rażąco postawili najpierw rok wcześniejszy, a potem późniejszy (inaczej by się zresztą nie dało), czyli sytuacja jest niejako "postawiona na głowie": tak napisany przedział dat, tj. 2012-1924, symbolizuje "pomylenie przyczyny i skutku", "niesłuszne wzięcie tego, co w istocie jest skutkiem [spisków watykańskich opartych o połówki daty i przedziały lat tak zapisane], za już istniejącą przyczynę". Takie uderzenie już z góry w ten temat (który następnie dziwnym trafem idealnie podchwycono właśnie w Watykanie, trafiając w tę argumentację) bardzo utwierdza w przekonaniu, że mimo wszystko - mimo tego, że istotnie mogłoby być i tak, że dopiero później Watykan podchwycił tę metodę - pierwotny był tu jednak zamysł papieski.
- Już w 1920 r. Himmlera aresztowano jak gdyby z myślą o jego przyszłej ważnej roli w polityce: równo miesiąc przed [przekręconą wprawdzie na sposób amerykański] przyszłą datą zamordowania Wacława Niżyńskiego obliczoną jako "zabójstwo spomiędzy zamordowania Jakoba Buckhardta i Lucyny Uzdowskiej" (tj. mojej babci) - pierwszego zabito 8.8 (w roku 1897, był to też rok narodzin Pertiniego), a mą babcię 4.4 (w roku 2011), stąd też – jak wyjaśniam na liście zabójstw – Wacławowi Niżyńskiemu przypadła w tych planach data 8.4 (8-my kwietnia). Zmarł w Londynie; w stosujących ten sam język Stanach Zjednoczonych jego datę 8.4 rozczytano by mylnie jako 4-ty sierpnia (bo jest odwrotna kolejność – zauważmy, znowu ten mem). Tymczasem Himmlera aresztowano 4. lipca.
Ten "jeden miesiąc przed" pasuje zresztą do aktualnego wtedy w Niemczech [a zwłaszcza w kontekście wspomnianej "republiki weimarskiej" i samej genezy tego pojęcia] memu utrwalonego w dacie śmierci Nietzschego - zabito go miesiąc przed mymi urodzinami [w czasie, gdy od 3 lat żył już przyszły prezydent Włoch Pertini o mojej (Piotra Niżyńskiego) dacie urodzenia, jedynie z rokiem nieco przekręconym – zamiana 2 środkowych cyfr miejscami]. Data ta (25 września, obecnie m. in. moja data urodzin) zresztą już wcześniej wielokrotnie od czasów renesansu była przedmiotem odniesień (patrz np. początkowa sekcja tego artykułu xp.pl); wyznaczono ją w oparciu o 13-kę występującą przy obliczeniach daty śmierci papieża i związanej z nią daty 11.09.2001 r. (1300-ny dzień życia od końca). Wyjaśniano to wielokrotnie w artykułach xp.pl: skoro 13 da się zapisać jako jedynka, a następnie jeden plus dwa, to dodając do tego jeszcze 1+2+3 otrzymuje się całą datę 13.6, a kolejną tak samo wyznaczoną datą (tylko startującą tym razem od dwójki) jest moja 25.9. Wykorzystano ją m. in. jako datę II rozbioru Polski, przy czym żądania w stronę Rosji w tej sprawie król pruski wystosował (jak gdyby ktoś już z góry planował wspomniany 11 listopada, istotny przy doborze 13-ki) równo 11 miesięcy wcześniej.
- Dla porównania, znów stosując tę samą zaciemniającą obraz transformację "miesiąc przed / miesiąc po", łatwo odkrywa się, że Hitler został w 1921 (po niespełna 2 latach członkostwa) führerem DAP równo miesiąc po imieninach Piotra i Pawła. Niemal dokładnie 20 lat (bez jednego miesiąca) później zamordowano Paderewskiego w szpitalu w Nowym Jorku, czyli właśnie w imieniny Piotra i Pawła (najbardziej w całym kalendarzu z papieżem kojarzące się imieniny). Jeśli u Hitlera to przypadek, to oczywiście bardzo bardzo nieprawdopodobny (nawet przyjąwszy, że było jeszcze wiele dat z takimi konotacjami w kalendarzu, np. 10, i tak trafienie w którąś z nich było prawdopodobne najwyżej na ok. 3%, a w nią lub sąsiadującą z nią o miesiąc - zaledwie na ok. 9%, czyli na 91% nic takiego by się nie zdarzyło). Dodajmy tu jeszcze, że w dacie "minus 2" względem swej rocznicy przywództwa (tj. 27. lipca) wyszedł też rok później z więzienia, gdzie po raz pierwszy trafił za zakłócanie porządku publicznego na 1 miesiąc (patrz Wikipedia). A przecież transformacja na zasadzie "zwiększania o 2" to bardzo powszechna w tej grupie metoda już od XIX w., a i wcześniej znana - bodajże już od renesansu (patrz w szczególności data encykliki Regimini Militantis Ecclesiae w porównaniu z mą datą urodzenia, wysnutą z 13-ki i generatora dat w rodzaju 13.6).
- O ile u Himmlera mamy datę przyszłego zamordowania tancerza Niżyńskiego przewróconą na opak i dopiero wtedy minus 1 dzień, o tyle u Hitlera – jak przystało na ważniejszego, wyrazistszego przywódcę – jest ona w czystej postaci, po odjęciu 1 dnia, datą innego w sumie kluczowego [czy w każdym razie bardzo ważnego z oficjalnego punktu widzenia] wydarzenia jego życia, a mianowicie datą zrzeczenia się obywatelstwa austriackiego: nastąpiło to 7. kwietnia (w 1925 r.), czyli 1 dzień przed datą 8 kwietnia. Skoro dwóch w coś trafia – w coś niewyraźnego, niezbyt dającego się wyłowić własnymi siłami z natłoku faktów jako jakaś istotna przyczyna – to, aby uniknąć hipotezy skrajnie nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności, trzeba tu przyjąć, że data zamordowania Wacława Niżyńskiego rzeczywiście już istniała w planach: i była wspólną przyczyną wyboru obu tych dat.
To nie jedyny przypadek swoistego "pójścia w ślad" za Himmlerem, jaki można odnaleźć w biografii Hitlera, i traktowania tego pierwszego jako jego pierwowzoru (co dodatkowo, jak tu się okazuje, ma watykańskie źródła). Inną taką biograficzną paralelą jest sprawa ich podejścia do chrześcijańskich ideałów czystości. Himmler co do zasady żył w tej dziedzinie przyzwoicie, przed i po pewnym incydencie biograficznym, kiedy to, jak ustalono, mieszkał u starszej od niego prostytutki. Następnie pewnego dnia nagle zniknął, a wkrótce później kobietę tę znaleziono martwą. Później znowu mieszkał z rodziną, a pozamałżeńskie kontakty seksualne uważał za niedopuszczalne. W przypadku Hitlera, jak zaświadcza jego kolega z czasów młodości Kubizek, też generalnie nie było śladów zepsucia w tej dziedzinie, ale wystąpił jeden istotny wyjątek w postaci jego relacji z... siostrzenicą (co budzi specyficzne skojarzenia: właśnie z "bratem Himmlerem"), o której ona nawet opowiadała: mianowicie zaczęła się skarżyć, gdy doszło już do tego, że cyt. "zmuszał ją do [szczególnie] wyuzdanych praktyk seksualnych". Relację tę zakończyło to, że znaleziono ją zastrzeloną z jej własnej broni. Wygląda to tak, jak gdyby jeden i drugi w ramach "bycia prawdziwym mężczyzną" [porównaj też: późniejszy prezydent USA Truman, za czasów którego spuszczono bomby atomowe na Japonię; ang. true man, czyt. "truman", oznacza "prawdziwy mężczyzna"] chcieli mieć na koncie jakieś łamanie zasad w dziedzinie seksu oraz morderstwo dla zatarcia śladów.
Zważywszy na to, że Hitler generalnie dziwnym trafem – co dziwnie koincyduje z tym, że z racji samego nazwiska był już i tak predysponowany do bycia przywódcą, co jednak było wielce nieoczywiste (nie zauważy się tego przecież bez wpadnięcia wpierw na pomysł jakiegoś Himmlera) – wiódł w młodości podobno dosyć przyzwoite, a nawet twórcze, życie, choć nieco megalomaniakalne (planował sporo projektów architektonicznych i politycznych, z których nawet później w czasach władzy dokładnie się wywiązywał, natomiast naukę szkolną uważał za tracenie swego czasu i zaczął mieć w szkole bardzo kiepskie stopnie; co do zaś trzymania się zasad to mówił też m. in. Kubizkowi, że cyt. "mężczyźni mogliby żyć bardzo moralnie, jeśli by tylko chcieli"), można przypuszczać, że był przygotowywany do roli przyszłego przywódcy Niemiec już w młodości, jeszcze przed ukończeniem 20 roku życia, najpewniej więc przez swego ojca – austriackiego urzędnika państwowego. On też zapewne wpoił mu przy tej okazji potrzebę godnego zachowywania się (a ponadto podobno to pod wpływem ojca Hitler, początkowo religijny, popadł w niewiarę; jak powiada Kubizek "nawrócił się na jego wolnomyślicielstwo", a "w czasie, jak się z nim znał, chyba ani razu nie był na mszy"; znany jest też cytat Hitlera, iż Chrystus miałby być "synem żydowskiej prostytutki i rzymskiego legionisty", z czego ta pierwsza teza jest pewnym wyolbrzymieniem znanego problemu, iż Maryję posądzano o cudzołóstwo, a ta ostatnia, o Iuliusie Abdesie Panterze, ma nawet pewne oparcie w książkach, w źródłach rzymsko-żydowskich, znaleziono nawet nagrobek tego żołnierza -- oczywiście zaś wierząc w taką wersję nie jest się żadnym chrześcijaninem).
- Ojciec Hitlera został (najprawdopodobniej) zamordowany, gdy miał on 13 lat (bardzo dziwnym, "pechowym" trafem; porównaj: 13-ka jako już w renesansie chyba wyliczony symbol pechu, zwłaszcza zaś 13-ka od końca), w dniu kolejnym względem przyszłej daty urodzin mej matki [już dawno dobranej tak, by można było ułożyć ciąg cyfr od 1 do 6 jako określający – i to w rozsądny sposób, przy zachowaniu sensownego ułożenia cyfr – jej daty narodzin i śmierci, podobnie jak w przypadku mej babci mającej lata 11-23 i dni-miesiące 4-4 i 5-6, czyli łącznie pisząc: ciąg 11234456, a to nie jedyny zdumiewający traf, jaki w jej dacie śmierci zawarto]. Podobno była to śmierć nagła, niespotykana – zapewne więc ktoś go zatruł, np. zakład pracy. Wyjaśnieniem byłoby to, o czym mowa powyżej – był on, oprócz państwa austriackiego, jedynym świadkiem wyjawienia Hitlerowi sekretu co do jego przyszłości: że, wedle władz, zapowiada ją i umożliwia jego trafne nazwisko (sekretu, o którym on sam tylko w zawoalowanych słowach mówił, choć przecież widać, że np. w Himmlerze widział kogoś w rodzaju swego pierwowzoru, więc może mu to wyjaśniono; sam Hitler wyjawiał tylko ogólniki, np. wedle Wikipedii – patrz środkowy akapit spod nagłówka Childhood and education – w Mein Kampf ponoć twierdził on, że "celowo źle się uczył mając nadzieję, że gdy jego ojciec zobaczy, jak małe postępy robił w szkole technicznej, pozwoli mu poświęcić się jego marzeniu"; skoro miałby na to może nawet pozwolić, a sprawa istnienia marzenia w ogóle była tu jasna i poza sporem, to widocznie także i ojciec Hitlera coś słyszał o jego przyszłej karierze i nie były to dla niego czcze mrzonki, tak można z tego wnioskować).
- Datę przesłuchania Hitlera (wyjątkowo rzadka to sytuacja w jego życiu!) w procesie przeciwko 2 oficerom Reichswehry oskarżonym o przynależność do NSDAP jako organizacji ekstremistycznej (co w wojsku było zakazane) sąd wyznaczył na rocznicę mych przyszłych urodzin (i pruskiego rozbioru Polski, tj. II rozbioru, a także urodzin Pertiniego, przyszłego prezydenta Włoch) 25.09.1930 r., co znowu jest przykładem typowo watykańskiej steganografii numerologicznej i stawiania specyficznych akcentów. Informację o tym procesie i o przesłuchaniu Hitlera podaje angielska Wikipedia (https://en.wikipedia.org/wiki/Adolf_Hitler#Br%C3%BCning_administration, drugi akapit). Dowody na temat mej daty urodzin opublikowane są tutaj.
- Kolejna fundamentalna życiowa sprawa: finanse. "Krąg uczniów Ratzingera", czyli papieża Benedykta XVI (wspominano o czymś takim raz po raz w Radiu Watykańskim), brzmi prawie jak "Koło przyjaciół Himmlera" (patrz Wikipedia, 5 akapit pod nagłówkiem "Policyjne imperium"). To zaś było koło obejmujące osoby na wysokich stanowiskach w niemieckim przemyśle i biznesie, które bardzo chętnie udzielały Himmlerowi wsparcia finansowego dla jego coraz bardziej rozbudowującej się SS. Odnośnie Benedykta XVI to raziło też w jego przemówieniu z 2006 r. – jako z pozoru swoiste pomówienie – to, że uznawał nazistowski antysemityzm za próbę usunięcia Boga poprzez usunięcie narodu odpowiedzialnego za religię, z której się wywodzi jego koncepcja. (Patrz treść przemówienia w Auschwitz, akapit szósty – ogłosił tak w roku również z szóstką związanym: 2006.) To bardzo ciekawe jasnowidzenie zważywszy na to, że mówi o tym nie byle kto, tylko osoba mająca predyspozycje do tego, by być bardzo dobrze poinformowaną (zapewne były bardzo rozbudowane archiwa różnych tajnych notatek w Watykanie, jak pokazuje historia i trwanie rozlicznych dziwnych memów). W dodatku imię Benedykt przybrał oficjalnie to rzekomo na cześć poprzednika (Benedykta XV), choć zapewne też po to, by zgadzało się z przepowiednią Malachiasza (oliwka jako podobno symbol benedyktynów występuje tam pod numerem tego papieża), a tymczasem początki działalności politycznej Hitlera to właśnie czasy Benedykta XV (poprzedniego papieża-imiennika tego, o którym tu w punkcie mowa), czyli jakby jeszcze nawet podwójnie predestynowany był do odniesienia się do tej sprawy.
- Na stronie http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796&p=9146 (wśród innych przykładów dotyczących m. in. nazistów, a generalnie strona jest o przejawianiu się kościelnego najprawdopodobniej spisku na temat Piotra Niżyńskiego w historii) widać, że co najmniej jeden przypadek masakry Żydów, mianowicie 575 Żydów w moje urodziny w roku 1942, to zapewne sprawa zlecona zza granicy i spoza państw osi, a więc najprawdopodobniej od umiarkowanego sojusznika, jakim pozostawał Watykan. Pasuje to do tematyki związanej po części z liczbą 666, czyli satanizmem, a po części z mymi urodzinami oraz do wskazanej na ww. stronie internetowej znajomości tajnych i nieznanych Niemcom informacji wojskowych ze strony aliantów.
Spośród kilku spraw wymienionych na ww. stronie internetowej największe wrażenie robi może ważna ezoteryczna kościelna konotacja w dacie tzw. nocy długich noży.
- Zważywszy na powyższe oraz na inne fakty pokazane na ww. stronie internetowej oraz zaakcentowane na mym blogu (wpis z 2019 r.) można przypuszczać, że warunkami poparcia Hitlera i jego formacji przez Kościół (papiestwo) miało być, obok oczywiście antykomunizmu, po pierwsze wsparcie dla sprawy podsłuchowej ciągnącej się już od czasu mych dziadków (a nawet rozciągającej się na mych pradziadków w związku z tym, że babcia powinna urodzić się odpowiedniego dobrze dobranego dnia właśnie w tej rodzinie), a po drugie może też właśnie sprawa antysemityzmu. Pasowałoby to do faktu, że dziwnym trafem siostra Nietzschego trafiła na jakiegoś męża zafascynowanego tworzeniem Nowej Germanii na odległych terenach, możliwie czystej rasowo, a później też (po być może zamordowaniu tego męża podobnie jak wcześniej brata - oficjalnie mówi się tylko o samobójstwie od trucizny) popierała nazistów. W każdym razie w "Mein Kampf" Hitler dosyć nieprzekonująco tłumaczy początki swego antysemityzmu tym, że kiedyś zobaczył w Wiedniu jakiegoś Żyda z długimi pejsami i zadał sobie pytanie, "czy to jest Niemiec". Oczywiście: najprawdopodobniej nie, ale czy to od razu powód do nienawiści i dlaczego miałby to być powód do nienawiści - sprawa kompletnie niejasna przy takim tłumaczeniu.
- Na to, że Republika Weimarska była odchylona prawicowo, w sensie zapewne szczególnych względów dla Kościoła, wskazują statystyki sądownicze, o których wspomina Wikipedia ("Prawicowi podsądni mogli liczyć na łagodniejsze wyroki niż ci o poglądach lewicowych"). Dodatkowo ułatwia to (teoria o wielkich wpływach Kościoła) zaaprobowanie tezy o państwowej pomocy dla przejęcia władzy przez nazizm pod wpływem zakulisowego wsparcia ze strony duchownych.
- Jeżeli ktoś upatruje "źródeł" sukcesu Hitlera w wielkim kryzysie gospodarczym i krachu na nowojorskiej giełdzie to niech zauważy, że krach ten przypadł na 24. października 1929 r., czyli datę +1 miesiąc -1 dzień względem mych urodzin, szeroko stosowanych w tej grupie jako przykładowa data pokazująca źródło różnych spraw i planowanie ich w tym samym ośrodku.
- [1925] Paul von HINDENBURG jako prezydent Niemiec (Republiki Weimarskiej) w latach 1925-1933 (aż do przejęcia władzy przez Hitlera) – nazwisko dobrane pod ówczesnego magnata medialnego i bankowca, a przy tym antydemokraty, Alfreda Hugenberga (także z tradycjami rodzinnymi co do polityki: ojciec Hugenberga był posłem pruskim). Ten sam wzorzec H...ENB...RG, a przy tym – co tutaj kluczowe – znów ten mem doboru osoby po nazwisku do czegoś złego, typowy w tradycji zakulisowych wpływów "grupy watykańskiej" prezentowanej w tym raporcie. Pasuje tu też nawiązanie do źródeł samej Republiki Weimarskiej (czas jej upadku, to wspomnijmy, skąd się wzięła) - myślę, że na jej podsumowanie pasuje wspomniana wiara w samorzutnie jak gdyby istniejącą wewnętrzną siłę moralną narodu przypieczętowaną istnieniem "wolnej prasy". Co akurat w nazwie nawiązującej do morderstwa politycznego pasuje na drwinę i wskazanie na zapewne prawdziwy ośrodek decyzyjny będący wówczas akurat w istocie za granicą (lider religijny). Hindenburga (najprawdopodobniej) zabito w rocznicę zapisania się Himmlera do SS, co znowu wskazuje na wspólny trop kościelny mogący łączyć te 2 postaci (zapewne nie bez powodu taką mu wybrano datę - chodzi tu przecież o jedną z kilku kluczowych poszlak historycznych na budowanie i przygotowywanie do władzy w Niemczech stronnictwa antysemickiego przez Watykan).
- [1926] August HLOND jako prymas Polski. Nazwisko kojarzy się z "Blond", a przecież aryjska rasa (włosy blond itd.) to była wtedy ważna sprawa w polityce i obok rósł w siłę nazizm. Prymas zatem z góry dopasowany i przygotowany na ewentualność okupacji (naziści dążyli do konfrontacji i można to było przewidzieć).
- [1927] Walt DISNEY - namówiono go, by został reżyserem, najprawdopodobniej (tj. prawie na pewno) z uwagi na trafne imię (niem. Welt = świat, pasuje do człowieka światowej sławy) oraz nazwisko oparte na literach D...N..., jak Donald. Już bowiem wtedy mógł istnieć plan co do imienia Donald (Donald z Forfar pasuje zarówno do tortur, jak i do fanfar, czyli dźwięku, stąd może stać się symbolem tortur dźwiękowych). W 1941 r. po spotkaniu z ministrem zgodził się nakręcić Kaczora Donalda, po czym równo 5 lat później (1946) syn Trumpów (tj. Freda Trumpa, zabitego później w szpitalu), którzy dorobili się w USA fortuny (też to pasuje do słowa F...r...y), dostał imię Donald.
- [1928] Teatr ATENEUM powstały w roku 10-lecia niepodległości Polski. Nazwa zaczyna się podobnie do słowa "ateizm" i pewnie trochę o tym jest podtekst (1 psychiatryczne prześladowanie Wacława Niżyńskiego, 2 "cud nad Wisłą", czyli może przekręty przy beatyfikacjach, 3 przekręty przy narodzinach mej babci – ma datę idealnie dopasowaną do ciągu cyfr od 1 do 6 obejmującego daty narodzin i śmierci, a przy tym nazwiska jej przodków też świetnie pasują co do planu z kolei na temat mej matki; więcej na ten temat patrz na http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=14&t=6907 – a zatem co najmniej 3 tematy przekrętów w służbie zdrowia; poza tym jakoś dziwnie najwyższych władz II RP imał się ateizm, jakieś też wiązanie "Boga i historii", p. linia obejmująca Feuerbacha i Nietzschego, a ponadto w moje urodziny robiono sprawy potwierdzające wymienione tu przypuszczenia co do służby zdrowia i zamieszanych w skandale papieskie władz II RP, patrz tutaj: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796&p=9146#p9146).
- [1931] Siostra zakonna Faustyna KOWALSKA – podany tu rok to rok początku "Dzienniczka". Miała urodziny w dniu śmierci Nietzschego, a ściślej – równo 5 lat po jego śmierci; oznacza to też, że miesiąc PRZED rocznicą mych przyszłych urodzin (z kolei jej śmierć przypadła niemalże równo miesiąc [znowu] PRZED przyszłą śmiercią mego tym razem dziadka, jaka nastąpiła 6. listopada i której data ustaliła się dopiero rok później w wyniku akcji nazistów przeciwko polskim pracownikom naukowym – w jej 65-lecie dziadek zmarł). Na marginesie dodam, że jeżeli liczyć tylko dni i zawsze jako czas 24 godzin, to przeżyła 290 256 godzin, czyli na końcu jest jakże fundamentalna w informatyce liczba 256 (tyle to różnych wartości liczbowych może przyjąć 1 bajt; być może już wtedy planowano takie komputery i rozważano różne możliwości; przecież w roku jej śmierci żył von Neumann, który 7 lat później opublikował książkę o słynnej architekturze komputera wg Neumanna; na to, że planowano mnie jako komputerowca, wskazuje też postać Petera Nortona, która jest tutaj na liście na jednej z dalszych pozycji). Ponadto tutaj odzwierciedla się ten odcień doboru po nazwisku, który pokazuje: "taki jest zwykły człowiek", "przysłowiowego zwykłego Kowalskiego na to stać" [oczywiście: dopiero na prośbę papieża]. Pisała Dzienniczek, zawarła w nim (za Piusa XI) m. in. myśl, że "z Polski wyjdzie iskra, która przygotuje świat na apokalipsę". Dowodzi to, że nie dopiero za Piusa XII, lecz także już za Piusa XI planowano papieża z Polski (co do Piusa XII to trzeba by spojrzeć na lata panowania oraz wydarzenia z kariery Wojtyły, w tym to, że został księdzem i zaraz spotkał się z prymasem Hlondem, a później też za życia tego papieża miał awanse, po czym już się szykował "Józef Piłsudski Drugi", czyli inicjały JP: kolejni po Piusie XII papieże to był Jan XXIII i Paweł VI, czyli imiona Jan i Paweł wyraźnie się już szykowały). Ponadto chyba siostrze tej podarowano fenol, a w każdym razie była stygmatyczką, co jednak jej się widocznie niezbyt spodobała i pozostała "stygmatyczką ukrytą" (nie obnosiła się z tym publicznie, a jedynie wspomniała w swym dzienniczku). Tutaj przykład, jak traktowane są stygmatyczki niemające z góry autoryzacji od Watykanu. W ogóle się tamtą w Kościele nie przejęli. Cóż za nieufność... Co do końcówki 256 to jest jeszcze jej trzecie dno: końcówka fragmentu 256 z książki "Poza dobrem i złem" Nietzschego, która pyta: "Niemieckież to jeszcze? (...) To całe w fałszywym zachwycie ku niebiosom spoglądanie? Niemieckież to jeszcze? Rozważcie? Czy jeszcze stoicie u bram: Gdyż Rzym – wiarę rzymską bez słów słyszycie tam!". Nietzschego bowiem to chyba król z papieżem, za pośrednictwem uczelni, skłonili – przy okazji lansowania go na filozofa, do czego on im pasował z racji nazwiska – do przemilczania w przyszłości, w toku swej kariery filozoficzno-pisarskiej, jaka z tego wyrośnie, określonych tematów, tzn. nieba, a także nawet walki z wolną wolą za pomocą jakichś argumentów filozoficznych (to wolno tylko nauką obalać! proszę nie przekonywać tak, że tego się nie da pokonać w nauce...) – za złamanie tego miał grozić psychiatryk. Objaśniono mu też wtedy chyba, że jest bardzo duże zepsucie w papiestwie, papież już raczej nie wierzy właśnie przez tamtą sprawę, a ponadto planują jakieś mordowanie ludzi na takiej zasadzie, że w dacie urodzin zapisana jest data zgonu itp., jak za czasów Rafaela (urodził się i zmarł w Wielki Piątek, przy czym data śmierci to 69-ty dzień roku, do końca roku pozostało 269 dni), tego typu rzeczy się szykują, więc niech napisze "Narodziny tragedii". Znamienny ten cytat z Poza dobrem i złem dla tej sprawy, a to nie jedyny taki, bo aluzji jest mnóstwo, co książka (byle nie za wczesna), to jakieś prześwitują, zaś co do tego, że słyszał on o problemie nieba kosmologicznego, patrz tutaj.
- [1932] Franz von PAPEN - kanclerz Rzeszy mający tę własność, że na pozycji o 2 dalszej w historii Niemiec jest już Adolf Hitler (zgodnie z typowo watykańską metodą na tego typu transformacje: np. w datach, godzinach czy w różnych sekwencjach). Pomiędzy nimi jeszcze jakaś inna postać. Von Papen był następnie wicekanclerzem w czasie, gdy władzę przejął już Hitler. Cieszył się poparciem również figurującego na niniejszej liście prezydenta Hindenburga. Nazwisko budzi skojarzenia papistowskie (tj. z papizmem - popieraniem papieża w polityce), niem. Papst oznacza "papież", a końcówka -en występuje typowo w czasownikach oraz w liczbie mnogiej rzeczowników.
- [1937] Karl POPPER (ang. pope = papież) jako słynna postać XX-wiecznej filozofii, w tym zwłaszcza filozofii nauki (nazwisko oznacza mniej więcej to oto: "robi papieża", gdyby chcieć to rozwinąć to można by przypuszczać, że chodzi o "robi miejsce dla papieża"). Jego najsłynniejsza teza jest taka, że naukowe są tylko te twierdzenia, które są falsyfikowalne, tzn. dają się obalić. Twierdzenia, które nie dają się obalić, nie należą do nauki i muszą być z niej wyodrębniane i rugowane (usuwane). Pomagało to następnie bronić fizykę przed próbami czynienia jej oficjalnie deterministyczną, kosztem rozumu (np. kosztem takich założeń, jak realizm, jedność wszechświata – bez niejasnego podziału mikro/makroświat – założenie powiązania położenia z takimi realnymi wielkościami, jak prędkość i pęd, czy brak ukrytego "rozumu" w przyrodzie, realizującego modele matematyczne właściwe perspektywie człowieka: patrz np. eksperyment z 2013 r., w którym natura z niejasnych przyczyn wytworzyła sobie "2 opcje", tak jak 2 szczeliny dyfrakcyjne, i podzieliła zgodnie z matematyką mechaniki kwantowej między nie pozostawiony przez cząstkę ślad). Dziwnym trafem sam Popper zajmował się też interpretacją kopenhaską mechaniki kwantowej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kopenhaska_interpretacja_mechaniki_kwantowej. Co ciekawe, w wykonaniu eksperymentu zaproponowanego przez Poppera koreańscy fizycy Yoon-Ho Kim i Yanhua Shih uzyskali precyzyjniejsze dane niż daje zasada nieoznaczoności (będąca tylko zapisem matematycznej właściwości funkcji falowej: tzn. tam są przemnożone przez siebie dwie delty, które należy utożsamiać z odchyleniami standardowymi zmiennej losowej, ale to nie dotyczy eksperymentów i samej możliwości uzyskania dokładniejszych danych, tylko to dotyczy matematycznych właściwości odpowiednich zmiennych losowych i tego, na ile dokładnie na podstawie jednej, tj. np. pędu, można coś powiedzieć o drugiej, tj. np. położeniu, biorąc pod uwagę to, jak definiowana jest funkcja falowa cząstki i operatory mechaniki kwantowej; powtórzę, zasada nieoznaczoności dotyczy właściwości matematycznych, a ściślej odchyleń standardowych zmiennej losowej w sytuacji, gdy dany jest proces losowy – samo w sobie nie ma to nic do doświadczeń i eksperymentów, te bowiem mogłyby ujawnić dokładniejsze dane, a nawet, jak pokazują ci fizycy, ujawniają je). Za jednym zamachem teoria Poppera (o wymogu falsyfikowalności, a nie tylko potwierdzalności) pozwalała też zwalczać teorię ewolucji jako nienaukową.
- [1937] lotnisko wojskowe w MODLINIE – trafna nazwa zważywszy na to, że widać dobrze to, co jest w chmurach, a zatem w niebie, prawdopodobnie zbudowano je tam wskutek podpowiedzi od papieża. Dobór po nazwie, w każdym razie. Może się zasugerowali usłyszawszy o tej metodzie. Zaczęto je projektować 2 lata po zamordowaniu Piłsudskiego w 1935 r.
- [1942] Franz KUTSCHERA – szef SS i Policji w Generalnej Guberni dla okręgu warszawskiego. O genezie kariery tej postaci wspominam przy dacie 1842 omawiając postać Nietzschego.
- [1944] PAP – Polska Agencja Prasowa. Nazwa dobrana tak, by kojarzyła się z papieżem (inny taki przykład: przeniesienie TVP na ul. Jana Pawła [Woronicza] w 1969 r.). Niby to utworzono ją w Moskwie w 1944 r., ale z myślą o papieżu, ich przekrętach i w szczególności także: o planowanych przekrętach związanych z Piotrem Niżyńskim (m. in. pozabijają mu rodzinę, członkowie tej przyszywanej rodziny rodzą się ze z góry dopasowanymi do dat urodzin datami nieuchronnych zgonów). Agencję tę (początkowo po prostu organizację partyjną) uczynił państwową i zależną od rządu dekret Krajowej Rady Narodowej wydany w 1945 r. dnia 26.X, czyli mniej więcej w moje przyszłe planowane urodziny 25.IX (metoda transformacji daty: +1 +1, tzn. dzień o 1 większy i miesiąc o 1 większy; sporo podobnych przypadków ustawień daty w tej grupie można oglądać tutaj: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3205, zaś przykładowe dowody na temat mej własnej daty urodzenia można pooglądać tutaj: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3796).
- [1944] Piotr JAROSZEWICZ jako członek PPR, a potem nawet premier PRL. Został nim prawdopodobnie na tle pełzającego skandalu z Piotrem Niżyńskim, podmianą rodzących się i umierających zaraz wcześniaków na inne dzieci – w planach były albinosy o bardzo białej cerze, to tutaj może jeszcze jarosza się załatwi. Stąd też nazwisko to było z punktu widzenia polityki (a nawet czołowych funkcji) jak najbardziej trafne; tym bardziej, że to chyba sam Stalin zaaprobował stary pomysł papiestwa, już od dziesiątków lat się szykujący. Zamordowany po trwałej utracie władzy przez komunistów starej daty, takiej nie dającej nadziei na powrót do władzy. Analogiczna sytuacja była z przywódcami II RP – gdy stracili władzę na zawsze, grupa ich mordowała. To zapewne po to, by się kiedyś nie wygadali. Póki bowiem polityk ma nadzieje na dalsze rządzenie, a wie o temacie na zasadzie plotki, to nie nagłaśnia go niejako z natury rzeczy (bo nie chce podpaść ludziom, sprawiać wrażenia jakiegoś betonu antyreligijnego rzucającego w Kościół oszczerstwami). Natomiast jak najbardziej bać się o siebie powinni "uświadomieni" w temacie planów papiestwa i działalności telewizji politycy, którzy są niejako na emeryturze. Powinni unikać przede wszystkim państwowej służby zdrowia, choćby nawet bardzo korciło, coś kłuło, nachodziły ich jakieś zadyszki, rzekome łomotanie serca itd. To są wszystko najprawdopodobniej rzeczy fikcyjne, wpajane umysłowi przekazem podprogowym – dobrze o tym zawsze pamiętać. Sam z siebie organizm ludzki nie jest taki głupi, by bez lekarzy żyć nie mógł. Ludzie z mej rodziny przez dziesiątki lat nie korzystali z żadnych lekarzy i dożywali np. 97 lat życia, także proponowałbym sobie odpuścić mimo wszelkich pokus i dramatycznych wrażeń (te bowiem mogą łatwo pochodzić z przekazu podprogowego, choćby u sąsiada wprowadzonego).
- [1945] Jean-Paul SARTRE jako jeden z najsłynniejszych ateistycznych filozofów XX w. Wylansowano tak tę postać ze względu na imiona pasujące do przyszłego polskiego papieża (Jean-Paul to po polsku Jan-Paweł), już najwyraźniej upatrzonego za czasów ówczesnego papieża Piusa XII (m. in. Karol W., jak Karol Wielki, spotkał się z prymasem Hlondem zaraz na początku kapłaństwa, wtedy był chyba troszkę ateizowany, koniec końców chyba skutecznie, na dzień, jak zostawał biskupem, a następnie jeszcze wkrótce po tamtym spotkaniu spotkał się ze, słynnym rzecz jasna, zakonnikiem ojcem Pio z Piotrowni, u którego się wyspowiadał i usłyszał wtedy, że kiedyś zostanie papieżem; zakony, jak wiadomo, podlegają bezpośrednio papieżowi). Wskazuje to też na to, że już planowano imię kolejnego papieża, pewnie nawet spodziewano się, kto ma nim zostać: Jan XXIII (1953-1958). Kolejni papieże po ówczesnym Piusie XII to już właśnie papież Jan, papież Paweł, papież Jan Paweł I i, po bardzo krótkich tamtego rządach (skończył może samobójstwem), zakończonych w dobrze obliczonym dniu, Jan Paweł II (wybrany dobrze obliczonego dnia – więcej na ten temat jest na forum bloga w dziale bodajże Aktualności i na www.bandycituska.pl/jp2.html). Same imiona Jan Paweł pochodzą od Józef Piłsudski (krótko mówiąc: cesarz roku 800, Karol Wielki, i zarazem wielki przywódca polityczny Polaków), jako Józef Piłsudski drugi, te zaś wzięto chyba od księcia Józefa Poniatowskiego znanego ze schyłkowej epoki Rzeczpospolitej Szlacheckiej, zakończonej rozbiorami. Filozof ten, znany też jako libertyn, związany z feministką, pisał jakieś mało wartościowe elukubracje o tym, dlaczego jego zdaniem Boga nie ma, powołując się przy tym na argumenty, które teologowie obalą rzuceniem jednego słowa ("kenoza"). Bardzo też oficjalnie wierzył w wolną wolę a nawet zrobił z niej pewien filar swych wywodów o nieistnieniu Boga (na zasadzie "wolność Boga wyklucza wolność człowieka" itd., jakieś takie nie z tej epoki rozważania, a la Berkeley, gdzie wszystko dookoła człowieka było Bogiem itd., generalnie może tu chodzić o konflikt z łaską albo o dylemat determinizmu ubrany w zupełnie inne pojęcia). Ponadto chyba ani słowem nie wspominał o problemie nieba kosmologicznego w Biblii, który ją nieco kompromituje. Tym niemniej spotkała go "sława i wieczność", podobnie np. jak Heideggera, za którym swego czasu młodzież szalała i uznawano go za wielki umysł ówczesnej filozofii (I poł. XX w.), przy czym nieistnieniem Boga to on się tak właściwie nie zajmował, za to pisał bardzo nudne książki, w których rozważał coś tam nie wiadomo po co, i pisał rozdziały o "światowości świata" itd. (oczywiście – broń Boże bez skojarzeń z Biblią!). Ten Heidegger też oczywiście przeszedł do historii.
- [1947] KAROL Wojtyła – personalia jak Karol Wielki, w sam raz dla przyszłego papieża roku 2000 (Karol Wielki, dla porównania, koronował się na cesarza w roku 800, było to trochę nielegalne i kwestionowane, a Zachód uchodził wtedy za barbarzyński, ale mniejsza z tym; istotnie, Wojtyła wyjątkowo młodo został papieżem). W sam raz dla przyszłego "Józefa Piłsudskiego drugiego" (inicjały JP2, stąd pewnie Jan Paweł II), czyli wielkiego przywódcy politycznego Polaków. To nie ironia, to prawdziwe plany. Otóż jeszcze chyba w tym samym miesiącu, w którym Karol W. został księdzem, zorganizowano mu spotkanie z prymasem Hlondem, a było to chyba spotkanie poniekąd ateizacyjne. Można próbować odtworzyć, o czym zapewne wzmiankowano (w przyszłości proponuję zawrzeć to w jakimś filmie fabularnym na motywach prawdziwej historii): "źle się dzieje w Kościele, w Watykanie obecnie mają jakiś kryzys wiary, sam papież jest chyba niewierzący". "Dlaczego?" – "To przez te nowoczesne odkrycia co do Kosmosu, budowy wszechświata... wchodzi to na teren dotąd zajmowany przez religię, wyrzuca ze świata niebo kosmologiczne, w które w Biblii wszyscy wierzyli". "O tym jest w Biblii na jej co drugiej karcie, zwłaszcza w Nowym Testamencie". Poza tym pewnie mówiono o tym, że fałszują tam cuda; trudno byłoby przecież kogoś jakoś naprowadzić na ateizm i do niego zachęcić, jednocześnie nie rozprawiając się z najpoważniejszymi argumentami na rzecz wiary i nie uodparniając na nie. A tymczasem już chyba za czasów II RP były przekręty w szpitalach, fałszywe cuda przy beatyfikacjach, tak sądzę ja (spójrzmy np. na hasło u historyków "cud nad Wisłą", na historię Wacława Niżyńskiego czy na przekręty Mościckiego: rozporządzenie z dnia mych przyszłych urodzin, które dotyczyło aborcji w szpitalach i narodzin mych przodków), więc pewnie wspomniano, że jest coś takiego, inaczej marny mogłaby mieć rezultat taka rozmowa. Ślady tego można dostrzec w późniejszych wypowiedziach Jana Pawła II, np. po zamachu parafrazował znane powiedzenie Hlonda – "zwycięstwo, jeśli przyjdzie, to przez Maryję" – że ocalał po zamachu dzięki Maryi. A zatem przesłanie tu jest na pewno takie: zamach na Jana Pawła II można kojarzyć z Hlondem! Hlonda z zamachem na Jana Pawła II! Ponadto, jak już pisałem na specjalnej podstronie o Janie Pawle II (p. odnośnik w nagłówku bloga), parafrazował on wierszyk liryczny rozpoczynający jeden z rozdziałów Wiedzy radosnej Nietzschego: "O sanctus Januarius!" (o święty styczniu! [także: św. January, co już kojarzy się z Kościołem Katolickim, podobnie, jak łacina...] – przenośnie pasowałoby to na "początek iście święty"), sam Nietzsche przecież miał taką historię, że chyba to przez papieża został jakąś tam gwiazdą światowego formatu w dziedzinie filozofii. A zatem tutaj też mamy wskazanie na jakieś zakulisowe machinacje na samym początku, co znowu pasuje do spotkania z ówczesnym prymasem Polski – zaraz po tym, jak Karol W. w 1947 r. został księdzem. Jan Paweł II papieżem został równo co do dnia miesiąc po zaćmieniu księżyca nr 9600 (na początku mamy tu symbol Boga Ojca kalendarzowego: 96) licząc od początku "juliańskiego" roku -1999 (tj. 2000 p.n.e.). Jednocześnie zaś data początkowa, jakkolwiek ściśle policzona zapewne już w najpierwotniejszej treści ksiąg sybillińskich, musiała być taka, by sprostać warunkowi, że w 9666. dniu pontyfikatu (na podstawie roku chrztu: 966 zapożyczonego z daty śmierci Nerona 9668) przypada śmierć tego papieża i przy tym w dacie 2.4.2005 jak wg memu Zaplanowana Historia Kościoła. Inne (jedyne inne) zaćmienie w roku 1978 to to z 24.3 ("data urodzin brata"), nr 9599, czyli symbolicznie "to trochę starsze niż czasy Jana Pawła II". Kontynuując ten skupiający się wokół JP2 temat, dodatkowo zaćmienie nr 9660 przypadło równo co do dnia 2 miesiące po zaćmieniu nr 9666 (28.10, 28.8, aczkolwiek daty te same w sobie nic nie oznaczają i nie są nawet memetyczne; 28.10 przypada 10 dni po dacie 18.10 (mem bodajże z Sybilli) i 300 dni po początku roku, jako 301. dzień roku, ma więc pewne okrągłe właściwości). 9666 występuje zatem tutaj, jakże fortunnie, w podwójnej roli. Dodatkowo, było też zaćmienie nr 9661 równo 22 dni po śmierci Jana Pawła II (aczkolwiek mało istotne, bo przypadające rano), co budzi skojarzenia z cyframi 222... z memu papieża-samobójcy roku 2005. Kolejne i ostatnie (z 2) było w tamtym roku w dacie 17.10, którą można przedstawić m. in. jako przeddzień "daty chopinowej" 18.10 (rok urodzin Chopina) znanej też jako mem. Ponadto zaćmienie nr 10019 kojarzące się z Covid-19 (i masowymi śmierciami samobójczymi przed Janem Pawłem II) wiąże jego postać z wszystkimi poprzednikami w ten sposób, że jest on niejako w ogóle ojcem ery chrześcijańskiej, przyczyną takiej decyzji co do jej początku. Przypada wtedy cykl księżyca nr 1978 (jak rok początku pontyfikatu), zaćmienie jest w Wigilię Bożego Narodzenia o godz. 23:00 czasu uniwersalnego (UTC/dawny GMT), czyli przypada na pasterkę wg czasu polskiego.
- [1948] Prymas Stefan WYSZYŃSKI – zdecydowanie dobór po nazwisku, jeśli zaakceptuje się, że Wacław Niżyński był wybrańcem Kościoła (czy papiestwa) i że nakłoniono go do symulowania choroby (lub wmawiali mu ją błędnie lekarze). Polskie przeciwieństwa przysłówkowe "wyżej-niżej" tłumaczy się na rosyjski "wysze-niże" (bez literki "e" odpowiednie rdzenie brzmią "niż" i "wysz", do których teraz wystarczy dodać "yński"). Otóż początki rzekomej schizofrenii tancerza Wacława Niżyńskiego w 1919-1920 r. pokrywają się ze wstąpieniem Wyszyńskiego do seminarium we Włocławku (1920 r.). Jako prymas bardzo współpracował z komunistami, m. in. podpisał z nimi porozumienie o zwalczaniu działalności antykomunistycznego podziemia (punkt 8. porozumienia głosił, że „Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej”). Prymas ten miał zapewne coś wspólnego z rzekomym cudem uzdrowienia Wandy, koleżanki Jana Pawła II, za wstawiennictwem modlitwy ojca Pio, o którą poprosił go Karol Wojtyła (w rzeczywistości to "uzdrowienie" z 1962 r. było moim zdaniem raczej wynikiem drobnego spisku z udziałem papieża Jana XXIII i premiera PRL Cyrankiewicza, który to spisek przewidywał zapewne sfałszowanie pierwotnej diagnozy szpitalnej. Sam prymas Wyszyński zginął w Dzień Wniebowstąpienia pana Jezusa – bardzo wymowne. Pewnie to było samobójstwo połączone ze szczerym wyznaniem (porównaj: śmierć Jana Pawła II w 9666-tym dniu pontyfikatu). Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski, a także Katolicka Agencja Informacyjna i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji mieszczą się na skwerze kard. Wyszyńskiego w Warszawie. Siedziba KRRiTV ma z jednej strony drzwi czerwoną tabliczkę KRRiTV, a z drugiej przy tych samych drzwiach: "Papieskie Dzieła Misyjne". Jest jakaś misja ateizacyjna może, bo za źródło sukcesu religii takich działań, jak szpiegowanie mnie, uznać nie można.
- [1960] John LENNON – nazwisko dobrane tak, by pasowało do "Lenin"; w swej najbardziej chyba znanej piosence "Imagine" głosił w sprawie religii, że wierzy w "hell below us" (piekło umieszczone pod ziemią) i "sky", w sensie nieba z chmurami ("niebo ponad nami"), jako miejsce dla Boga. Ze względu na dobór po nazwisku oraz przenikliwość krytyki (wymaga dobrego zaznajomienia z Biblią) uzasadnione jest podejrzenie, że to z inspiracji Watykanu tak tę postać i jego piosenki nagłośniono. Ponadto został zamordowany w sposób typowy dla tej mafii, czyli z rozmyślnym pozostawieniem poszlaki steganograficzno-numerologicznej, aczkolwiek nietypowe było to, że tak otwarcie i brutalnie.
- [1961] J. J. C. SMART – australijski profesor filozofii; nazwisko oznacza "sprytny". Jeden taki się pewnie znajdzie, z tytułem profesorskim, powiedziałby ktoś ironicznie... Pisał na temat tzw. dylematu determinizmu, "odkurzył" go na użytek filozofii XX-wiecznej, bo wcześniej od czasów Jamesa (końcówka XIX w.) nikt sobie nim w XX w. nie zaprzątał głowy, triumfowało negowanie determinizmu pod hasłami mechaniki kwantowej oraz ewentualnie hasełko Einsteina "Bóg nie gra w kości". Jak zwykle Watykan zajmował się tematem wolnej woli trochę też pewnie po to, żeby później w przyszłości odwracać tą sprawą uwagę od jeszcze poważniejszych problemów teologii chrześcijańskiej, o których może nikt zaznajomiony z nimi nie ośmieli się wspomnieć, a większość nawet nie ma o nich pojęcia (p. zwłaszcza sprawa rzekomego Nieba z dużej litery).
- [1963] John Stewart BELL – fizyk brytyjski. Jego "zasługi filozoficzno-fizyczne" obaliłem przy punkcie o Einsteinie (1905). Co godne odnotowania, był on przeciwnikiem interpretacji kopenhaskiej (tej o indeterminizmie jako najgłębszej naturze zjawisk) – "wiedział", że jest mało godna zaufania, ale jego starania szły w kierunku, by jej pomóc. Wysłużył się grupie watykańskiej, później został zamordowany (typowe; p. np. politycy, o których wiadomo, że do władzy już nie wrócą, a wiedzieli, jaka jest sytuacja w papiestwie – np. ostatnie władze II RP: Piłsudski, Paderewski czy niektórzy "skończeni na zawsze" politycy PRL i III RP, jak Jaroszewicz, Mazowiecki, Geremek, Lepper, a może i ktoś jeszcze). Dobrany z myślą o nazwisku BELL, bo była już wcześniej taka postać w nauce wylansowana przez papiestwo. Więcej na temat tej sytuacji jest na www.bandycituska.pl/ofiary.html we wpisie na jego temat. Osiągnięcie – prawdopodobnie wynik prac całego zespołu badaczy poszukujących "koronnego argumentu", może tych badaczy z CERN – sygnowane jego nazwiskiem to "nierówności Bella", mające w zamyśle wręcz, jak to ujmowano, "dowodzić indeterminizmu"; w praktyce jest to jednak pozostawienie 2 opcji: "albo nielokalność [czyli powiązanie zjawisk bardziej odległych niż to wynika ze szczególnej teorii względności, czyli bez ograniczenia do tzw. stożka świetlnego wyznaczonego prędkością światła i odległością oddziaływujących ze sobą cząstek], albo indeterminizm" (przy czym Bell prywatnie popierał opcję nielokalność). Jest to najprawdopodobniej również zrealizowane na zamówienie Watykanu (może już Einstein szukał jakiegoś takiego haka, choć oficjalnie był deterministą, w ramach wsparcia religii; przecież opublikował znaną publikację na bardzo bliski temat, temat cząstek splątanych, tzw. paradoks EPR; czemuż w ogóle zakładać, że oddziaływania muszą być lokalne... przecież normalnie dzieci uczone są w szkole, że odległe od siebie cząstki, choć są odległe, to natychmiastowo już ze sobą oddziaływują w każdej chwili; nie było wtedy jeszcze upiornej koncepcji "wymiany fotonów wirtualnych" i innych takich bzdur, które w ramach omawiania diagramów Feynmana wprowadzono...), choć oczywiście nie czepiam się samej idei mechaniki kwantowej, tego, że odkryto kiedyś dualizm falowo-korpuskularny i że w następstwie tego nieco "naturalnie" wynikła stąd, wśród innych, słynna "interpretacja kopenhaska" (głosząca, co najmniej in praxi czy nawet na płaszczyźnie filozoficzno-teoretycznej, nieciągły w czasie proces stochastyczny oparty o funkcję falową jako ostateczna rzeczywistość stojąca za codziennymi zjawiskami). Zaznajamiałem się z elektrodynamiką kwantową i jej równaniami, przeczytałem nawet o niej całą jakąś książkę (na tej teorii fizycznej, do dziś nie obalonej i podtrzymywanej w ramach szerszych modeli, koniec końców opiera się 99,9% codziennie obserwowanych zjawisk, nie licząc grawitacji); przyznaję, że owe narodziny interpretacji kopenhaskiej (obecnie podobno podzielanej przez ok. 1/3 fizyków, choć to pewnie zależy od kraju a nawet jego różnych krain) była ona może i pozostaje w historii fizyki jakimś przekrętem (bo i jak z tego, że rozkład cząstek na widmie dyfrakcyjnym jest specyficzny, wysnuć wniosek, że to przez specyficznie układające się prawdopodobieństwa... przecież wiadomo, że nawet nie wielość elektronów, ale i nawet sam jeden pojedynczy elektron też podlega zjawisku dyfrakcji, tzn. ono się przejawia, a zatem w różnych miejscach równolegle on oddziaływuje, czyli wywiera skutek, co ostatnio jeszcze potwierdzono eksperymentem z 2013 r., kiedy to cząstka ulegając zjawiskom typowo falowym jednocześnie pozostawiała ślady co do tego, którą szczeliną przeszła: mianowicie oboma), a właściwsze byłoby totalnie falowe opisywanie oddziaływań cząstek, tzn. na zasadzie bardziej holistycznego oddziaływania poszczególnymi punktami ich orbitalu (co wymagałoby przepisania na nowo wielu procesów fizycznych, wyrażania ich w odpowiednich jednostkach różniczkowych, np. gęstością energii/masy a nie masą/energią punktową), skąd już wynikałby albo determinizm, albo indeterminizm redukujący się do praktycznego determinizmu (gdyż z ciągłości orbitalu oraz tak zwanej, w matematyce, "gęstości" odpowiednich wyników/prawdopodobieństw w dowolnie małym podprzedziale dziedziny wynika, że swoboda dla istnienia odstępstw jest dowolnie mała, infinitezymalna, a więc ma dowolnie mały wpływ na przyszłość) – innymi słowy, moim zdaniem co głębsze umysły fizyki preferują tzw. interpretację Bohma i de Broglie'a, w jej uwspółcześnionych wariantach, zwłaszcza zaś ci, których dylemat determinizmu może też np. w połączeniu z zapatrywaniami św. Tomasza wybawił z zapotrzebowania religijnego na indeterminizm – tym niemniej sama Kopenhaga może poniekąd sprawiać wrażenie "naturalnie wynikłej" z nowinek ówczesnej wiedzy. Są widma dyfrakcyjne, to znaczy, że im wychodzą takie prawdopodobieństwa w odpowiednich miejscach i to dlatego. Naiwne myślenie, być może. A był w tym może (czy nawet "zapewne") jakiś zakulisowy wpływ Watykanu, było to może jakimś przekrętem. To, że pogardliwie nazywa się teorie o (ciągłym w czasie) istnieniu realnych parametrów (w ciągły w czasie sposób się zmieniających) takich, jak pęd czy energia cząstki, "teoriami o ukrytych zmiennych" (co niemalże kojarzy się z "teoriami spiskowymi"), nasuwa skojarzenia z "teorią ukrytych tematów prasowych" ("o proszę, coś tu w rękawie ktoś ukrywa, jakiegoś asa, coś tu z kapelusza wyciąga, co przed wszystkimi ukrywano..." – cóż za klimaty...). Takie zjawisko bowiem, jak przemilczane tematy prasowe, istnieje już od dawna – być może istniało już np. pod koniec XIX w., gdy planowano zamordowanie Nietzschego i zlecano to (siostrze oraz zleceniodawcom, którzy ją o to poprosili), a przecież groził wybuch jakiegoś skandalu w prasie – było dobrze znane wśród dziennikarzy i pewnie nie tylko takie właśnie zjawisko, "brakujących" czy "ukrytych" tematów, a fizycy po prostu o tym usłyszeli, całe to towarzystwo, które do dziś stosuje tę pogardliwą nazwę i głosi raz po raz jakieś obce rozumowemu opisowi teorie nienadające się do przekucia na jakąś sensowną realistyczną filozofię; teorie, że w przyrodzie jest jakiś ukryty rozum, który celowościowo patrzy na zjawiska, czy w nich się ujawni natura falowa, czy cząstkowa, że stosownie do tego, by nie naruszyć zasady jakiejś tam, zasady nieujawniania się czegoś tam jednocześnie, coś tam dobiera... na gruncie interpretacji kopenhaskiej (bardzo rozdzielającej te dwie natury, w przeciwieństwie do np. interpretacji Bohma) i na gruncie tego typu teorii powstało w fizyce nieco absurdów. W każdym razie z niesmakiem się może trzeba by odnosić do nowej etykietki zmiennej "ukrytej", jaką przydzielono parametrom takim, jak pęd czy energia. Wszakże mniejsza z tym wszystkim, nie jest to dla mnie sprawa ważna – ani trochę. Przy mordowaniu Bella ktoś tu celowo nakręcał ten temat (nawet zostawił ślady, poszlaki prasowe), by ludzie myśleli, że to o to w tym wszystkim chodzi, w tym całym ateizmie i jego naukowości; że to tu jest najwyższy argument, tym bardziej, że np. Nietzsche niezbyt wprost podawał jakieś inne dobrze znane, wielu też innych myślicieli wytykało brak wolnej woli, np. Wolter, dla niektórych to oznacza to samo, co wiara w jakąś tam fizykę (a to błąd; nie w tym rzecz, problem jest czysto filozoficzny, p. tzw. dylemat determinizmu). Próbuje się więc może przykryć temat nieba, nieba kosmologicznego, tematem wolnej woli i to rozumianej jako determinizm w fizyce, co w kwestii prawdy oraz uczciwości debaty filozoficznej jest skandalem i kompromitacją. W ogóle zaś nie uwzględnia się nacisków politycznych jako czynnika kształtującego europejskie czy nawet amerykańskie pisarstwo filozoficzne. Powtórzę: nie przeceniałbym też znaczenia kwestii determinizm/indeterminizm w debacie filozoficznej – także i w XIX w. nikt normalny nie uważał determnizmu za udowodnionego, a w każdym razie większość ludności nie miała takiego zdania, chyba że na gruncie scholastyki św. Tomasza. Są naprawdę liczne ważniejsze zarzuty filozoficzne, jakie podnoszono przeciwko religii, a ww. kwestia jest ponadto objęta tzw. "dylematem determinizmu" i tak czy inaczej wydaje się, że pojęcie wolnej woli jest "co najmniej problematyczne". Na koniec dodam, że dla mnie najlepszym dowodem na to, że za interpretacją kopenhaską mechaniki kwantowej stało silne parcie papiestwa na uniwersytety (prawdopodobnie już od końcowych dekad XIX w.), jest to, że zaledwie rok czy może niespełna rok po odkryciu dualizmu falowo-korpuskularnego (co nastąpiło chyba w 1924 r.: prace Louis de Broglie'a) opublikowano podstawowe założenia interpretacji kopenhaskiej. Sprawia to wrażenie, jak gdyby ktoś od początku tylko czekał na taki temat i go wypatrywał, by go zaraz wykorzystać. Jak gdyby wszyscy w głębi duszy starali się, może dla sławy i pieniędzy, jakoś skompromitować determinizm. Gdyby warunki na uczelniach były normalne, to między odkryciem dualizmu a tym, co faktycznie można jako próbę jego interpretacji lansować jako hipotezę (czyli tym, że położenia i pędy określają się przypadkowo stosownie do prawdopodobieństw powiązanych z amplitudą fali), upłynęłoby najprawdopodobniej sporo więcej czasu, np. 5-6 lat. Chciałbym tu raz jeszcze wyraźnie zaznaczyć, że moim zdaniem cząstki najlepiej opisywać jako obiekty oddziaływujące holistycznie. To przyznają nawet fizycy, bo diagramy Feynmana i całą na nich opartą elektrodynamikę uznaje się za oparte na pewnym MODELU, to znaczy uproszczonym ujęciu rzeczywistości, a mianowicie modelu cząstki punktowej. Jest to cząstka, która tylko w jednym miejscu (przy kolapsie) jest i ma jeden tylko pęd, czyli nie ma tu żadnego równoległego istnienia wielu interesujących (czy potencjalnie interesujących) rzeczy. Skoro to jest tylko model, a cząstka rzeczywista nie jest punktem, który ma tylko jedną cechę, np. jedno położenie, lecz w sumie nawet może mieć średnicę, jak to gdzieniegdzie w Internecie na encyklopedycznych stronach fizycznych się podaje (i ma też ona oddziaływania wewnętrzne utrzymujące jej spójność, wiąże się to np. z gluonami, mniejsza tu z tym), to pozostaje tylko pytanie o ontologiczny status tych pozostałych punktów cząstki (wiadomo, że powinno w takim razie najpewniej ich być continuum, chyba że ktoś na siłę chcąc ratować indeterminizm, o którego zagrożeniu i w końcu upadku powiem tu za chwilę, spróbuje w sprzeczności ze szczególną teorią względności kwantyzować przestrzeń i czas). Jak rozumieć te różne punkty w przestrzeni?... Chyba istnieją, wszystkie równolegle, chyba nawet mogą równolegle w różnych miejscach stosownie do swego położenia oddziaływać, jak pokazuje wspomniany eksperyment z 2013 r. i cała klasa możliwych podobnych eksperymentów, w związku z tym mamy co najmniej w przestrzeni de facto continuum różnych losowych "określeń się" (np. pędu czy już raczej tylko jego gęstości) w odniesieniu do jednej cząstki. (Jeśli tak, to nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, bo w fizyce przestrzeń i czas ulegają deformacjom, tzw. obrotom zgodnie z niezmiennikiem lorentzowskim, znane jest to szerzej jako tzw. względność równoczesności oraz skrócenie lorentzowskie i dylatacja czasu.) Tak to wygląda idąc ścieżką indeterminizmu i chcąc uratować zdrowy rozsądek, myślenie, ontologię. Przyjmijmy na moment taki realizm, czyli to, że są jakieś położenia, jakieś pędy, tylko po prostu to się non stop losuje i dopiero w następstwie losowania ma swój określony byt. Jak dotąd przyjmowano, że tych losowań jest przeliczalna ilość (i tak np., w oparciu o równanie Diraca i odpowiednie propagatory, rozważa się prawdopodobieństwo zajścia oddziaływania w określonym przedziale czasoprzestrzeni, czyli m. in. wraz z upływem pewnego czasu, patrząc na to z jakiejś tam ustalonej perspektywy-układu odniesienia; czyli one są tak jakby co jakiś czas i tylko w pewnych punktach przestrzeni, wedle dotychczasowych feynmannowskich opisów), ale tę przeliczalność można właśnie chyba kontestować jako zaledwie model. I teraz bardzo ważne jest wniknięcie, że continuum losowych określeń się, mocą samej matematyki, prowadzi do determinizmu. Z tzw. prawa wielkich liczb. Innymi słowy, jakkolwiek może być pełno lokalnych fluktuacji co do "statusu" jakiegoś punktu w porównaniu z jakimś innym gdzieś blisko niego leżącym, tj. typowo np. chodzi tu o jego pęd czy raczej jego różniczkowy odpowiednik, jakąś "gęstość pędu", albo energię – mogą też być fluktuacje na wyższym poziomie, czyli nie różniczkowe, lecz wyróżnianie się całych obszarów pod względem właściwości (tj. np. wspomnianego pędu) – to wedle tego najwyraźniej bardzo słusznego modelu indeterministyczne fluktuacje na poziomie kwantowym musiałyby być pomijalne i nie miałyby wpływu na bieg historii, skoro zbiór skwantowanych pędów czy energii (np., przy najprostszym rodzaju "kwantowania", zbiór różnych wartości odległych o tę samą stałą dp) byłby (a tak tu wychodzi), jak to się nazywa specjalistycznie w matematyce, gęsty w każdym ciągłym obszarze orbitalu (przepraszam za stosowanie, dla uproszczenia, pojęć przestrzennych-nierelatywistycznych). Innymi słowy, jeśli tylko jest nieskończona ilość losowań taka, że zbiór tych losowań ma wręcz aż moc continuum (a tak właśnie jest przy powyżej opisanym modelu, który wedle wszelkich poszlak jest słuszny i nawet wydaje się elegancki, elegancko załatwiający różne problemy, bez potrzeby odwoływania się do jakiegoś "ukrytego rozumu w przyrodzie" itp., który to dopiero np. wyróżnia 2 możliwości spośród potencjalnie nieskończonej ich liczby), to w dowolnie małej-mikroskopijnej skali zjawisk dowolnie odległa przyszłość zachowuje się przewidywalnie, bo nie sposób z dowolnie infinitezymalnych różnic w położeniu (mianowicie: położeniu punktów z odpowiednią właściwością, np. energią lub pędem) wywodzić, że za ułamek sekundy przyszłość będzie totalnie różna. W każdym razie życzę powodzenia w konstruowaniu takich teorii totalnie fraktalnego nieograniczonego wzmacniania się różnic; to by wymagało jakichś szczególnych starań. Jeśli chcemy zachować jakieś koncepcje związku np. położenia z pędem, na jakich opierano wyliczenia szczególnej teorii względności, uznawać jakąś ciągłość ruchu itd. (jedyną sensowną alternatywą jest, powtórzę, skwantowana przestrzeń i czas, ale to konfliktuje ze szczególną teorią względności), to takie są wnioski. Zaś im mniejszą skalę przyjmiemy, tym do dalszej przyszłości powinny należeć jakiekolwiek zauważalne różnice w biegu przyszłości. Ponieważ w dowolnie małej skali jest tak samo dobrze, czyli znajdziemy wszelkie lokalne punktowe wystąpienia odmiennych wielkości fizycznych dowolnie blisko siebie (przyjmowanych jako bytujące realnie, choć może losowane) – co jest prostym matematycznym wnioskiem z ilości losowań równej continuum oraz z prawa wielkich liczb – to w praktyce wszechświat należy uznać za deterministyczny pomimo tego, że opiera się na indeterminizmie. A zatem odejście od deterministycznej interpretacji Bohma i jej współczesnych rozwinięć jest tylko kaprysem, który nic nie zmienia. Zauważmy, że jedyną alternatywą dla tych wniosków jest albo odrzucenie sensownego modelu holistycznego bytowania i oddziaływania cząstek, który nawet pokrywa się z obserwacjami i współczesnymi eksperymentami, albo kompletne wyłączenie myślenia i rezygnacja z modeli ontologicznych (modeli realistycznych, które próbują uratować rozsądek przyjmując, że to, co się mierzy i co wskutek kolapsu staje się określone, czyli wielkości fizyczne pochodzące z tzw. "mikroświata" – bardzo brzydkie filozoficznie pojęcie! dziecko interpretacji kopenhaskiej... – rzeczywiście istnieją, choćby nawet miały być indeterministyczne i losowane). Na koniec dodam, że są i dziś pojedynczy fizycy, którzy przyjmują czysto falowy opis materii (większość uważa, że są i własności cząstkowe, i falowe; te cząstkowe to właśnie jakiś określony pęd, położenie i oddziaływania), można o tym poczytać tutaj: . A zatem to nie jest tak, że głoszę tu przy tej okazji jakieś "zupełne herezje". Koncepcje cząstek a tym bardziej cząstek punktowych wolno próbować porzucać, a nawet budować na tym jakieś teoretyczne opisy fizyczne.
- [1964] Ayn RAND – imię czytane jako "ajn" oznacza po niemiecku (gdzie pisze się to "ein") "jeden". Imię i nazwisko, łącząc tu niemiecki i angielski (bo w angielskim słowo "random", oznaczające dosłownie "losowy", co budzi skojarzenia z jakimś procesem stochastycznym lub losowaniem – w odróżnieniu od przypadku sensu stricto, w dowolnym znaczeniu, który oddaje się słowem "chance"; o "randomowych" sprawach pisał właśnie niedawno po angielsku Smart...), oznacza w wolnym tłumaczeniu "sama tylko losowość" czy np. "jeden taki przypadek". Generalnie pisarka, jednakże ktoś ją podpuścił, by napisała książkę o etyce i sławiła w niej egoizm. W efekcie wyszła z tego zniewieściała wersja Nietzschego, która już nie tyle gromadzeniem mocy się zajmuje, czyli wolą mocy, lecz tzw. "instynktem samozachowawczym". "Zawsze wybierać to, co lepiej służy utrzymaniu się przy życiu". Jest to oczywiście jakaś gigantyczna przesada, że każdy drobiazg i głupota w życiu ma być oceniana pod kątem tego, czy pomaga, czy szkodzi w samozachowaniu danej osoby, ona chyba sama nawet w to nie wierzyła na co dzień – bo przecież rzadko jest tak, że wisi nad nami miecz i za chwilę giniemy, i sprawy te są dobrze obliczalne – no, ale najwidoczniej ktoś jej zasugerował takie tematy, podobne nieco, powtórzę, do etyki u Nietzschego, tylko bardziej statyczne, nastawione na utrzymanie status quo (co właśnie jest wielką różnicą: któryż filozof jest bardziej "dynamiczny" od Nietzschego – i rozumujący ciągle kryteriami stawania się i postępu historii?...). W każdym razie personalia te zarazem wskazują na temat tzw. dylematu determinizmu, który w ogóle jest jednym z takich argumentów przeciwko wolnej woli, które w ogóle nie wymagają wiary w determinizm, a radzą sobie w filozofii całkiem nieźle – na ten temat wskazuje nazwisko czy raczej przydomek RAND – jak również postać ta jest swoistą aluzją do tego, że Nietzsche tak się samoograniczał w temacie krytyki chrześcijaństwa za niemal kurczowe trzymanie się kosmologii i astronomii, tak, iż w niebo ściśle kosmologiczne, w przestrzeni "wspólnej z nami" zlokalizowane, mocno wierzono najwyraźniej aż jeszcze w Nowym Testamencie. Tego tematu u Nietzschego nie ma, a czemu?... Grupa watykańska nie odpowiada, tylko drwi: "sam tylko ten dylemat determinizmu... sam tylko brak wolnej woli... och, cóż za niski poziom i zanudzanie!". W rzeczywistości Nietzsche najprawdopodobniej samoograniczał się w książkach ze względu na pogróżkę, jaką usłyszał jeszcze na uczelni, gdy go "namaszczano" do pisarstwa filozoficzno-religijnego: że za rozpowszechnianie tego konkretnie tematu (tematu braku nieba, jego faktycznego nieistnienia) trafić może (czy wręcz trafi na pewno) do szpitala psychiatrycznego.
- [1965] DONALD Tusk – znaleziony wg personaliów miliardera (ur. w 1946 r.) Donalda Trumpa (on sam zresztą miał imię od... św. Donalda z Forfar! fanfary, tortury, z oboma rzeczami się to kojarzy, czyli w skrócie z torturami dźwiękowymi), czyżby więc polityk wytypowany przez Kościół (przepraszam, już prędzej przez papieża jednoosobowo) lub w związku z nim, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa? Pierwsze przejawy jego zainteresowania polityką, jako organizatora opozycji, były dziwnym trafem już na studiach po 1977 (zabójstwie Pyjasa). W grudniu 1988 r., na 6 miesięcy przed "końcem komunizmu", założył nieformalny Kongres Liberałów. On już z góry wiedział, co ma nadejść, stał w szyku gotowy do walki o swoje, bo wiedział, co go czeka?... Tutaj, po kliknięciu, więcej o genezie Tuska-polityka (tekst ukazuje dalekosiężny plan bodajże Watykanu z lat 60-tych, uczestniczył w tym chyba Cyrankiewicz, za którego czasów swoją drogą był też "cud za wstawiennictwem Wojtyły i ojca Pio", tj. uzdrowienie dziwnym trafem na raka jakoby chorej koleżanki Wojtyły, czyli przyszłego papieża)
- [1966] DONALD Wuerl – święcenia kapłańskie otrzymał w 1966 r. dn. 17 grudnia (urodziny Franciszka, zgodnie z planem co do koronawirusowego papieża wynikającym z memu starożytnego). Widocznie już planowano jego karierę. W 2010 r. został wybrany szefem zarządu Fundacji Papieskiej, zaś od 2006 r. do 2018 r. (czyli w czasie, gdy wybrano Donalda Trumpa) był arcybiskupem Waszyngtonu. Dobrano go, jak widać, na tę funkcję najprawdopodobniej z uwagi na rzadkie imię kojarzące się z Donaldem z Forfar (skojarzenia: tortury, fanfary). Wskazano go jako tuszującego skandale seksualne; w latach 1988-2006, gdy był biskupem Pittsburgh, aż ponad 100 sprawców molestowania seksualnego pozostawało duchownymi tej diecezji.
- [1968] Martin Luther KING – pastor amerykański wytypowany do zamordowania zapewne ze względu na nazwisko (Luther przybrał jego ojciec jako dodatkowe nazwisko na zasadzie urzędowej zmiany nazwiska). Istotnie, na przestrzeni XX w. w USA była pewna ewolucja i protestantyzm przestał być dominującą religią chrześcijańską na rzecz katolicyzmu.
- [od ok. 1968] Bracia KACZYŃSCY jako politycy (wyróżniali się już na studiach) – podrzuceni, żeby powstało wrażenie, że polską polityką rządzi Kaczor i Donald (odtąd konsekwentnie lansowani potajemnie przez papiestwo, a nawet Kościół). Innymi słowy: że żyjemy w krainie bajek. Pierwsze oznaki zainteresowania Jarosława Kaczyńskiego polityką to rok 1968, ale pewnie już wcześniej go sobie upatrzyli. Wkrótce, tj. w latach 70-tych, interesowanie się Jarosława polityką udzieliło się nawet jego bratu Lechowi. Jarosław Kaczyński został politykiem, bo mu to zapewne sugerowano (ojciec Rajmund, wykładowca Politechniki Warszawskiej, uczył się u niego mój tata... w sam raz imię: mundo po łac. oznacza świat, a zatem "rajświat" – o niebie kosmologicznym znajdującym się w przestrzeni jako ośrodku chrześcijańskiej nadziei – ot taka drwina...); natomiast został nim, jeśli chodzi o genezę tego planu u papieża, chyba ze względu na to, że przyszły papież Wojtyła w młodości był w partii wraz z księdzem bodajże Zdzisławem Kaczyńskim (Partia Pracy). Być może to przez wzgląd na niego zainteresowano się następnie Donaldem, tak, by był kaczor i donald, jak w znanej kreskówce, po czym zorganizowano syna akurat o imieniu Donald Trumpowi. Choć ja bym raczej podejrzewał, że ww. ksiądz Z. Kaczyński był już raczej skutkiem a nie przyczyną tych układów, gdyż koncepcja Donalda jako ważnej postaci jest jeszcze starsza. Przecież był taki święty katolicki: Donald z Forfar, zaś papiestwo stosowało przekaz podprogowy wobec mych przodków już w 1922 r. (dowód: odpowiednia data urodzin mej babci, pozwalająca na bardzo szczególną datę zgonu, pasującą też do matki i do szerszej grupy problemów, np. do Izydora z Sewilli, który jest w kalendarium obok wspomnienia Rafaela Santiego, jak również do wspomnienia tancerki Izadory Duncan – zawód tancerza niewątpliwie pasował i do nazwiska Niżyński, i do twórczości Nietzschego – itd.). W związku z tym plan wszechobecnych dźwięków jak najbardziej mógł istnieć już przed wojną i to w związku z nim nazwisko Kaczyński mogło zyskać na znaczeniu i dlatego zorganizowano spotkanie Karola W. z ks. Kaczyńskim w jednej partii.
- [1972] ks. Michał HELLER, wykładowca i profesor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Specjalista od spraw ogólnej teorii względności i tego, jaki jest Kosmos w wielkiej skali. Nazwisko księdza do takiej roli zostało zapewne celowo dobrane pod słowo ang. hell = piekło (porównaj np. z postacią Feuerbacha, nawiązującą z kolei do wcześniejszego Schopenhauera i kompozytorów). W tle pasuje tu oczywiście temat nieba kosmologicznego. Jak podaje angielska Wikipedia "zarobił 1,6 mln. dolarów na Nagrodzie Templetona za jego rozbudowane filozoficzne i naukowe badanie 'wielkich spraw' ('wielkich pytań'). Jego prace zmierzały do pogodzenia 'znanego świata naukowego z nieznanymi wymiarami Boga'" (https://en.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Heller).
- [1973] Darth VADER – postać z Gwiezdnych wojen. Ówczesny prawnik Lucasa miał nazwisko Pollock (czyt. "Polok", brzmi więc trochę po... góralsku: z gór Polak!), zaś w film Lucasa zainwestowała firma 20th Century Fox ("lis XX wieku" – kojarzy się to oczywiście z liskiem-chytruskiem, kimś, kto może żadnej potęgi nie ma, ale jest bardzo wpływowy ze względu na swój spryt; niewątpliwie trop prowadzi m. in. do Nietzschego, najbardziej znane jest wykorzystywanie go przez faszyzm, natomiast czytał tego filozofa każdy z 3 największych europejskich dyktatorów: i Hitler, i Stalin, i Mussolini, przy czym ten ostatni, czyli człowiek z Włoch, lubił go najbardziej i dostał od Hitlera nawet wielką kolekcję wszystkich dzieł Nietzschego ładnie oprawionych). Postać Vadera kojarzy się z "profesorem Hoffmanem, starym uczniem filozofa von Baadera", o którym pisze Nietzsche w swej żartobliwej autobiografii Ecce Homo w rozdziale "Dlaczego tak dobre piszę książki": patrz tutaj, fragment nr 2. Recenzja chyba na prośbę samego papieża; wróżyła Nietzschemu wielką przyszłość. "Darth" zaś brzmi prawie jak "dark" (ang. ciemny) – ciemna sprawa to niejasna sprawa, "bardzo niejasne", "bardzo nieodkryte", można by ironizować, "co to za nauczyciel" wykreował Hoffmana (czyli z niemiecka: "człowieka nadziei", "tego od nadziei"...). Stąd więc praktycznie na pewno (jeśli pominąć tu marginalne prawdopodobieństwo losowego przypadku polegającego na złożeniu się tych wszystkich okoliczności) pochodzi pomysł przydomka tej postaci.
- [1975] Bill GATES – słynny twórca Microsoftu. Mimo, że stworzył koncern software'owy, to jego nazwisko niejako na przekór temu oznacza "bramki" (tymczasem bramki logiczne to podstawowy element konstrukcyjny mikroprocesorów – projektując mikroprocesory i ogólnie chipy elektroniczne "myśli się" bramkami). Przebieg jego kariery sprawia wrażenie, jak gdyby nieco mu pomagano, ponieważ to aż dziwne, że wielcy tego świata, jak np. prezesi znanych firm komputerowych (najpierw MITS, potem IBM), chętnie się z nim spotykali, gdy nawet jeszcze nie miał zarejestrowanej firmy.
prezydenci Włoch (a przecież to matka Watykanu i dostarcza mu wszelką infrastrukturę) – 3-5 OSÓB:
* Petri-Ni, przepraszam: PerTiNi [1978-1985] – prezydent Włoch, czasy Pawła VI. Już od początku był ten człowiek planowany na jakiś mój pierwowzór, wskazuje na to np. śmierć Nietzschego miesiąc przed jego 3-imi urodzinami (i przyszłymi moimi urodzinami), zresztą też przez lata (np. za czasów prezydenta Mościckiego, za czasów okupacji, jak również w 1945 i chyba 1953 r.) wykorzystywano jego datę urodzin zapewne z myślą o przyszłym Piotrze Niżyńskim (daty rozporządzeń Mościckiego, zdarzeń z czasów wojny, data oficjalnego powstania PAP-u jako instytucji rządowej, data aresztowania Wyszyńskiego...). Współczesnym jego odpowiednikiem [1999] jest prezydent Rosji PuTiN. Jednym z następców Pertiniego, w
1992 r. wybranym na prezydenta, był Scalfaro (brzmi nieco jak "szkaplerz", prawda? porównajcie to z wypowiedzią papieża nasuwającą myśl właśnie o tym, o starodawności podsłuchu i o dzieciństwie, związaną z zabójstwem koleżanki, Piotrowskiej – jest w moim tekście o Janie Pawle II [odnośnik na górze bloga] gdzieś w środku na białym tle)
* Mattarella (2015-), prezydent Włoch. Motorola? Cały kraj w telefonach, o czym wprawdzie jeszcze wielu nie słyszało. Instalacje równie popularne jak pizza czy ser mozzarella.
* nawet może prezydent Ciampi z naszym psem z Rypina Ciapkiem, a pasowałby i Giorgio NaPoLiTano przez skojarzenie z napletkiem (była kiedyś pedofilia wobec mnie, która podobno skutkowała karierą Kofiego Annana w ONZ, jest to opisane w tekście o genezie podsłuchu – generalnie nie na czasie byłby ten prezydent w porównaniu z moim życiem, więc może to już nadinterpretacja, choć w sumie tamten mój pedofilsko spowodowany onanizm też był nie na czasie w porównanu z życiem typowym)...
----------------------------- WYBÓR JANA PAWŁA II NA PAPIEŻA -----------------------------
- [1978] imiona Jan Paweł II: czyż nie od Józef Piłsudski drugi? "Wielki przywódca polityczny Polaków" (JP2), współczesny "odpowiednik cesarza". Przecież i personalia tego lansowanego pewnie już u progu swego kapłaństwa człowieka (zaraz spotkał się z prymasem) są w tym samym temacie: Karol W. jak Karol Wielki... Imiona te (Jan i Paweł) zapowiadali też jego trzej poprzednicy, następujący zaraz po Piusie XII. Dodajmy tu, że Telewizja Polska przeniosła się na ulicę Jana Pawła (a mianowicie Jana Pawła W..., Woronicza) już w 1969 r., czyli za pontyfikatu Pawła VI. Owo 69 jest zresztą raczej nieprzypadkowe i wiąże się ze starymi planami dot. zabicia mej matki i ogólnie rodziny. Co do Piłsudskiego to, jak już wspomniałem, on i w ogóle I wojna światowa to mogły być w istotnym stopniu dzieła tej właśnie grupy watykańskiej, która w tę stronę zmierzała. Sporo na to wskazuje, w tym podobieństwo do sprawy wielkiej "wojny z terrorem" - dziwacznego i antyrozumowego wielkiego rozdmuchiwania przypadku tak, by aż liczne wojny z jego powodu toczyć. Tak, jak gdyby w sprawie pokoju w ogóle ludzkich mózgów nie było (a nawet milionów mózgów, które wszystkie w tę samą stronę zmierzały) i status quo nie było ich skutkiem. Tego w ogóle nie ma, inteligencji też nie, jest tylko przypadek i jego wszechwładza. Tymczasem odporność na przypadek, nie poddawanie się głupio przypadkowi, jest bardzo ważną cechą "inteligencji" i inteligentnych systemów. Co do I wojny światowej to, jak wiadomo, zaczęła się ona od zabicia jakiegoś ważnego katolika i od problemu Słowian (zamach w ogóle przypisywano rządowi serbskiemu, bodajże niebezpodstawnie, trzeba by to posprawdzać).
- [plan(?) chyba od 1980] pedofilia abpa WESOŁOWSKIEGO, który kojarzy się z mym kolegą z gimnazjum i liceum Grzegorzem Wesołowskim, choć może byłaby to zamiana przyczyny i skutku, bo Wesołowskiego mogli mieć już upatrzonego, gdy kolega z liceum zaczął się wyróżniać (także może i z papieżem to się kojarzy: "ksiądz W.", "przypowieść o księdzu W.") i jego nagłym, niewynikającym z kontekstu, zdaniem do mnie: "prawda li to? jako Bóg w niebie" (z Sienkiewicza). Cóż za oryginalna deklaracja niewiary (pewnie to wychowawczyni go podpuściła, na prośbę z Ministerstwa Edukacji Narodowej?)... W rzeczywistości pedofilia ta była z dużym prawdopodobieństwem zamówiona aż w samym Watykanie, a już praktycznie na pewno – ta późniejsza śmierć szpitalna. Szczegóły, uzasadnienia – wpis o księdzu z przykładowej parafii na blogu (5. marca 2015). Zwracam też uwagę, że w Dominikanie, gdzie dochodziło do przypadków pedofilii z tym księdzem, jest miasto Cabarete (C czyta się jak K). Chciałbym zauważyć, że – na tle wszystkich innych zbieżności – pierwotną przyczyną doboru Józefa Wesołowskiego (a nie każdego innego biskupa) do tego zadania zdają się być jego inicjały JW ("jw." = "jak wyżej"), które trudno uznać za przypadek, skoro mogłyby być tak znaczące. Sam pomysł wziął się z opisów rozprawy rozwodowej mych rodziców, jakie podczas ostatniego niemalże osobistego spotkania i rozmowy z ojcem usłyszałem (szczegóły w dopisku za ww. wpisem na blogu). Natomiast to, że pedofilia miała miejsce w Dominikanie, to już efekt uprzedniego doboru tej osoby: bo do nazwiska Wesołowski pasuje miasto Cabarete w Dominikanie. Skoro tak – i wszystko już jest z koniecznością ustalone – to jakim cudem pasuje to zarazem do mojego kolegi z gimnazjum?! Odpowiedź zdaje się niemożliwa (z wyjątkiem niesatysfakcjonującej odpowiedzi "tylko przez gigantycznie nieprawdopodobny przypadek"), jeśli nie przyjmie się, że plan istniał JUŻ OK. 2003 R., czyli... za pontyfikatu Jana Pawła II. Z drugiej strony to Cabarete i Dominikana pasują do podróżowania po świecie; jeśli to nie plan, byłby to gigantyczny przypadek, że Wesołowski akurat był dyplomatą watykańskim, ciągle wędrującym po świecie, dla którego po prostu dosyć naturalne było, że w końcu trafi nawet np. na Dominikanę. Przyjmijmy więc, że to był plan; zaś owo podróżowanie u Wesołowskiego zaczęło się już właśnie w 1980 r. – należy więc chyba uznać, że plan jest aż tak stary. Najpierw inicjały JW i znalezienie osoby; następnie zauważenie, że pasuje do Dominikany ze względu na to, że w tym małym państewku jest takie istotne miasto, Cabarete (czyt.: kabarete); wreszcie: przeznaczenie go z tego powodu do służby dyplomatycznej. Sam początek pontyfikatu Jana Pawła II! Kliknijcie, poczytajcie wszystko
- [1980] Richard STALLMAN jako twórca ruchu "wolnego" – bezpłatnego oprogramowania o w stu procentach jawnej konstrukcji (tzw. GNU). Współcześnie bardzo popularne, jest podstawą wielu najnowszych projektów informatycznych, nawet i moich (również popkulturowo, ze względu na swą powszechną dostępność i jawność, angażuje mnóstwo ludzi, a przecież to była działalność poniekąd bardzo wyraźnie charytatywna. Niektórzy oczywiście się lubią bawić i dłubać, ale mimo wszystko wymaga to pewnej mobilizacji, samodyscypliny – nikomu nie chciałoby się za darmo aż tworzyć systemu operacyjnego, kompilatora C, debuggera itd., jak to zrobił Stallman. A tymczasem jego nazwisko oczywiście kojarzy się ze Stalinem. "Stall" dla Polaków oczywiście oznacza "stal", końcówka "-in" jest typowo słowiańska, jak w językach germańskich "-man(n)", więc wszystko jasne dla Polaka: "człowiek [ze] stali". Zarazem taką postać można porównywać ze mną. Urodził się ów programista 16 marca 1953 r. (w tymże roku aresztowano Wyszyńskiego w moje urodziny), a przecież gdyby tam podstawić miesiąc nr 9 i dodać (również) 9 do dnia miesiąca, otrzymuje się moją datę urodzenia i zarazem tę datę aresztowania Wyszyńskiego. A zatem jest nawet nie podejrzenie, ale niemalże pewność, że tego człowieka również pomogła wylansować grupa watykańska, co więcej, nawet pomogli mu pewnie urodzić się odpowiedniego dnia oraz wybrać zawód. Wiąząło się to w takim razie zapewne ze śledzeniem go. Może w Ameryce mieli swój skandal podsłuchowy? TVP też nieraz przez swych bandytów mówiła, że może go zabiją, że jest w każdym razie jakieś zagrożenie dla takich osób, jak on.
- [1981] ALI AGCA, Turek, który strzelał do Jana Pawła II w 1981 r. Nie rozstrzygając, czy to koniecznie sam Watykan zorganizował (ale któż inny znał wtedy i stosował regularnie zasadę doboru po nazwisku?), wyraźnie widać tu dobór człowieka spośród mas możliwych kandydatów wg kryterium imienia i nazwiska: mianowicie inicjały pierwsze z brzegu, tj. AA (kolejne byłyby AB, AC, ..., AZ, BA, BB, BC, ..., BZ itd.), po czym na dokładkę jeszcze to samo w nazwisku: A..A to klucz, do którego pasowało nazwisko Agca. Turcja to kraj niechrześcijański, który zarazem pozostaje w dosyć przyjaznych stosunkach z Europą, którą ma blisko siebie (ostatnio nawet chciał wstępować do UE). 1 na 15000 mężczyzn ma taki układ liter AA w inicjałach i w nazwisku, w Turcji w 1980 r. było 20 mln. mężczyzn, z czego dorosłych pewnie z 15 mln., więc wystarczyło nieco jeszcze sprecyzować kryteria, by znaleźć spośród 1000 mężczyzn właściwego kandydata. Co ciekawe, mężczyzna ten ma na pierwsze imię Mehmet, ale i tak od zawsze mass-media nazywają go po prostu "Ali Agca", czyli wg jego drugiego imienia i nazwiska, naprawdę dobrze dobranych. Tymczasem chyba nikt poza Watykanem w tych wczesnych czasach nie wiedział jeszcze, że ma on takie kryterium doboru osób po nazwisku, więc wnioski nasuwają się same... Poza tym jest u nas pewne odniesienie, mianowicie sprawa Papały: premierem (zamieszanym chyba w zabójstwo, bo USA odpowiednio zareagowały w dniu zabójstwa, ale przed jego nastąpieniem) był wtedy ewangelik Jerzy Buzek, jak gdyby chciano odsunąć jako nieprawdopodobne spekulacje o ewentualnym religijnym pochodzeniu zamachu. Podobna sytuacja fałszowania genezy problemu miała też miejsce w przypadku pedofilii wobec mnie... Na koniec przypominam też, że Mehmet Ali Agca napisał list do Watykanu, w którym prosił go o... ujawnienie, kto jest Antychrystem.
- [1981] Peter Norton, słynny programista amerykański, jest jednym z pierwszych nabywców IBM PC. Rok później założył Peter Norton Computing z nie tak dużym kapitałem zakładowym $30,000. Jego firma stała się producentem najsłynniejszych dodatków do systemu DOS; być może pomagał mu w tym Microsoft, bo to, jak działał od środka DOS, wcale nie było takie oczywiste. Stworzył program do odzyskiwania skasowanych plików (czemu nie zrobił tego sam Microsoft i skąd miał dane na temat tego, jak to zrobić?), słynny pakiet Norton Commander (obecnie znany poprzez jego klona w świecie tzw. wolnego oprogramowania: Midnight Commander), Norton Utilities, Norton Antivirus... Tymczasem jego personalia nieodparcie kojarzą się z Piotrem N., czyli Piotrem Niżyńskim, a więc – z projektem papieskim. Informatyk – mój zawód już się zapowiadał.
- [1981] zapewne m. in. na zasadzie doboru po nazwisku Joseph RATZINGER (czyt.: rac-inger) został prefektem bardzo ważnej watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary (dawna Inkwizycja), co było punktem wyjścia dla jego przyszłego stania się papieżem. Wtedy sytuacja aż się będzie prosić o wołanie: "Papa-razzi" ("wybierzcie tego bliskiego przyjaciela JP2!") – a to przecież słowo znane już od ok. 1960 r.: dotyczy wścibiających nos we wszystko dziennikarzy i poniekąd świetnie nadaje się do określenia skandalu, który zorganizował podobno sam Jan Paweł II lata później w polskiej państwowej telewizji WOT (plan, jak widać, istniał chyba już wtedy). Początkowo chyba w ogóle radar tylko w telewizji obsługiwano, tak coś mówili spikerzy ("w końcu został tylko jeden podsłuch") – może to więc z Kościoła ten pomysł... Jest to świetny przykład ukrytego doboru po nazwisku – nikt tego wtedy nie rozumiał, tymczasem kojarzyło się ze śledzeniem przez dziennikarzy, co i tak z politycznego punktu widzenia było od zawsze najmądrzejszym sposobem zorganizowania takiego przestępstwa (totalnej inwigilacji osoby). Dopiero wiele lat później Polska uzyskała nowoczesny system podsłuchowy, tymczasem papież już o tym myślał – i o tym, że podsłuchiwać należy w Telewizji Polskiej.
- [1983] Peter North, przybrane personalia producenta pornograficznego i zarazem aktora filmów porno. W podanym roku (jest to rok urodzin mego starszego brata) nakręcił swój pierwszy film porno, a w roku moich urodzin rząd amerykański wszczął przeciwko niemu jakieś śledztwo o pedofilię, które później umorzono. W tymże 1986 r. zresztą miały miejsce pierwsze, jak podnoszono, ekscesy gejowskie abpa Paetza (inicjały JP, jak Jan Paweł II).
- [1984] PAPA DANCE (proszę nie czepiać się tego, że nazwa pierwotnie przez krótki czas była trochę inna), niewątpliwość związku powstania tej grupy z "grupą watykańską" i charakter tego związku omawiam tutaj: www.bandycituska.pl/wesolowski.html przy roku 1984. Sprawa kojarzy się z takimi ludźmi lansowanymi najpewniej zakulisowo z Watykanu, jak np. Izadora Duncan czy tancerz Wacław Niżyński (umieszczony później w zakładzie psychiatrycznym, a nawet zabity).
- [1984] proponuję skojarzyć ten dobór po nazwisku także z zabójcami (sprawa księdza Popiełuszki, tutaj na pozycji 10(!)): PIOTROWSKI, PIETRUSZKA oraz ich oskarżycielem: prok. PIETRASIŃSKI. Zabójstwo było w Roku 1984 (tytuł znanej książki Orwella, z Wielkim Bratem i Policją Myśli – w moim przypadku istotnie Policja przez lata jeździła za mną, by telewizja mogła w odpowiednich, właściwych miejscach podsłuchiwać i podprogowo sterować myślami, tzn. m. in.: po to, bym nie myślał samodzielnie ani na nieodpowiednie tematy), zaś po napisaniu o tym zabójstwie na moim blogu (co naturalnie wynikało z tematu, który jeszcze z innych przyczyn naturalnie wyniknął) zginął odpowiedni generał (pewnie w szpitalu, 89 lat), najbliższy współpracownik Jaruzelskiego, który mógł być zorientowany w temacie. Czyżby wysokie kręgi polityczne traktowały to poważnie?... Bardzo jest nieprawdopodobny taki przypadek: mógłby umrzeć nie 5, a 50, 250 czy 500 dni wcześniej lub później.
- [1985-1995] Michael WIDENIUS, twórca jednego z najsłynniejszych na świecie systemów obsługi baz danych zwanego "MySQL" (nazwa podobno od imienia pierwszej córki). Firmę założył razem z człowiekiem o nazwisku "Patrik Backman", co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć "Piotrek [oczywiście w oryginale jest Patryk], który z tylnego siedzenia mi pomaga", "Patryk dający wsparcie". Dorobił się gigantycznych pieniędzy, jego firmę kupił Sun, następnie kupił ją Oracle, potem jeszcze okazał się takim cwaniakiem, że mimo sprzedaży dalej rozwija ten sam produkt pod własnym szyldem, jako odgałęzienie podstawowego sprzedanego już produktu, i – co niebywałe – prawo mu na to pozwala, tak to niekorzystnie wkopała się firma Sun. Chodzi tu oczywiście o operację Watykanu pod tytułem "to wszystko to tylko o braku wolnej woli, walczymy tutaj z dylematem determinizmu; jest logika trójwartościowa". Tak poza tym bowiem standard SQL to rzecz dosyć wirtualna, jest parę najprymitywniejszych instrukcji wspólnych (wszędzie takich samych, w każdej bazie danych realizującej "szkolny" standard SQL), ale tak poza tym produkty mają najróżniejszą składnię poleceń i trudno w tym wszystkim o wspólny mianownik językowy. Można by więc pójść krok dalej i np. zrobić porządek z wartościami NULL, usunąć je, bo niepotrzebne, albo wywalić jakoś tę logikę trójwartościową. Ale nie, hoduje się to oczywiście. Nie, żeby to był jakiś zły pomysł. Nie w tym rzecz, że on musi korupcyjnie dawać wsparcie religii, chociaż nie wiem; rzecz w tym, by zrobić sobie PR, że to tutaj tak walczymy. Bo może o Nietzschem będzie głośno, to co po niektórzy go poczytają i będzie efekt "strzałów, który przeciwnika nie zabiły". Mało kto zauważy, że tam było drugie dno i domyśli się, że była sprawa polityczna z tym trafieniem do wariatkowa (zresztą sam pisał, w Antychryście, ów filozof, że przez religię "mało nie zniszczał", o mały włos nie został zniszczony). O tym wszystkim, jak i o papieskim interesowaniu się informatyką już we wczesnym XX w., pisałem po pierwsze w niniejszym dokumencie – liście osób, po drugie na podstronie www.bandycituska.pl/ofiary.html, po trzecie także na forum przy omawianiu historii początków tej afery w XIX w. (punkty na różowo, w ramach pierwszego tam wpisu w wątku; polecam okolice punktu 16): http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=14&t=6907. Tutaj zaś po prostu kolejny przykład. "Widenius" brzmi dla Polaka (podkreślam: Polaka! cóż za dobry traf...) jak "widzę niusa": widzę nowinki, artykuły, a to dzięki komu? Wideniusowi. Coś w tym jest. On teraz ten swój nowy produkt, który zastępuje sprzedanego Sunowi i potem Oracle'owi MySQL'a, nazywa MariaDB (nazwa podobno od imienia drugiej córki; tylko pytanie, czemu te córki tak ponazywał, zwłaszcza, że MySQL brzmi właśnie bardzo fajnie, a jakaś "Maja" to rzadka sprawa). No cóż, imię kobiety w nazwie produktu i to nie byle jakie – bo dla Polaka to budzi też, w kontekście newsów, dziennikarstwa, mass mediów, kluczowe skojarzenia: z działalnością Tadeusza Rydzyka, z Radiem Maryja – to dosyć nietypowa sprawa. W dodatku człowiek ten urodził się równo 2 miesiące przed datą Konstytucji 3 maja. Produkty Wideniusa (i Stallmana/Gatesa), "Jan Paweł II", czyli dobrzy ludzie – i voila, są rzetelne media, "widzę niusy". To najpewniej celowo urządzona sprawa, żeby trochę odwrócić uwagę od problemu nieba i udawać, że strasznie ważny problem jest w kwestii dylematu determinizmu (a dlaczego taki ważny? no cóż, bo o nim pisano i jest trochę znany, można poczytać, każdy też słyszał o doktrynie "byt określa świadomość" głoszonej, zwłaszcza w kwestiach ekonomicznych, przez komunistów itd., u Nietzschego temat bywa eksponowany, natomiast kwestia nieba kosmologicznego w Biblii typowo jest znana wśród katolików mniej, choć w rzeczywistości jest ona może dużo groźniejsza – a zatem jest jakaś może korzyść, kosztem rzetelności, w udawaniu, że w ogóle nie o to poszło i "sprawca" zamieszania, dylemat determinizmu, jest już niemalże aresztowany).
- [1986] podobno pierwsze ekscesy pedofilskie biskupa JULIUSZA PAETZA (inicjały JP) – zob. zarchiwizowany artykuł z Gazety Wyborczej. Czy to był jakiś dobór po nazwisku? Trudno powiedzieć na pewno, ale to bardzo bardzo podejrzane, że główni kościelni zboczeńcy mają tak dobrze pasujące inicjały, że zdają się wyraźnie wskazywać na Watykan. To nieprawdopodobieństwo jest wyliczone w tekście o Wesołowskim. W dodatku Paetz wręczał molestowanym klerykom majtki z napisem ROMA (tzn. Rzym po włosku) – baaardzo podejrzane... Czuł się ten człowiek bardzo pewnie i istotnie lekceważono te donosy, nawet listy od 5 świadków (św. Paweł doradzał, by nie przyjmować oskarżeń na biskupów, chyba, że są wspierane przez [aż] DWÓCH świadków)... Pewnie zresztą czuł się też Wesołowski – dobrał sobie na Dominikanie kompana, zupełnie nie bojąc się problemów: księdza, którego prosił o znajdywanie mu chłopców do pedofilii (ksiądz ten był podobno nawet temu niechętny; jak mu było nie wstyd z taką rzeczą iść do drugiego kapłana, jak to możliwe, że nie bał się Watykanu!...). Zauważcie, rok 1986 to nie tylko pierwsze zarejestrowane ekscesy pedofilskie tego biskupa, ale i rok mojego urodzenia.
- [1988] Lech WAŁĘSA, pierwszy prezydent wybrany w wolnych wyborach. Jako działacz związkowy w świadomości Polaków zaistniał na skalę masową – jako skuteczny przywódca – dzięki reklamowaniu jego personaliów przez Telewizję Polską, czego kulminacją była debata Wałęsa-Miodowicz z 30.11.1988. Najprawdopdobniej przychylność grupy zawdzięcza temu samemu, co i np. współcześni politycy Tusk, Tomczyk, Budka, Duda, Merkel, Macron, Markle, Trump, Biden itd., tj. (nie licząc spraw zupełnie fundamentalnych, takich jak spodziewana tolerancja dla przekrętów podsłuchowych i kryminalnych papiestwa) trafnie brzmiącemu nazwisku budzącemu odpowiednie skojarzenia. Dzięki temu takiego człowieka w ogólności zwykle można skompromitować jako aferała (co zresztą jest pożądaną cechą) i byle kogo dowartościowanego z powodu kryteriów dosyć kompromitujących. Innymi słowy, tego typu politycy karierę zaczynają zwykle od tego, że są na nich haki i będą kryć tajemnic Kościoła, a zwłaszcza tajemnicy w sprawie spisku co do nomen omenów w starożytności itd., nawet za cenę zupełnej kryminalizacji (obawiam się np., że papiestwo miałoby zupełnie wolną rękę w zabiciu jakiegoś historyka-filozofa wskazującego na spisek z lansowaniem ludzi wg takiego kryterium trafnych danych osobowych i spisek z zabójstwami. Tego typu politycy musieliby wszak postępować wbrew własnemu interesowi, by w takiej sytuacji nie pomóc. W przypadku Wałęsy idea odzwierciedlona w nazwisku to oczywiśccie pierwsza wolna elekcja i król Walezy (tylko jeszcze z polskimi literami, co ma widocznie odzwierciedlać istotny wkład Polaków w tę całą sprawę). Krążą dowody na temat jego współpracy z SB, rozmowy Okrągłego Stołu z 1989 r. ustawiono tak, że zaczęły się i skończyły w datach związanych z moją matką i planem co do jej zamordowania (może przywódca solidarnościowy wiedział coś na ten temat, jest to wysoce prawdopodobne, skoro TVP pozwalała sobie mnie nadal śledzić także po objęciu przezeń wpływowego urzędu prezydenta), zaś ogólnie najbardziej haniebne i szkodliwe jego dokonania wiążą się z umieszczeniem niechrześcijanina i przedstawiciela narodu żydowskiego Adama Michnika na stanowisku redaktora naczelnego Gazety Wyborczej (pod jego rządami, do dziś trwającymi, dochodzi do najgorszych przestępstw i zbrodni za najprawdopodobniej cichym przyzwolneniem dziennikarzy: pierwszy tego typu incydent, zabójstwo Stanisława Maślanki bodajże w szpitalu, nastąpił już 9 miesięcy po pierwszym wydaniu Wyborczej – gazeta najprawdopodobniej nie płaciła podatków i była zgadana z papiestwem w sprawie krycia tematów, tak to pozwolę sobie ocenić, są kontekstowe, spójne ze sobą, jakby "natchnione" jednym i tym samym poszlaki w nagłówkach artykułów i pierwszych zdaniach praktycznie zawsze w przeddzień spraw wyglądających na polityczne i podejrzanych).
- [1989] Aleksander GUDZOWATY, polski miliarder, twórca potęgi Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego Bartimpex S.A. (przełom 1989/1990). Kulisy jego sukcesu są, jak się okazuje, skandaliczne – sam je opisywał. Polski rząd miał podobno "kłopot" w zawarciu kontraktu gazowego z Rosją. Ostatecznie, podobno, doszło do tego, że do Rosji pojechał jako osoba prywatna, a nie reprezentant państwa, Aleksander Gudzowaty i za pomocą "metod inżynierii społecznej" czy coś takiego (brzmiało jak np. łapówka) zawarł kontrakt gazowy z Rosją na własną rękę. Później odsprzedawał gaz po wyższej cenie Polsce. Zupełny skandal, w biznesie pośredników przecież wszyscy racjonalnie myślący starają się ominąć. Jak więc możliwe, że do tego doszło? Cóż, nazwisko wskazuje, że został wytypowany: "człowiek z guzami". Kojarzy się to z rozumieniem cierpienia, które filozofia Nietzschego nazywa dionizyjskim (w opozycji do chrześcijańskiego), zgodnego z łacińską formułą "przez ciernie do gwiazd", per aspera ad astra. Kościół i Jan Paweł II go wylansowali? Mnie też podobno dofinansowywano w latach 2008-2012, bo faktycznie sam bym aż tyle nie zarobił (1000$ dziennie), choć też pewnie byłbym bogaty. Co ciekawe, podobno ów Gudzowaty mieszkał na działce w Starych Babicach, a w okolicach Starych Babic przecież od 2004 r. mieszkałem z ojcem, w jego świeżo wykończonym domu (cały w poukrywanych telefonach grających, bodajże). O śmierci (zabójstwie) Gudzowatego można poczytać w końcówce II dopisku (edit) pod wpisem na blogu o Smoleńsku, z nrem 16 chyba – są tam przytoczone wyjątkowo silne poszlaki na to, że zamieszana czy zorientowana w temacie na bieżąco była "grupa watykańska", co dodatkowo skłania, by przypisać wpływom papiestwa tę fortunę o bardzo dziwnych korzeniach (każdy by chciał być takim pośrednikiem, jak Gudzowaty, nie widzę w tym geniuszu, a jedynie okazję zrobioną mu przez polityków, co jest wyjątkowo skandaliczne – zwykli Polacy później płacą na takiego pośrednika, zupełnie zbytecznie).
- [1989] Elżbieta KRUK – nazwisko po angielsku (proszę to porównać np. z Kantem!) oznacza "oszust" (ang. crook). Posłanka PiS, członkini Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a obecnie chyba Rady Mediów Narodowych. W Biurze Bezpieczeństwa Narodowego od 1991 r., od 1992 r. w Najwyższej Izbie Kontroli, w latach 2000-2001 w Ministerstwie Sprawiedliwości (szef gabinetu politycznego Kaczyńskiego), od 2006 w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, z której jednak wypisała się dzień po moich urodzinach tego samego roku, po czym posłanka i od 2016 r. członkini Rady Mediów Narodowych. W sam raz nazwisko do takich ról, chyba więc cały czas przyświecało jej karierze i decydenci byli tego świadomi.
- [1990] Adam DARSKI (ps. Nergal) – muzyk metalowy – jego nazwisko kojarzy się z "Niosę ludziom dar" ze wstępnej części Tako rzecze Zaratustra. Pseudonim Nergal (początkowo miał Holocausto, zmienił na Nergal w 1992, czyli w roku pedofilii względem mnie) przyjął też z uwagi na pasującą do niego postać przyszłego papieża Franciszka (nazwisko Bergoglio – 4 identyczne kluczowe litery w środku słowa), podpowiedziały mu to pewnie jakieś ważne kręgi rządowe, znając życie skarbówka, bo z uwagi na nazwisko to on był przypadkowy, czyli pewnie nie miał kolegów w rządzie/partii.
- [1991] Julia PITERA – polonistka zajmująca się od 1991 r. polityką (Biuro Współpracy z Partiami Politycznymi, Organizacjami Społecznymi, Związkami Zawodowymi i Kościołami) u prezydenta Wałęsy. Od 1998 r. specjalizuje się w zwalczaniu korupcji i nadzorowaniu pracy policji i prokuratury (m. in. uczestniczka Visitors Program zorganizowanego przez Departament Stanu USA w 1998 r.), w gabinecie cieni Platformy Obywatelskiej (tj. alternatywnym potencjalnym rządzie lansującym się w TV w latach 2005-2007) była ministrem od zwalczania korupcji. Nazwisko w tym kontekście bardzo znamienne, bo problem korupcji rządowej przeciw Piotrowi Niżyńskiemu jest ogromny.
- [1991] Iwona ŚLEDZIŃSKA-Katarasińska (nagłaśniano kiedyś, chyba ze względu na takie nazwisko w polityce, blogerkę "Katarynę") – posłanka PO, w Sejmie od 1991 r., od lat zajmująca się tematem mediów publicznych i Telewizji Polskiej. Nazwisko trafne z punktu widzenia zadań grupy przestępczej: śledzenie i "kataryna" -- "śledzi i robi, że gra ta kataryna" (mówi się też tak, jak może wiadomo, o telewizji).
- [1991] poseł Piotr N., późniejszy ambasador Polski w Watykanie (tak, jak i Hanna Suchocka), wnioskował o wotum nieufności dla rządu Jana Olszewskiego w czasie tzw. nocnej zmiany, chyba związanej przede wszystkim z podsłuchem na mnie (choć to już jest wiedza ezoteryczna). Ściślej: Piotr Nowina-Konopka (pasuje do moich personaliów Piotr Niżyński-Konrad – też PN-K). Ludzie o takim dwuczłonowym nazwisku są też udziałowcami wydawnictwa Spes sp. z o. o. wydającego Nasz Dziennik.
- [1992] GHALI – sekretarz generalny ONZ od bodajże 1. stycznia 1992 r. Poprzednik Kofiego Atty Annana (kojarzącego się ze sprawą pedofilii wobec mnie) z afrykańskiego państwa Ghany, stąd to nazwisko. Wprowadzenie takiego "wigilijnego" sekretarza, poprzedzającego sekretarza właściwego (nasuwającego już te ostateczne zamierzone skojarzenia) pokazuje, jak ważnej rzeczy dotyczy to ukryte przesłanie oraz że nic tu nie było przypadkowe, lecz wszystko bardzo zamierzone i przez lata planowane. (A zauważcie, papież w Watykanie praktycznie codziennie przyjmuje komunię – na pewno na każdej mszy, którą odprawia.) Pełne personalia: Butrus Butrus Ghali, co przypomina "Piotruś Piotruś!" na początku. W roku 1992 miała chyba miejsce pedofilia wobec mnie, ponadto wtedy to (a trochę już chyba w grudniu 1991 r.) zaczęła się kariera muzyka "Nergala" pod tym pseudonimem, bo wcześniej miał pseudonim Holocausto. W 1992 pojawiła się też pasująca do tematu telewizji i promieniowania (fal) piosenka o człowieku z liściem oraz pojawił się międzynarodowy standard ENERGY STAR (energooszczędności, słynny np. w monitorach), a ponadto w 1992 r. zaczęto budować statek Kursk (ten, co zatonął w 2000 r.) oraz podpisano traktat z Maastricht, a także zaczęła się kariera biskupia Jorge Bergoglio (dzisiejszy papież Franciszek) – oryginalna sprawa, bo był to wcześniej zakonnik, ale w tym roku podobno się pokłócił i zmienił ścieżkę kapłaństwa – jak również upadł rząd Olszewskiego zastąpiony rządem kobiety: Hanny Suchockiej (późniejszy ambasador Polski w Watykanie; w tymże samym roku zabito też byłego premiera PRL Jaroszewicza – brzmi aluzyjnie, nieprawdaż, o ile za "czołowego polityka PRL" uważać, nie bez pewnych podstaw, bo była tu kolaboracja, papieża... jednakże tutaj zdecydowano się "zabić" kogo innego – i to nawet dosłownie). Ponadto w tymże 1992 r. Jan Paweł II ogłosił rehabilitację Galileusza przyznając, że Kościół błądził w dziedzinie astronomii. To tak chyba patronowało tej sprawie pedofilii, jak można by zgadywać.
- [1992] biskup, arcybiskup, kardynał, papież: bERGo[g]Lio (a u nas muzyk, który z Holocausto stał się nERGaLem rok po początku podsłuchu), czyli Franciszek. Nergal to jakiś bożek sumeryjski, występuje chyba w legendzie o stworzeniu świata. Zbieżność ta jest tak nieprawdopodobna (bo z drugiej strony pasuje to też do muzyki blackmetalowej), a współpraca z argentyńskimi szwadronami śmierci mimo wszystko chyba nie aż tak częsta, że być może specjalnie aż wytypowano tego zakonnika do takich rzeczy w latach 70-tych
- [1993] David DUCHOVNY, Fox MULDER i D(i)ana SCULLY – kluczowe postaci związane z serialem "Z archiwum X" (oglądała go nieraz np. moja babcia, później zamordowana skrytobójczo w szpitalu, w czym pomagała dogodna pora jego emisji i kanał, tj. np. ok. 9-ej wieczorem w TVP). Serial zaczęto chyba emitować w roku pedofilii przeciwko mnie (podobno – pedofilii Kurskiego; zaczęto też mniej więcej wtedy budować Kursk, który później zniszczono w wielkiej bombowej zbrodni przeciwko ludzkości z 2000 r., i było kilka innych spraw, m. in. dotyczących Nergala i przyszłego papieża z Argentyny, patrz kalendaria w dokumencie o JP2), czyli w roku 1992. Nazwisko głównej postaci fikcyjnej brzmi jak fox murder – po angielsku: "lisie morderstwo". Znany zaś jest z Machiavellego cytat "Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walczenia, trzeba być lisem i lwem" – lis to oczywiście ten, który nie działa z wielką pewnością siebie przychodząc z wielką objawiającą się dookoła mocą, tj. np. w jakiejś bijatyce, ataku nożowym itp., lecz lis kojarzy się z metodami bardziej tchórzliwymi, bardziej zniewieściałymi, podstępnymi, czyli w skrócie: ze skrytobójstwami. On zwycięża chytrością. I faktycznie, patrząc na listę domniemanych ofiar omawianej tu "grupy watykańskiej" (z uzasadnieniami) trzeba stwierdzić, że w większości przypadków (z wyjątkiem np. zamachów na księży i dziennikarzy) dochodziło do skrytobójstw: nawet gdy popełniano masakry przeciwko setkom osób zwykle nie było jasne, że doszło do przestępstwa. Idźmy jednak dalej, bo ten serial to prawdziwa bomba, jeśli idzie o obecny w podtekście skandal moralny. David DUCHOVNY – zrozumieją to przede wszystkim... Polacy (tak tak, to ta nacja niech się zwłaszcza zainteresuje, bo tam jest kolebka licznych kryminalnych projektów i jest obecny papież stamtąd) – kojarzy się z duchownym nazwanym po żydowsku (Dawid to imię żydowskie). A zatem: przede wszystkim kojarzy nam się taka postać z faryzeuszem. "Jakiś tam wasz ważny faryzeusz jest zamieszany w sprawę tych skrytobójstw" (całego serialu Z archiwum X...). Następnie: D(i)ana Scully to po polsku coś w rodzaju "[Księżna] Diana – czaszka" (ang. skull = czaszka; przy okazji jest tu odniesienie, za pośrednictwem tej koncepcji doborów po nazwie i nazwisku, do papieskich akcentów w informatyce, nawiązujących też do "sprawy polskiej": mianowicie np. załatwili logikę trójwartościową w najsłynniejszym języku zapytań baz danych, czyli tzw. SQL-u, co wygląda jak jakaś próba zorganizowania wojny ideowej z tzw. dylematem determinizmu, czyli argumentem obalającym wolną wolę bez względu na to, jaka jest fizyka, a poza tym też w informatyce ktoś załatwił, czyżby papiestwo, bo znowu ta zasada doboru dziwnie "trafnej" nazwy, że dziś na co dzień każdy informatyk nazywa błąd słowem "bug", a usuwanie błędów – "debugowaniem"; codzienne zajęcia informatyków; ślady widać już od dawna, m. in. końcówka 256 w liczbie godzin życia siostry Faustyny, jeśli liczyć dni razy 24 godziny, a 256 to fundamentalna liczba w informatyce – tyle różnych wartości może przybrać 1 bajt – a przecież ona była specjalnie dobrana, miała datę urodzenia równo 5 lat po dacie śmierci Nietzschego, były też w tej sprawie inne spiski, a poza tym dzień po mych przyszłych planowanych urodzinach Piłsudski, czyt. Pius-udski, miał z Hellmannem akcję ekspropriacyjną, czyli złodziejski atak na Rosjan, w miejscowości Bezdany – kojarzy się z bazami danych). Jak czaszka, to naturalne skojarzenie to oczywiście czaszka trupia, prawda?... Chyba to oczywiste. To by było bardzo trafne, pasowałoby do kontekstu. Plan w takim razie – czy, jak kto woli, bandycki "wyrok" mafii na księżną Dianę – istniałby już od wielu lat (o tym, że ją zamordowano, piszę na liście ofiar grupy). A zatem 3 główne postaci – 3 dobrane po nazwisku i z bardzo znaczącym przekazem: "ksiądz faryzeusz, morderstwo na zasadzie chytrości, m. in. śmierć Dianie – oto Z archiwum X". Bo faktyczne, te sprawy, o których mowa na liście morderstw grupy, pozostają niewyjaśnione przez całe dziesięciolecia i to jest dla nich najbardziej charakterystyczne. Zuchwałe zabójstwo czy masakra, a jeszcze częściej: sytuacja, że sam zamach nie jest wcale pewny; słyszą o nich wszyscy w dziennikach, dotyczą nieraz czołowych postaci, wydawałoby się to bardzo ważne, na pewno zorganizowała to nie jedna osoba, tylko był jakiś szerszy spisek, bo to nie tak łatwo zrobić zwykłemu Kowalskiemu - no i co?... NIE MA ANI JEDNEGO ŚWIADKA! Ani jednego katolika... Czy inteligentny człowiek może w coś takiego uwierzyć? Zastanówmy się, czy brak świadka jest w ogóle możliwy! W zasadzie trzeba tu odpowiedzieć, że tak, ale tylko w odpowiednich warunkach: gdy nie ma już "katolików". Mówiąc w prostackim uproszczeniu. W przeciwnym razie – człowiek z zasadami przecież doniesie, że go podżegali, już w czasie, gdy zbrodnię się (odgórnie) organizuje. Przecież ci wszyscy urzędnicy, np. urzędnicy skarbowi, itd., nie mają powodu się garnąć z wielką ochoczością do takich zadań, za które jest możliwe dożywocie! Dlatego też oczywiste wręcz jest to, że te wszystkie zbrodnie powinny szybko się wyjaśnić, bo są świadkowie. Tymczasem jednak TVP i podobnie telewizje komercyjne i w innych krajach, wszystkie środki społecznego przekazu, po prostu nie dopuszczą świadków do głosu. I dlatego te zbrodnie są całymi dziesięcioleciami niewyjaśnione. To dokładnie o to chodzi – o spisek mass mediów. To właśnie stoi za sprawami "Z archiwum X", czyli przez nawet dziesięciolecia niewyjaśnionymi, to jest kluczem do zrozumienia ich przewlekłości i zagadkowości i to też pozwala wiązać je z grupą watykańską. O to właśnie chodzi – odpowiada ten film, zapewne załatwiony w USA przez tamtejszą skarbówkę (tzw. IRS), czyli administrację rządową-prezydencką. Na koniec dodam, że w jednym z odcinków agentka Scully ujawniła w rozmowie z księdzem swoje podejście do religii i dziwnym trafem ono chyba bardzo pasuje do podejścia papieży, jak słyszę ciągle z telewizji (od spikerów tortury) i jak można poczytać na blogu np. we wpisie Zeznania i dowody... "Szanuję ojca wiarę, ale jej nie podzielam. Jestem naukowcem" – czy coś takiego. Nauka jako coś wykluczającego religię. Typowy katolik to pewnie by się za głowę złapał, bo nic o tym nigdy nie słyszał, ale oczywiście są pewne konflikty, a najważniejszy z nich dotyczy kwestii nieba kosmologicznego – Biblia a nawet chyba postać Jezusa są przesycone wiarą w tę rzecz, tak, iż można by nawet o (tej zaprezentowanej) religii myśleć tak oto: "Była taka koncepcja, sprawdzono, nie ma sprawy". Oczywiście nie jest to żadne moje oświadczenie co do mego własnego podejścia, natomiast istnienie tematu stwarza dopiero pole do dyskusji, bo bez takich tematów, bez prawdziwych, autentycznie stwarzających wielu mądrym ludziom poważne trudności mankamentów nie byłoby w ogóle o czym rozmawiać – ateiści byliby bez szans na pokonanie ludzi religijnych w dyskusji, mogliby co najwyżej rzucać jakieś płytkie argumenty, w odpowiedzi na które natychmiast ci religijni mogliby jakieś swoje standardowe znane im dobrze odpowiedzi rzucać i to by zamykało sprawę, oni są górą. Natomiast informowanie o problemach stwarza dopiero pole do dyskusji, zwiększa nawet zainteresowanie religią. W każdym razie, wracając z tej dygresji, jest nawet i ten trop w tym serialu: "brak wiary z przyczyn naukowych". Pamiętam jeszcze jeden cytat z tego serialu: "strzeż się białego krzyża". Sprawa jasna, wszystko mówione publicznie – faktycznie, jest tu się czego bać, np. Nietzsche się chyba bał (szpitala psychiatrycznego, a może i zarzutów kryminalnych – przecież na pewno były takie paragrafy).
- [1995] Ryszard PETRU – z nazwiskiem kojarzącym się ze mną, w sam raz na czołowego polityka. Był asystentem Balcerowicza już w 1995 r., zapewne z tego właśnie powodu. Balcerowicz organizował mu karierę, np. zarekomendował go w fundacji CASE, gdzie ten znalazł swą pierwszą pracę, a potem trafił na posady rządowe, był w Unii Wolności, pracował w Banku Światowym w sprawie Polski i Węgier, czyli – aluzyjnie rzecz biorąc – w temacie "dwóch bratanków". Piotr Niżyński i Petru – dwa bratanki... Potem założył Towarzystwo Ekonomistów Polskich. Do polityki na nowo zapewne wzięto go z listy (niepłacących, a więc zamieszanych kryminalnie) płatników w urzędzie skarbowym – po prostu Tusk to widocznie bardzo popierał, może w konsekwencji jakiegoś doradztwa od papieża, przypomnieli tam sobie o dawno już lansowanym człowieku. Za czasów Tuska trafił też do rady nadzorczej PKP, a nawet był jej przewodniczącym, co oznacza bliską współpracę z ministrem, choć pewnie teoretycznie to jakaś postać z konkursu powinna być.
- [1996] Mieczysław MOKRZYCKI – obecnie arcybiskup, sekretarz papieski w latach 1996-2007 (przeżył Jana Pawła II na tym stanowisku), a z drugiej strony: personalia prawie że takie, jak mój wujek od strony matki, a ściślej: jej brat cioteczny Marek Mokrzecki. Gdy zabito mego dziadka Henryka Uzdowskiego, na miejscu w Rypinie wkrótce zjawił się ów Marek, pozostający administratorem niektórych terenów (jego matka była siostrą mego dziadka). Spikerzy próbowali mi wmawiać, że wiedział on z góry o śmierci dziadka, gdy tymczasem prawdopodobnie spowodowała ją zatruta przez "mieszkańca" sąsiedniej działki woda i nikt z rodziny tego nie mógł przewidzieć. Ponadto inicjały takie, jak planowanego od dłuższego, jak się zdaje, czasu polskiego premiera – MM.
- [1996] Richard DAWKINS – nazwisko trochę jak DArWIN, trochę jak HAWKINg (słynny fizyk, nagłośniono go chyba z racji jego uzależnienia od lekarzy: sparaliżowany i poruszający się na wózku... tymczasem lekarze to przecież okazja do zbrodni), zaś połączenie ich obu tworzy jakąś wersję ateizmu historiozoficznego, tyle że bardzo przywiązaną do konkretnych faktów naukowych, a zatem osłabioną w kluczowym punkcie – tzn. pod względem filozofii. Mniej tu filozofii, a więcej dowodzenia drobnych fakcików, opierania się na jakiejś wizji świata (którą ewentualnie ktoś mógłby przecież odrzucać: nie każdy wierzy w Wielki Wybuch, nie każdy wierzy nawet w pozbawioną Boga historię ewolucji biologicznej) itd. A zatem postać tego człowieka dla inteligentnej spostrzegawczej osoby będzie jakimś odświeżeniem tematu ateizmu historiozoficznego argumentującego "z rozwoju" (linia Feuerbach-Nietzsche, Marks też nieco szedł tym śladem, tyle, że w kierunku nie mającym już ze sprawami religijnymi prawie nic wspólnego). Osłabiona wersja argumentacji, moim zdaniem, choć wyjątkowo nagłośniona.
- [1966] Thaddée NTIHINYURWA – arcybiskup stolicy Rwandy (Kigali) w latach 1996-2018, ustanowiony przez Polaka: Jana Pawła II. Urodził się 25 września roku 42 (1942), który to rok kojarzy się ze słowem "przypadek" (ang. four-two = cztery-dwa wymawia się "for tu", zaś ang. fortune wymawiane dosyć podobnie, zależnie od czyjegoś "akcentu", oznacza m. in. "przypadek"). Z uwagi na tę datę urodzenia wyraźnie wskazuje na moją osobę, podobnie jak np. kościół w śródmieściu Warszawy na pl. Teatralnym otwarty w roku 1999 (konsekracja przez Jana Pawła II – I data charakterystyczna, konsekracja przez prymasa Glempa – II data charakterystyczna, czyli moje urodziny; kościół dedykowany "środowiskom twórczym", co pasuje np. do mego brata kompozytora muzyki poważnej, zresztą muzyką zajmowałem się ja i niemal cała najbliższa rodzina nie będąca w wieku dziadków) czy, analogicznie, nowo otwarty kościół w Rypinie ("św. Stanisława Kostki", patron dobrany pod kościół w Warszawie koło pl. Wilsona, czyli w okolicach jednej z 2 chyba tylko w tym mieście państwowych szkół muzycznych – i to tej, do której akurat ja trafiłem). Najlepszą zaś ciekawostką jest to, co oznacza jego nazwisko. Jak się w nie wczytać, to widzimy jasno polszczyznę – nie da się zaprzeczyć. "NO CICHY NI(E), K**WA!" – oto jest wybór Jana Pawła II w związku z moją osobą. Pod patronatem liczby 66 – kojarzącej się z satanizmem (666) oraz powstaniem w Judei (od czego zaraz też na myśl przychodzi powstanie w getcie żydowskim) z 66 r. n.e. Można to też skojarzyć z książką Jana Pawła II "Tryptyk rzymski" (aczkolwiek kojarzy się też ona z czym innym – z memem sfałszowanych ewangelii pod znakiem liczb 1-3-1, czyli z polityczną Ezoteryczną Historią Chrystusa: patrz artykuł xp.pl o rzekomym Covid-19, fragment pod nagłówkiem o papieżach). Jest to bowiem książka do pary z inną (starszą o 19 lat, tj. papież wydał swoją książkę w roku +19 względem tamtej – jak gdyby chcąc dodać, że oprócz Niżyńskiego ma na koncie też mnóstwo ofiar śmiertelnych) zatytułowaną "Tryptyk warszawski", która jest o powstaniu z 1944 r. Swoją drogą może i to powstanie wywołał ówczesny papież, tak jak to w getcie żydowskim (19-4|19-4|3, czyli 19-4-1943, po czym w 77. rocznicę tego powstania przypada niedziela i w dodatku taki rok, że czytanie o tym, że Żydzi to też potrafią być groźni), gdyż ma ono charakterystyczną właściwość czasową polegającą na przesunięciu go względem roku odzyskania niepodległości o równo 26 lat, co pozwala na upamiętnienie go "w 96. rocznicę odzyskania niepodległości, w 70. rocznicę powstania" (co odpowiada zburzeniu Jerozolimy w 70 r. n.e. i zakończeniu w ten sposób powstania żydowskiego). Istotnie takie upamiętnienie miało miejsce – odnośną tablicę pamiątkową można znaleźć w okolicach Centrum Handlowego Arkadia w Warszawie (czyli przy rondzie Radosława – pełna nazwa to Rondo Zgrupowania AK "Radosław"). Jeśli to prawda, że pomysł pochodził od papieża (w parze z tym żydowskim), co pewnie można by jeszcze dodatkowo zweryfikować (np. może jakieś czytanie było odpowiednie itp. – nie mam czasu teraz tego sprawdzać), to w każdym razie zrobił to pewnie za pośrednictwem Niemców, mających jakichś swych agentów w Polsce (podobna sytuacja była z najazdem Sowietów akurat dn. 17.9, co jest [było do niedawna] datą ściśle ezoteryczną, oraz z Katyniem – to za pośrednictwem Niemców do Rosjan docierały pomysły papieskie). I w każdym razie to pewnie jego pomysł, by Warszawa została zburzona – przecież aż się poniekąd prosi taki temat, gdy ma się na myśli rok A.D. 70. Oczywiście zaś nikt inny niż papież by tego nie zauważył, bo nikt nie dysponujący po prostu co najmniej szczegółowym odpisem/omówieniem dokumentu starożytnego (o którym mowa tu pod kreską poziomą na końcu listy, bodajże to jakiś religijny testament Rzymian, chyba tzw. księgi Sybilli) nie dostrzegłby szczególności, a nawet kluczowego charakteru, liczby 96, przez wzgląd na którą wychodzi też liczba 70 (ale to dopiero w 70-lecie powstania, czyli w roku 2014; i faktycznie, przy Rondzie Radosława w Warszawie jest właśnie tablica pamiątkowa z roku 2014, do czego pewnie Polaków nakłonił Franciszek, może po to, by zwrócić uwagę na to, jak żarliwych mają w Watykanie "przyjaciół"). Wracając do tematu, papież tutaj, w świetle skojarzeń, do jakich nakłania tytuł "Tryptyk rzymski", jawi się jako jakiś powstaniec przeciwko Kościołowi w rodzaju Konrada Wallenroda (porównaj: kościół przy pl. Grzybowskim w okolicach "ronda ONZ przy Jana Pawła II", czyli w okolicy idealnej dla mnie nie tylko przez nazwę, ale i przez wygodę i bliskość kilku ważnych instytucji; kościół ten jest mianowicie, ściśle rzecz biorąc, obok ul. Wallenberga, zaś "-rod" oznacza po angielsku jakąś pałeczkę, różdżkę). Wybór kraju, w którym zorganizowano taką poszlakę w osobie głównego metropolity, też nie jest przypadkowy – Rwanda znana jako najbiedniejszy kraj kojarzy się z tymi sławetnymi moimi problemami finansowymi, od dawna pewnie planowanymi, które może symbolizować np. Caritas specjalnie urządzony jako sąsiadujący bezpośrednio ze skwerem Wyszyńskiego. Następcą omawianego tu metropolity rwandyjskiego (Kigali jest jedyną archidiecezją w tym kraju) został, równie nomen omen'owy, niejaki Kambanda – "banda kamerowa".
- [1997] Paweł KUKIZ – w zasadzie mylę tutaj przyczynę ze skutkiem, bo to raczej anglosaskie informatyczne pojęcie "cookies" wzięło się od nazwiska muzyka rozrywkowego Kukiz, a nie odwrotnie. Tym niemniej doszło tu do jakiegoś wytypowania człowieka. Następnie w ileś lat po roku 2000 wszystkie strony internetowe zaczęły ostrzegać przed zapisywaniem się na dysku plików cookies, a to w wyniku decyzji Parlamentu Europejskiego, który koniecznie chciał zagrać przewrażliwionego na punkcie prywatności użytkowników (którą, dla porównania, chronił, gdy sprzeciwiał się numerom seryjnym procesorów Pentium III – a, jak się okazuje, służą one do włamań falowych do tych procesorów).
- [1997] D. KRISTOL – autor standardu technologicznego (tzw. RFC) na powyższy temat, tzn. na temat "cookies", którą to technologię wprowadzono właśnie w 1997 r. Kristol oczywiście można skojarzyć z Christol, niektórzy np. potrafią nieprzychylnie mówić o katolikach, że to są "katole", stąd też "christol" budzi często jednoznaczne skojarzenia religijne, zwłaszcza w kontekście takiej grupy przestępczej. Ww. osoba pracuje (pracowała) w Bell Laboratories (to ta firma, która powstała po opatentowaniu telefonu przez Bella, też swoją drogą człowieka grupy watykańskiej...) i napisała "RFC 2109" – dokument definiujący technologię cookies. Później, gdy hobbystycznie współpracowałem z programistami – starymi wyjadaczami od innej znanej i ustandaryzowanej technologii internetowej, a mianowicie IRC, był tam taki jeden Lee H., który wszędzie podrzucał słowo "biscuits" – ciasteczka. Nie wiem, czemu, po prostu je lubił, np. lubił tak odpowiadać albo epatować tym, czym to on niby się zajmuje lub co może się zdarzyć itp. (różne takie historie z ciasteczkami) – chodzi tu o moją współpracę z ekipą koderów (programistów) projektu "ircd-hybrid" w latach 2004-2006, ci ludzie to zarazem administratorzy dużej niegdyś i nawet dziś jeszcze dużej globalnej sieci internetowych rozmów tekstowych na żywo zwanej "EFnet".
- [1997] KOFI ATTA ANNAN – sekretarz generalny ONZ od 1997 r., pochodzący z afrykańskiego państwa – Ghany. Pewnie szukano kogoś o tak dobrym pełnym brzmieniu imion i nazwiska od dawna. Jeszcze w styczniu 1992 r., gdy wybierano jego poprzednika Ghaliego, sprawa pedofilii wobec mnie była wyłącznie w planach, natomiast w 1997 r. to już była rzecz dokonana. Zauważmy, jakie przesłanie niesie w sobie imię i nazwisko tej osoby. "Kawy się dzieciom nie podaje" (co najwyżej zbożową Inkę), powtarzała zawsze moja matka, gdy z nią jeszcze mieszkałem. "Pedofil, ateista, Onan"?... O kimże to by mogło być? Kto w ogóle mógłby być prowodyrem tak szkaradnych "wyzwisk"??
- [1997] Larry PAGE – twórca Google'a. Jego nazwisko oznacza "strona". Google to oczywiście globalny gigantyczny indeks i skorowidz stron w Internecie. Haczyk tkwi w tym, że wiele haseł, jakkolwiek bardzo ważnych, prawie w ogóle nie spotyka się z odnośnikami z innych stron. W ogóle zresztą podupada społeczeństwo informacyjne oparte na jakichś geekach, postaciach prowadzących strony internetowe w starym stylu i zamieszczających na nich odnośniki do różnych ważnych miejsc. Właśnie m. in. za sprawą nowoczesnych wyszukiwarek Internet tak już nie działa. Zamiast tego działa w sporej mierze, ale to potajemnie, na zasadzie Katalogu Stron WWW, czyli czegoś takiego, że po wpisaniu hasła (np. "nieruchomości") wyświetlają się określone strony, a dopiero później wyniki wyszukiwania. Nie chodzi tu nawet o reklamę oficjalną, tylko o zasadę generowania rezultatów. Kilka stron na zmianę, podobnie, wyświetla się pod hasłem "ogłoszenia" (w tym gumtree, serwis jakże cenzorski i wspierający TVP). Inny taki przejaw machinacji to to, że po wpisaniu TVP wyświetla się mniej rezultatów niż po wpisaniu TVP Warszawa – kiedyś mój blog bardzo ściśle trafiał w TVP Warszawa i był chyba na 3 stronie wyników pod tym hasłem, jednakże pod hasłem TVP w ogóle go nie było. Były tylko jakieś strony oficjalne tej firmy plus jakieś strony neutralne/pochlebcze. Ręczne redagowanie – co najmniej w pewnych tematach – jest chyba immenentną cechą Google'a, tkwi w tym też odwdzięczanie się grupie, która pomogła go wylansować. Mnóstwo Polaków zapisało się do bandytyzmu związanego z nieruchomościami właśnie za sprawą Google'a – tego, jakie to strony on reklamował pod hasłem "nieruchomości", a jakie niezbyt.
- [1997] Cornelius SIM – powołany w 1997 r. przez Jana Pawła II na biskupa na cały kraj Brunei (wikariat apostolski Brunei). Nazwisko oczywiście kojarzy się z telefonami komórkowymi, które mi na co dzień sporo ludzi wyciąga w związku z dźwiękiem, który słyszą. Wskutek zastosowania kodów w rodzaju *...# karty SIM ulegają zarejestrowaniu u operatora jako odbierające komunikaty podsłuchowe tekstowe i jako przystosowane do odbioru podsłuchu przez nr 112.
- [1998] Piotr KRÓL – personalia mówią same za siebie, w kontekście mojej skromnej osoby, tylko że raczej nie spodziewałbym się takiej przychylności.
- [1998, a już wcześniej awanse] tu wyraźnie także gen. Marek PAPała, zabity i chyba specjalnie po to dobrany Komendant Główny Policji (zmarł w 1998). Dla Amerykanów to słowo, pisane bez polskich liter raczej: Papala, kojarzy się wyraźnie z papieżem, bo "papal" znaczy "papieski" (a wiadomo, że Edward Mazur, choć w Polsce znaleziony jako zabójca, bo rozpoznany przez wdowę po Marku Papale, jest kryty przez wymiar sprawiedliwości USA, który odmawia jego ekstradycji do Polski; po zabójstwie on po prostu wyleciał do USA i odtąd jest bezpieczny). Porównać jeszcze ze świeżą beatyfikacją polskiego pi(j)ara sprzed 300 lat, ojca Pap-czyńskiego wobec baaardzo podejrzanego cudu (ożywienie się dziecka, które podobno w łonie matki na chwilę badania było "martwe")
- [1998] Mateusz MORAWIECKI – początki kariery w polityce (pierwsze akcje opozycyjne) i powiązanej z nią kariery w gospodarce (jak mniemam: dzięki uzyskaniu w 1998 r. posady zastępcy dyrektora departamentu w polskim Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej należącym do administracji rządowej; nie to, żeby nie był on osobą z jakimiś tam kwalifikacjami, ale takich osób na pewno byłoby mnóstwo). Miał też ojca opozycjonistę, imieniem Kornel, co kojarzy się ze znanym bajkopisarzem (proszę to porównać z ojcem Kaczyńskiego, Rajmundem, czy ogólnie "Kaczorem i Donaldem trzęsącymi polską polityką": wszędzie ten wątek drwin z Biblii i tego, że "polska polityka jest pod przemożnym wpływem bajek"). Dobrany prawdopodobnie po odpowiednich inicjałach, takie ma bowiem jeden na rzędu 600-700 ludzi: pasują mianowicie po pierwsze do słowa Mama (MM), a po drugie do Mieczysława Motasa ("sławi miecz i mota!" – cóż za akt oskarżenia... równolegle z jego zabiciem w TVP na ekran wchodziła "Korona królów"), który, jak to się fajnie złożyło, miał mieszkanie w centrum Warszawy w najlepszej możliwej lokalizacji – przy Rondzie ONZ, w dzielnicy pięknych biurowców, skąd jest obok na całodobową pocztę i do Sądu Okręgowego w Warszawie, jak również do metra (zwłaszcza od niedawna). Toteż miejsce w sam raz dla mnie, żeby się wprowadzić, a, jak się okazuje, własnie tutaj jest postać o jakże trafnych personaliach Mieczysław Motas, w dodatku historyk archiwista, co kojarzy się ze słynnym automatem archiwizującym wygląd stron internetowych w róznych dniach: http://web.archive.org. To dodatkowa świetna cecha tej postaci, szukano takiej równolegle do tego przyszłego premiera, o czym piszę w osobnym punkcie, po czym pewnie zadbano, żeby miała w odpowiednim miejscu mieszkanie. Musieli o tym myślec już dawno, dawno temu. Wspomnianego Motasa zamordowano za rządów tego premiera, jako mego sąsiada (na bloku obok wisiał nekrolog, ja mogłem łatwo zidentyfikować, że to zabójstwo), zabito ponoć w szpitalu, podobnie jak mnóstwo innych osób: taki premier już się od dawna szykował. Pewnie postarano się, żeby był gotowy "jakże kompetentny" ateista na to stanowisko: cała gotowa długa ścieżka kariery zapoczątkowana w 1998 r., a nawet wczesniej w PRL-u (może to przez jakieś podpowiedzi od rodziny?... ). Podkreślam tu też to kontynuowanie, dalsze ciągnięcie się sprawy przetrzymywania mej matki w szpitalu psychiatrycznym, bo podobne znaczenie jest też ukryte w personaliach wcześniejszego premiera: Ewy Kopacz.
- [1998] Mieczysław MOTAS – zapewne już wtedy planowali, że go zabiją. "Sławi miecz i mota" zawiera się w jego personaliach (Mieczy-sław Motas). Zmarł podobno w szpitalu. Historyk archiwista. Szczegóły o morderstwie można znaleźć na blogu i na liście zabójstw grupy.
- [1999] Agnieszka PIOTROWSKA: dziewczyna z gimnazjum, która mnie chyba śledziła i robiono z niej m. in. w myślach mego wroga, a została chyba zabita na drodze (chyba przez Policję). Na podobnej zasadzie w liceum podrzucono mi (chyba) do klasy Jarosława Kaczyńskiego, a w gimnazjum i liceum – G. Wesołowskiego
- [1999] GAREGIN II: Katolikos Wszystkich Ormian (przywódca religijny tamtejszego Kościoła), nazwisko dobrane pod postać Gagarina (który będąc na orbicie pozaziemskiej krzyknął "Boga niet"), w rocznicę zamordowania Papały (25 czerwca 2016), czyli zarazem na 3 miesiące przed mymi urodzinami, u boku papieża z uśmiechem "wzywał chrześcijan do współpracy": https://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4494,katolikos-garegin-ii-wzywa-chrzescijan-do-wspolpracy.html – co pasuje na wątek ekumenizmu niewiary, tym bardziej, że pada data kojarząca się z ateizmem papieskim (papal-a, po angielsku: papieski-a) oraz z moją skromną osobą, co też byłoby w tym kontekście trafne, jako że obserwuję te dobory po nazwisku.
- [2000] początki kariery przyszłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa ZIOBRO ("dobro" się liczy, tylko że to Z na początku, sanctus Januarius jak u Nietzschego czy Jana Pawła II...)
- [2000] Rafał TRZASKOWSKI – personalia nawiązują do postaci mego znajomego z Internetu już od późnego 2000 r. czy wczesnego 2001 r. Trzaskowski już w roku 2000 był doradcą Jacka Saryusz-Wolskiego (polityka, sekretarza w rządowym Komitecie Integracji Europejskiej, następnie europosła). Prawdopodobnie znowuż z racji nazwiska oraz doświadczeń w "pracy z grupą" został wystawiony przez jakiś tam Komitet Obywatelski na prezydenta Warszawy – oczywiście warszawiacy chętnie skorzystali z opcji "kandydat bezpartyjny", skoro tylko udało się ją dobrze rozreklamować na bilbordach (pewnie za sprawą funduszy od przedsiębiorców i innych takich kapitalistów). W zasadzie zresztą ten cały "Komitet Obywatelski" to jest przemalowana Platforma Obywatelska (tak, podobno PO+Nowoczesna).
- [2000] CARVER Mead, amerykański profesor fizyki, autor jakiejś teorii kolektywnej elektrodynamiki (która opiera się na czysto falowym opisie świata, a więc – choć autor może sobie z tego nie zdaje sprawy – ma potencjał, by w ogóle wręcz dowieść ontologicznego determinizmu w sposób, o którym tu wspominałem, czyli na zasadzie dowolnie małego znaczenia fluktuacji wielkości fizycznych, gdy nie idzie za nimi w parze moc zbioru continuum odrębnych "losowań"), aczkolwiek nie jestem pewny, czy on tak naprawdę zrywa z koncepcją (modelem) cząstki punktowej, czy wciąż z nią utrzymuje bardzo dobre stosunki – z tego, co pamiętam, bo kiedyś spojrzałem zupełnie pobieżnie na jego postać i dorobek w Internecie, to on jest takim głosicielem nowej fizyki, że kojarzy się to ze znaną maksymą "co nie zabije, to wzmocni" (tak pisać, żeby nie zabić wroga) – nie wiem dokładnie, na ile to jego podejście jest istotnym kamieniem węgielnym (nie pamiętam, ale chyba on też wyznaje indeterminizm, trzeba by sprawdzić), gdyż ja jego książek nie czytałem, można natomiast znaleźć o nim wzmiankę na https://en.wikipedia.org/wiki/Wave%E2%80%93particle_duality. Imię CARVER kojarzy się z CURVER, co Polakom brzmi "swojsko" i kojarzy się też ze słowami prostytutka oraz Kurski. Dziwny traf, prawda? Tak na marginesie osobom zainteresowanym kwestią relacji fizycznego indeterminizmu do matematyki chciałbym podsunąć do rozważenia i uświadomienia sobie kolejny argument, którym jest to, że z definicji funkcji ciągłej jest ona deterministyczna, czyli ma własność lim {przy x->x0} f(x) = f(x0) [tj. na każdym punkcie swego przedziału ciągłości jest zdeterminowana tym, co dookoła, czyli tzw. sąsiedztwem; jako całość jest więc zdeterminowana co do swego przebiegu jakimś opisującym go wzorem]. Oznacza to, że każde realistyczne wyobrażanie sobie jakiegoś toru cząstki, jak np. w fizyce Feynmana (jeden z obrazów mechaniki kwantowej: metoda sumy po historiach), co także znajduje odzwierciedlenie w diagramach Feynmana, prowadzi oczywiście mocą samej matematyki do determinizmu (tj. przynajmniej na tych przedziałach ciągłości toru, czyli "prawie zawsze", jak to się mówi w matematycznym żargonie; a zatem definiować taką funkcję można tylko przedziałami, poprzez określenie jakiegoś matematycznego ładnego wzoru czy też formuły, którą ona na tym przedziale spełnia), toteż trzeba by w ogóle abstrahować od takich nawet przyjętych już w nauce opisów, by zupełnie zerwać z determinizmem i być ortodoksyjnym wyznawcą interpretacji kopenhaskiej (jak podobno mniejszość fizyków). Wzmiankę o tym można znaleźć na https://en.wikipedia.org/wiki/Hidden-variable_theory. Jest to pewnie jedna z racji stojących za tym, że podobno tylko rzędu jedna trzecia fizyków amerykańskich identyfikuje się z interpretacją kopenhaską mechaniki kwantowej, były takie badania, już nie pamiętam, gdzie to znalazłem, bo nie zajmuje się za bardzo tym tematem i nie jest on dla mnie taki ważny. Przy tym problem kolapsu jest do dziś raczej nierozstrzygnięty, opiera się na dualizmie "makroświat-mikroświat", który jest daleki od oczywistości i wydaje się sztuczny, w szczególności nie jest przecież tak, że kolaps funkcji falowej jest w interpretacji kopenhaskiej podyktowany obserwacją rozumianą jako coś, co dociera do "świadomości" obserwatora. Interpretacja ta nie opiera się o koncepcję "Świadomości Ludzkiej" ani o binarne teorie "świadomy-nieświadomy", natomiast opiera się o nie (odróżniana od niej i wyróżniana jako osobna; i w sumie bardzo rzadko ktoś się do niej przyznaje) tzw. interpretacja von Neumanna (dziwnym trafem postać ta jednocześnie przywodzi na myśl interwencje papiestwa w informatyce; daje tu do myślenia też wspomniany przeze mnie fakt, że sam Bell, użyty jako symbol "ostatecznego obalenia determinizmu", czyli tzw. nierówności Bella, sam nie wierzył w indeterminizm). Koncepcję obserwacji, jaka występuje w interpretacji kopenhaskiej, trzeba więc wiązać z jakąś relacją i interakcją z makroświatem (a nie z tym, że człowiek to widzi na własne oczy; przecież wystarczy, że urządzenie mu to zarejestruje, reszta to matematyczne modele niepewności z tym związanej, ale chcemy tu wniknąć w jakiś obiektywny model ontologiczny, bo to jest istotą wszelkich interpretacji), zaś kolaps obiektywnie rzecz biorąc musiałby następować po pierwsze zawsze przy takiej "makroskopowej obserwacji", jak np. jakaś dokonywana przyrządami, po drugie jeszcze co jakiś "czas" (tzn. w przeliczalnej ilości w czasoprzestrzeni; moc continuum przy losowaniach chyba to wszystko "rozwala"), stochastycznie, na zasadzie nieciągłych co rusz zdarzających się przejść/"tranzycji" i sam z siebie, o ile właśnie przyjmuje się będący esencją tej interpretacji ontologiczny indeterminizm. Sama bowiem teoria, że trudno wniknąć w obiektywną rzeczywistość czy wręcz się nie da (jest na to odpowiednie pojęcie, na taki efekt zaburzania się obserwowanego układu przez fakt obserwacji, ono jest zresztą starsze chyba od mechaniki kwantowej), a obserwowane prawdopodobieństwa, ilości, częstości odpowiadają amplitudom funkcji falowej (czy fali de Broglie'a, fali materii), jest wspólna dla wszystkich fizyków i tego nikt nie próbuje podważać.
- [2001] Paweł SMOLEŃSKI – dziennikarz, który opublikował w Gazecie Wyborczej w przeddzień zamachów na World Trade Center (tutaj można poczytać o specyficznych zapowiedziach tego zamachu w prasie...) artykuł o przyszłości (czy planach) Donalda Tuska i jego roli w polityce itp., w każdym razie o Tusku. Odsyłam do podstrony bloga o zapowiedziach WTC.
- [2001] Cezary GRABARCZYK – pasuje do Kopacz i kojarzy się z grabarstwem. Wiceprzewodniczący klubu Platforma Obywatelska.
- [2001] Teresa PIOTROWSKA – posłanka PO od 2001 r., tymczasem już od 2000 r. kręcono film "Cześć, Tereska". Następnie w przeddzień i chyba też w dniu mordowania mej byłej już wtedy koleżanki z gimnazjum (byłem wtedy już w liceum), na zasadzie wypadku samochodowego, w prasie katolickiej był temat św. Teresy, relikwii małej Tereski itp., można o tym poczytać na podstronie bloga o Janie Pawle II.
- [2002] Dariusz Bąk – pracownik firmy ASTAT, który w niej sprzedaje siatki do izolowania obszarów od fal elektromagnetycznych (to z nim kontaktuje się klient chcący nabyć coś takiego). Personalia takie, jak posła PiS, solidarnościowca od lat 80-tych i samorządowca już od 1990 r. Nie jestem pewny, od kiedy jest tam zatrudniony, zapewne nie od wczoraj (pracował tam już chyba w 2012 czy 2013 r.), zaś firma powstała w 2002 r., stąd też spodziewam się, że wkrótce po jej powstaniu i powstaniu takiego działu pracował tam, tj. od roku 2002-2004. Wcześnie pewnie się przyczepiło jakieś ABW, zainteresowane zabezpieczaniem miejsc pracy z komputerami, i podsunęło tę postać (albo to już wtedy(?) przez skarbówkę).
- [2002] Agnieszka KOŁACZ-Leszczyńska – nazwisko jak nazwisko mego dawnego znajomego z IRC (Kołacz), a więc z systemu komunikacji poniekąd kojarzącego się ze słynnym ICQ. Karierę zaczęła w 2002 r. w samorządzie (radna w Wałbrzychu) – wtedy akurat aktualny był mój kontakt z ww. osobą.
- [2003] Patryk JAKI – początki kariery w PiS datują się na rok 2003, natomiast miał ojca polityka (Ireneusza Jakiego) i chociaż urodził się rok przed moimi narodzinami, to ze względu na to, że ja byłem już w planach, mógł nawet z myślą o mnie dostać imię Patryk. W każdym razie jego personalia brzmią jak "Piotrek JAKI???" – kojarzą się więc z kontrowersjami wokół mej skromnej osoby: no jaki ten Piotrek? Dobry czy zły? Przestępca czy normalny obywatel? Ponadto był wiceministrem sprawiedliwości po tym, jak zamordowano Zbrojewską (odtąd mniej więcej też kobiety z gołymi stopami czy odkrytymi kostkami chodzą, bez tej całej "zbroi"), tj. przejął wtedy jej funkcję, a obecnie chcą z niego zrobić prezydenta Warszawy. Akurat ta postać (wśród przecież tysięcy innych potencjalnych chętnych) na sztandarach wyborczych – a to w sytuacji, gdy media zupełnie przemilczają moje problemy – to zupełna kpina ze sprawiedliwości w świetle zmasowanego ataku prokuratury na moją osobę. "Ludzie głosują na Patryka Jakiego, a nawet wygrywa Patryk Jaki, to ma poparcie!"... Oczywiście nie ma, ale to jak publiczne dawanie mi po twarzy, takie w tym jest nasycenie butą i arogancją; tą pewnością siebie, że nikt tu nie zarzuci nam skandalu.
- [2003] SLD-owska afera w Starachowicach – pasuje do Starej Miłosnej, a to na tym cmentarzu pochowano Agnieszkę Piotrowską (świeżo zabitą(?) w 2003 r. latem w poślizgu). Afera poprzedziła tę śmierć, opisaną przeze mnie na dowodach w tekście o Janie Pawle II. Trzeba przyznać: zamiast miłości bliźniego Agnieszka okazała pełne krycie tematu podsłuchu wobec mnie, "chowanie" go pod dywan. Może nawet mieszkała na co dzień w tej Starej Miłosnej, choć chodziła do gimnazjum na Bemowie.
- [2003] Mark ZUCKERBERG, twórca Facebooka. Nazwisko oznacza po niemiecku czy też niemieckawu "góra cukru" (i jest podobne do Königsberg, czyli Królewca – dosł. "miasta króla", z którego pochodził Kant wytypowany do roli obrońcy religii), jednakże przenośnie świetnie to pasuje do "kupy kasy" (sterty jakiejś, stosu pieniędzy), bo to taka słodka sprawa, że aż oblizywać się można na myśl o niej. Inicjały MZ są takie, jak pierwsze znaki plików wykonywalnych obsługiwanych przez systemy operacyjne Microsoftu (plik z rozszerzeniem EXE, czyli plik programu, już od czasów MS-DOS zaczyna się od liter MZ, te zaś podobno znowuż pochodzą od inicjałów jakiegoś... dziwnym trafem... POLAKA, a mianowicie Marka Żbikowskiego: ta kropka nad Ż kojarzy się z królem jeszcze wyżej postawionym od tego króla oprogramowania, który jednakże nie jest znany, mało kto przecież słyszał o literze Ż i o tym, że ona tutaj miałaby w nazwisku zastosowanie). Co jeszcze wskazuje na polskie (a nawet papieskie) korzenie tego sukcesu? Pierwotna nazwa Facebooka: "FaceMash". Czytałoby się tę końcówkę oczywiście (jeśli ktoś ma taką wymowę, a to różnie bywa) "masz", jak np. w słowie Mish-Mash. "Face Mash" – "ale masz gębę!" pasuje niewątpliwie do źródeł sukcesu: "ty to chłopie masz nazwisko! będziesz miliarderem".
- [2005] Izabela STYCZYŃSKA w zarządzie Fundacji CASE – miesiąc styczeń kojarzy się z jakimś początkiem i w szczególności ze świętym (z Rzymu załatwionym) początkiem, p. fragment "O sanctus Januarius!" u Nietzschego (parafrazowany też przez Jana Pawła II podczas ostatniej pielgrzymki do Polski). Tymczasem przecież to fundacja CASE, stworzona przez Leszka Balcerowicza, była bodajże pierwszym miejscem zatrudnienia Ryszarda Petru. Być może to żona albo inna bliska rodzina pewnego policjanta warszawskiego – też wykorzystano go po nazwisku, o tym tutaj na liście jest przy roku 2016.
- [2005] Rafał GRUPIŃSKI – nazwisko kojarzy się ze sformułowaniem "grupa przestępcza". Urodził się dzień po moich urodzinach, a pierwszy raz zasiadł w tym Sejmie, który wybrano w moje urodziny (2005 r.).
- [2005] Joachim BRUDZIŃSKI – wieloletni poseł PiS. W 2015 r. został Ministrem Spraw Wewnętrznych i Administracji, po czym Policja pomówiła mnie o znieważenie funkcjonariusza (30.05.2018 r.). Od "brudzenia" człowiek. W przeddzień tego pomówienia ogłaszano w GW, że oficjalnie otwierał gdzieś w Polsce nową "najnowocześniejszą" komendę Policji (a może on to zrobił w przeddzień, a artykuł był w numerze z dnia zatrzymania i napisany w przeddzień? nie pamiętam...).
- [2005] Piotr GLIŃSKI – kolejny poseł, a nawet ważna figura w rządzie, kojarzący się z tym, że wszędzie na każdym niemal kroku kręcą się dookoła mnie codziennie policjanci (niedawno np. dodano ich także w Metrze Świętokrzyska), jeżdżą za mną wozy policyjne itd.
- [2005] Jarosław GOWIN – senator, a następnie poseł o nazwisku oznaczającym po angielsku (go, win!) "idź i wygraj!". Taka może rada dla mnie. Krytykował i reformował sądownictwo, m. in. za zbyt małą pracowitość sędziów.
- [2005] Paweł SZAŁAMACHA – polityk już od 2005 r. (wiceminister skarbu państwa), od 2015 r. w rządzie Beaty Szydło jako minister finansów. Nazwisko mówi: "szał, a macha!". "Taki z niego wariat, a sobie radzi!". Kojarzy się to ze szczególnym cynizmem w korumpowaniu biegłych, ponieważ raz się ich korumpuje tak, że opowiadają, jaki to totalnie jestem niepoczytalny i nadający się do zamknięcia w zakładzie zamkniętym (to np. teoria z 2016 r.), a innym razem, stosownie do potrzeby, można korumpować sędziów tak, by nie dostrzegali we mnie jakiegoś większego problemu, bo dobrze radzę sobie z pisaniem pism do sądów i rozsądnie argumentuję za swoimi tezami. To "machanie", czyli jakieś kozaczenie, może się też kojarzyć z robieniem pieniędzy czy np. tym, że mam (już od początku tego rządu) spółkę nadającą się na jeden z czołowych polskich portalów internetowych.
- [2005] ks. Sławomir ODER, kojarzący się z krajem znad Odry, czyli Niemcami – i dlatego niemieckim papieżem Benedyktem XVI. Rzekomy "inicjator" sprawy (postulator) w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II.
- [2005] minister zdrowia 2005-2007 Zbigniew RELIGA, znany ateista, udzielał wywiadów mediom w stylu "przeciwnie, z wiekiem staję się ateistą coraz bardziej"
- [2005] wiceminister gospodarki 2005-2007 PIOTR Naimski (Piotr N...ski), od 2011 r. poseł, obecnie (2016) sekretarz stanu w Kancelarii Premiera.
- [2005] Sadiq KHAN – polityk, burmistrz (prezydent) Londynu od 2016 r., personalia kojarzą się z "sadysta-chan", czyli z jakimś watażką w stylu azjatycko-afrykańskim. Istotnie, byłem w Londynie i gra tam przy mnie wszędzie "telewizja", tzn. jej tortura.
- [2005/2006] wmieszanie w aferę i zabicie posłanki BLiDy (porównać z moim przezwiskiem 'blejd', co pisze się Blade, z gimnazjum), 2006-2007. W połączeniu z imieniem Barbara powstaje coś w rodzaju inicjałów z liter BBL, a to oznacza (znany skrótowiec w żargonie rozmówek internetowych) "be back later" -- "wrócę później" ("jeszcze się spotkamy")
- [2006, w rocznicę powstania warszawskiego] początki kariery Andrzeja DUDA w Ministerstwie Sprawiedliwości, następnie w Kancelarii Prezydenta i komisjach sejmowych. Później został kandydatem PiS na prezydenta i prezydentem Polski. Jest to dobór po nazwisku, na zasadzie "człowiek-orkiestra", "muzyk" (jak np. 'Donald Trąbka', czyli Tusk/Trump, czy otwarcie np. Paweł Kukiz). Słowo "duda" z małej litery oznacza taki jeden mało znany instrument muzyczny
- [2006] Janusz SEJMEJ (dziennikarz) jako dyrektor TVP3 (tzn. telewizji regionalnej, w tym TVP Warszawa). W Sądzie Najwyższym był już wtedy od lat sędzia Roman Sądej. Później ów Janusz Sejmej pracował jeszcze nad projektem kanału tematycznego "TVP Parlament".
- [2006] Jarosław KRAJEWSKI – poseł PiS, nazwisko mego wierzyciela, tzn. ja jestem (byłem) jego jakoby dłużnikiem (ale dopiero w 2014! dom od niego wynająłem dopiero w 2012! oczywiście podstawiano mi tę ofertę: była bardzo tania, a dookoła same drogie a przy tym ludzie niechętni, by dom akurat mnie wynająć). W dodatku poseł z Warszawy. Karierę zaczynał w samorządzie warszawskim. Personalia ponadto pasują do innego słynnego Jarosława K***skiego, mianowicie – oczywiście – do Jarosława Kaczyńskiego.
- [2006] Wiesław KRAJEWSKI – kolejny taki poseł PiS, jak np. Jarosław Krajewski (PiS) czy Ligia Krajewska (PO), tj. ludzie z nazwiskiem mego wierzyciela, beneficjenta w mojej opinii złodziejskiego i złodziejsko wyegzekwowanego nakazu zapłaty. Karierę zaczynał w samorządzie, jak i ww. poseł Jarosław Krajewski, wspólnie z nim będący w tym samym Sejmie z 2015 r.
- [2006] Marcin HOFMAN – radny dzielnicy Warszawa-Wola. Tymczasem już tutaj wyżej, blisko początku, był inny Hoffmann – ten od Nietzschego, "reprezentant papieża", który Nietzschemu napisał recenzję (i to nawet pochlebną). Z zawodu lekarz i, jak się podaje, "menedżer służby zdrowia", co pasuje do starodawnego ośrodka aferalstwa grupy watykańskiej – już od wczesnego XX w. (np. Wacław Niżyński już w latach 191x był w szpitalach mylnie brany za wariata, Nietzsche w roku 1889, cuda bodajże fałszowano w szpitalach również już we wczesnych latach II RP, siostrę Faustynę Kowalską zabito w 1938 r., Mościcki organizował zakulisową obsługę przerywanych ciąż mych przodków w szpitalach – czy raczej słyszał o niej, krył proceder – też już w latach 30-tych, patrz data jego rozporządzenia w kalendarium z 25. września...). Zabójstwa, przekręty w szpitalach, a także stosowanie nielegalnego elektronicznego podsłuchu oraz przekazu podprogowego na zasadzie podobnej do telefonu, to najstarszy obszar kryminalnej działalności tej grupy – i dziwnym trafem doskonale trafia w to, kojarząca się ze starymi nietzscheańskimi czasami, postać Hofmana, gdyż radny ten nie tylko ma takie samo nazwisko, jak już wcześniej, ale też jest menedżerem służby zdrowia. "Z ramienia papieża – człowieka nadziei" (niem. Hoffmann).
- [2007] Sławomir NEUMANN – poseł na Sejm, prawdopodobnie został aż tak wylansowany ze względu na trafne nazwisko. Na zasadzie skojarzeń (z grupą i z określonymi kwestiami z nią się wiążacymi) pasuje zarówno do faktu istnienia interwencji papiestwa w informatyce, jak i w fizyce (a to ze względu na pewne kurioza związane z interpretacją kopenhaską mechaniki kwantowej, m. in. słynny problem tzw. kolapsu [albo inaczej: przepaści między mikroświatem a makroświatem], i kuriozalne metody wybrnięcia z tych problemów, jak np. interpretacja von Neumanna – "to »świadomość« powoduje kolaps"). Obecnie to jest chyba nawet szef klubu PO. Być może razem z PiS-em pewnie będzie załatwiać poparcie dla bezzasadnego likwidowania hasła "Dylemat determinizmu" w Wikipedii.
- [2007] Christopher HITCHENS jako postać atakująca religię, choć w taki sposób, że katolików od niej nie odciąga (przedstawiciel tzw. "nowego ateizmu") – pasuje do Christiana Huygensa, naukowca z XVII w., jednego z pierwszych czy nawet pierwszego, który doświadczalnie zbadał odległości ciał niebieskich od Ziemi (w jednostce "obwód Ziemi", tj. np. "31000 obwodów Ziemi"), czego dokonał metodą zmierzenia i przeliczenia paralaksy. Uzyskał bardzo precyzyjne rezultaty, różniące się od dzisiaj znanych o np. 1% (np. odległość Ziemi od Słońca). Jest to o tyle istotne, że zaczynało się wtedy wyjawiać, że Boga nie ma lub jest bardzo daleko (aż gdzieś za ostatnią planetą), choć oczywiście na tych wnioskach on się skupiał, bo by go zabito, zresztą przecież to nie było takie oczywiste, Bóg mógłby być daleko i poruszać się bardzo szybko itd. (Huygens nie przeprowadził ataku na religię opartego o filologię biblijną).
- [2007] Ewa KOPACZ, minister zdrowia a później premier ("prosty" sposób na odłączenie dźwięku w nieruchomości, której jest się właścicielem – nie ujawnia telefonów – kopać w ziemi aż do kabla). Kojarzy się też z tym, kto kopie grób, a przecież jako Minister Zdrowia mogła się zetknąć z protestami przedstawicieli służby zdrowia przeciwko temu, że ma być mordowana moja rodzina (co miało miejsce w latach 2011-2013). Trzeba było, być może, zająć w tej sprawie jakieś stanowisko (np. lekceważące). Ponadto mogła (najpierw jako minister zdrowia, potem jeszcze premier) aprobować i przygotowywać zamordowanie mej mamy i co najmniej przetrzymywanie jej w szpitalu psychiatrycznym (od stycznia 2014 r.), moja mama ma na imię Ewa. Jej spodziewana "praca grabarza" kojarzy się też z postacią Cezarego Grabarczyka, ważnego posła PO, wiceprzewodniczącego klubu PO. Ponadto, co jest może najpierwszą genezą sukcesu tej postaci, od ok. 2000-2001 r. miałem znajomego o bardzo podobnym nazwisku i on miał podobno pewien incydent, w którym mógł premier uczestniczyć i który zarazem kojarzy się z wspomnianą kwestią imienia matki.
- [2007] Anna WASILEWSKA – miałem w gimnazjum koleżankę A. Wasilewska (Agnieszkę).
- [2007] Bożena SZYDŁOWSKA – posłanka PO od 2007 r., wysoko lokowana na liście wyborczej chyba w reakcji na już wcześniej będącą w Sejmie posłankę Beatę Szydło z Oświęcima (której syn w dodatku niedawno został księdzem, stąd tym lepiej pasuje imię "Bożena").
- [2007] Stanisław PAP-CZYŃSKI – beatyfikowany zakonnik, niewątpliwie w związku z tym - podobno pośmiertny cudotwórca, nazwisko pasuje do skrótu "papieski czyn". W PAP-ie oczywiście o fałszerstwach przy beatyfikacji się nie powie.
- [2007] Wojciech SOBIERAJ – pierwszy prezes Alior Banku i jego "współtwórca" (choć to w ogóle nie za jego kapitał było tworzone, tylko za kapitał... włoski, czyli pobliski papieżowi). Nazwisko jego brzmi jak "sobiraj" (ros. Собирай!), co oznacza (wg translate.google.pl) w bezokoliczniku "zdjąć, oderwać zabierając", a zatem tłumaczenie tego trybu rozkazującego "sobiraj" na polski jako "zabieraj!" albo "wyrywaj!" nie wydaje się wykraczać poza dopuszczalną swobodę tłumacza (tym bardziej, że Polakom tak to właśnie brzmi: "zabieraj", czyli niemalże "odbieraj", "kradnij" - tutaj zaś w kontekście skandalu pasuje to na polecenie od samego prezesa). Tymczasem, jak się okazuje, bardzo prawdopodobne, że to tak zrobiono – przy okazji tworzenia banku, zapewne wskutek nacisków grupy skarbowej (po prostu administracji rządowej: urzędów skarbowych, chodzi o nacisk podatkowy, czyli typowo nawet o groźbę postępowania karnego) – przez przyszłą skrajnie nietypową sytuację, na jaką natrafiłem w 2012 r. (wśród wielu innych kradzieży na skalę międzynarodową, w różnych krajach, w tym rozbojów: kradziono mi telefony, laptopy, plecak itd., a od końca 2012 r. trwała też gigantyczna spekulacja giełdowa przeciwko mym inwestycjom przez następne 2,5 roku, w której zapewne uczestniczyło mnóstwo najbogatszych inwestorów i spółek), polegającą na tym, że z konta w zasadzie skradzione mi zostało przez system komputerowy banku wiele tysięcy złotych (w walucie bodajże euro). Po iluś miesiącach wniosłem nawet skutecznie reklamację na ten temat, którą mi bank zgodził się uwzględnić: obciążenia na koncie cofnięto. Mam to utrwalone w dowodach na serwerze. Chodziło o obciążenia z tytułu rzekomo rozliczonych transakcji płatniczych (gdybym tego nie zareklamował, zostałoby tak pewnie na zawsze), przy czy dziwnym trafem gdy taka transakcja za granicą (a nawet na innym kontynencie) dokonywana była na kwotę powyżej jakiejś małej granicznej (100 EUR? 200 EUR?), na terminalu płatniczym pojawiała się inkasentom odmowa. Ale bank transakcję księgował jako rozliczoną (ciekawe, na czyją rzecz! ci, którzy mieli te pieniądze następnie dostać, jakoś nie chcieli nawet odpisywać na moje maile - np. Copa Airlines je lekceważyła). Sam nawet widziałem, że pokazuje się odmowa, ale równocześnie – jak gdyby więc na żywo i wskutek specjalnego (dla mnie chyba tylko zarezerwowanego) toru funkcjonowania stosowanego przez bank programu komputerowego – w banku pojawiała się blokada na karcie, a następnie trwały wydatek. Było tak u różnych sprzedawców stacjonarnych. Ciekawe więc, na czyje konto księgowały się ode mnie zabrane pieniądze? Na konto złodzieja polskiego? Przecież bank zagraniczny (chodziło tu głównie o mój pobyt w Meksyku) również na żywo, na bieżące dostaje wskutek pracy terminala informację o transakcji i jej rezultacie, który wyświetlał się przecież jako odmowa autoryzacji. A zatem bank meksykański (lub inna instytucja kartowa) też chyba od tego czasu żadnych pieniędzy jako należnych nie widział: po prostu przepadły z konta mojej spółki na konto być może właśnie złodzieja polskiego. W ten sposób np. kilka razy straciłem pieniądze próbując kupić laptop (rzędu 500-600 euro) w meksykańskim Office Depot, podobnie też straciłem pieniądze (rzędu 730 euro) na lot do Panamy; na szczęście później mi to zwrócono, ale powtórzę, że na tyle późno, iż nie mieściło się to w żadnym normalnym "czasie blokady" (a poza tym nie było to żadne "zdjęcie blokady" połączone z jej usunięciem z historii rachunku i przekalkulowaniem sald, tylko normalne uznanie in plus; np. jeden z problemów powstał w wigilię 2011 r., a zlikwidowano go 16 lutego 2012 r.). Ponadto bank też w tym samym czasie zaczął udawać (w niemal krytycznej mojej sytuacji na kontynencie amerykańskim, gdy odcięty byłem od pieniędzy), że nie słyszy mnie przez telefon za granicą (choć dzwoniłem z budki telefonicznej, a automat mnie słyszał zawsze idealnie, tj. reagował na wciskane cyfry), a jednocześnie sukcesywnie blokował też (już po tych kilku złodziejstwach) - w ramach zatruwania mi życia za granicą - moje kolejne karty "z uwagi na ryzyko i podejrzane transakcje". A zatem karty były blokowane, a odblokować ich nie miałem jak. Prowadziło to niemal do głodowania. Kwestie te są omówione na http://old.bandycituska.com/index/KRADZIEZE/3a-bank.html, dowody są na http://old.bandycituska.com/index/KRADZIEZE/ALIOR-DOWODY/, zaś na http://old.bandycituska.com/index/KRADZIEZE/ (i jeszcze do tego dołączył Sąd Najwyższy w swojej dziedzinie: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=11&t=3340) można poczytać o wielkiej ogólnej nagonce na mnie polegającej na tym, by ciągle mnie okradać, a trwającej od 2011 r. Tymczasem zaś skupmy się na tym, jak to w związku z tym być może było z powstaniem Alioru i co jeszcze taką genezę tej firmy potwierdza (bo dowody na temat wyżej omówionej sytuacji są mocne, a pracownicy na filmach widać, że masowo zostali jakoś wtajemniczeni w to, że jest problem, i nauczeni, by zachowywać się jak winni). W porównaniu z innymi bankami, które pozbawiały mnie co najwyżej małych kwot (i to też niektóre tylko), Alior Bank skompromitował się na wielką kwotę, nie sposób przypisać tu komu innemu ten jakoby "błąd" niż jego systemowi transakcyjnemu (specjalnie informatycy się postarali?...), zaś poszlaki wskazują, że o to od początku chodziło. "Kradnij Niżyńskiemu!" Po pierwsze z czasów rządów Tuska, gdy ten bank powstawał (choć zaczynał powstawać już pod sam koniec rządów PiS-u w 2007), słynne były pewne nagłaśniane przez mass media tzw. "afery" (w rzeczywistości błahostki), w tym w szczególności Afera Hazardowa oraz Afera Podsłuchowa. Jak widać, ich nazwy ukute przez media brzmią bardzo podobnie, wg jednego schematu, w obu przypadkach mówiło się wręcz o tym, czy rząd nie powinien upaść (na pewno zaś jacyś ministrowie mogli iść do odstawki), a tymczasem łączy je jeszcze jedna sprawa: w aferze podsłuchowej, kojarzącej się też ze mną (bo "podsłuchy w restauracjach", a przecież mnóstwo studentów właśnie w restauracji pracowało na studiach), Tusk wskazywał na wątek rosyjski (co pasuje do słowa "SOBIRAJ!"), podczas gdy w aferze hazardowej głównym bohaterem był, co już bardzo bardzo dziwnie trafne, niejaki... SOBIESIAK. Kolega ministra. Nazwisko, dziwnym trafem, bardzo podobne do Sobiraj. "Hazard" kojarzy się przy tym jeszcze z ryzykiem bankowym, nieudzielaniem kredytów, czyli ogólnie z tzw. "społeczną odpowiedzialnością biznesu", w tym także etyką w biznesie i odpowiedzialnością za trwanie lub niszczenie demokracji. Gdy spojrzymy dokładniej, wyjdzie na jaw jeszcze więcej szczegółów. Aniołek z logo Alior Banku (można kliknąć i zobaczyć) jest bardzo podobny do postaci kobiety-aniołka z logo języka programowania Borland Delphi (też tak samo jest młoda kobieta, też są kręcone włosy, też postać przypomina jakąś rzeźbę z uwagi na nieco nienaturalny kształt tych włosów, no i kolorystyka jest identyczna: żółta cała głowa z czerwonymi akcentami w tle, już na drugim planie), a tymczasem ów pakiet dla programistów "Borland Delphi" był to, gdy byłem dzieckiem i młodzieńcem, mój ulubiony język programowania (specjalnie kupiony w sklepie w wersji pudełkowej). Wcześniej zaś programowałem m. in. w Borland Pascalu: i do jego kolorystyki, mianowicie niebieskiego tła i częściowo białych, częściowo żółtych liter (patrz screeny znane w Google), nawiązuje z kolei obecna podstrona www.aliorbank.pl na temat kredytów (zachowana też przez web.archive.org): patrz jej dolna część z wyszczególnieniem "kroków, jakie należy podjąć" (zupełnie jak przy programowaniu komputera!). Można tu dodać, że w czasie, gdy byłem praktycznie rzecz biorąc okradany, ów Sobieraj istotnie był wciąż prezesem Alior Banku. Warto tu nadmienić, że data rozpoczęcia działalności operacyjnej przez ten bank z inwestorem włoskim (papieżem?...) to, dziwnym trafem, 17 listopada (roku 2008), co odpowiada dacie ustawy Kodeks postępowania cywilnego uchwalonej w 25-lecie (+2 miesiące) najazdu Sowietów na Polskę w czasie II wojny światowej (17 września 1939 + 25 lat + 2 miesiące = 17 listopada 1964 = data Kodeksu postępowania cywilnego). A zatem bank dziwnie skupiony na procesach sądowych - i to w czasach, gdy banki wydawały bez żadnych procesów sądowych własne (bankowe) tytuły egzekucyjne, które pozostawało już tylko wysłać komornikowi, by spowodować egzekwowanie roszczenia. Trudno więc uznawać za coś normalnego dla banków, w tamtych czasach, i za ich typowy chleb powszedni i rzecz wymagającą upamiętnienia "procesowanie się w sądach". To raczej po prostu jeszcze jedna pogróżka względem Piotra Niżyńskiego (zapowiedź spraw o pomówienie; najpierw PZU przejmie jeszcze trochę akcji i będzie samodzielnie kontrolować Alior, a potem rząd zacznie mnie pozywać w celu finansowego zniszczenia mnie, zasłaniając się tą firmą?...) - i to autentycznie groźna pogróżka, z uwagi na tragiczny stan sądownictwa i brak działań naprawczych ze strony ministerstwa, mimo informacji serwowanych przez xp.pl. Można tu na koniec dodać, że także i sama nazwa banku z czymś się kojarzy: "bez zastawu". Bez hipoteki. Mianowicie, po angielsku A-LIEN (czyli słynne "Alien", jak "obcy") oznacza właśnie BEZ-ZASTAWU (ang. lien to zastaw, co można też skojarzyć z zabezpieczeniem w postaci hipoteki na nieruchomości, w zamian za pieniądze). Znowu więc ta sama sugestia, co w "Aferze Ryzykowej" (ang. hazard oznacza właśnie "ryzyko"; "za duże ryzyko kredytowe, by dać choćby parę groszy w zamian za hipotekę na nieruchomości xp.pl za 450 tys. zł"). "To jest bank, który Niżyńskiego będzie dyskryminować" ("choć mógłby też być jego aniołkiem - aniołem biznesu") – Niżyńskiego przychodzącego na myśl, powtórzmy, choćby za sprawą podobnego tu tematu "afera podsłuchowa" (kojarzącego się ze studentami pracującymi m. in. w restauracjach, doradzających przecież masowo kolaborację podsłuchową ze spółdzielniami; "podsłuch w restauracji", mianowicie na Niżyńskiego, to przecież sprawa bardzo typowa). Na koniec dodajmy, że firma Alior Bank S.A. oficjalnie oczywiście nie przyznaje się do prawdziwości prezentowanych tutaj poglądów na temat jej genezy (choć wydają się tak spójne wszystkie ze sobą nawzajem, tak rozsądnie i w imię jednej idei dobrane!) – patrz np. artykuł PRnews.pl.
- [2008] gen. KOZIEJ (bo była Marta Kozik z oszukańczego "biura nieruchomości" Domowe Zacisze w Warszawie na ul. Nowowiejskiej) – PODOBNO zorganizował zamach na prezydenckie TU-154 (bombę w środku). To i oszustwa to dwa przykładowe dzieła papieskie, objęte zmową milczenia i współpracą organów ścigania? [edit 2018] Okazuje się, że ta postać to raczej z "polskimi oficerami pomordowanymi w Kozielsku" się kojarzy, co miało związek z datą śmierci mego dziadka Zbigniewa Niżyńskiego (jakoś w okolicach tej rocznicy). Stąd zainteresowanie telewizji Koziejem. Natomiast Smoleńsk generalnie to może przede wszystkim kto inny organizował (np. podobno gen. Majewski), chociaż kto wie?... Telewizja próbuje zapewne rozkręcić tu temat pomówieniowy.
- [2010] do Smoleńska leciał jakiś gość "RYPIŃSKI" – sam mieszkałem półtora roku w Rypinie (na Mławskiej 24) i to moje ostatnie miejsce stałego zameldowania. Porównajcie też z zabójstwem dziennikarza z Mławy
- [2010] kariera Piotra GUZIAŁ. Wpisuje się to w następującą serię przykładów personaliów stanowiących swoisty manifest: "Piotr Guział!" (por.: GusMini, Gudzowaty), "Donald Trump [ang. trąbka]!", "Andrzej Duda!", "Pedofil, ateista, Onan!" (Kofi Atta Anna). Wcześniej jeszcze: Kaczor, Donald (polityka pod przemożnym wpływem bajek)...
- [2010] Szymon ZIÓŁKOWSKI – podobna sytuacja co w przypadku posłanki Anny Wasilewskiej: miałem takiego kolegę w gimnazjum (Kubę Ziółkowskiego). Miałem tam też Jarosława Kaczyńskiego oraz Wesołowskiego, w podstawówce natomiast, dla porównania, m. in. Iwonę Poławską (co brzmi jak Wanda Półtawska – koleżanka Wojtyły, która dziwnym trafem jakoby zachorowała na raka, ale cudownie się wyleczyła dzięki wsparciu o. Pio) oraz dziewczyny Kierklo i Rytel, co brzmi nieco jak ang. circle i ang. return (co oznacza odpowiednio: koło/okrąg, a także powrót – temat kojarzący się z ideą wiecznego powrotu nagłośnioną przez Nietzschego). Ziółkowski już w 2010 r. zaangażował się w politykę na rzecz prezydentury Komorowskiego.
- [2010] Andrzej SEREMET – urodzony w dniu 10. listopada ("dzień przed świętem niepodległości Polski", "zaraz świętujemy pewną niepodległość") były "niezależny" prokurator generalny i sędzia został wytypowany najprawdopodobniej z uwagi na nazwisko podobne do Selemet, czyli do nazwy wsi w Mołdawii. Wystarczy zamienić L (jak Lewica) na R (jak ang. right [wing], prawa strona), co tutaj może symbolizować, że zamiast ("anty-papieskiego", "lewicującego") Niżyńskiego tutaj chodzi o postać papistowską. Co ma z nim wspólnego temat Mołdawii? Cóż, chodzi tu o możliwość ukrywania się w nieuznawanym państwie Naddniestrze, gdzie łatwo się dostać, przebywać dowolnie długo (w tym uzyskać pozwolenie na pobyt - nie trzeba nawet przedstawiać zaświadczenia o niekaralności) i gdzie nie ma zasięgu ani Interpol, ani europejskie nakazy aresztowania, zaś tamtejszy przywódcy polityczni mówili w mediach, że mołdawska republika naddniestrzańska "nikogo nie ekstrahuje" (w rzeczywistości jest jeden wyjątek, bo podobno jest współpraca na linii Mołdawia-republika naddniestrzańska, tj. przekazywanie osób poszukiwanych i skazanych, ale to bodajże tylko odnośnie przestępstw popełnionych na tych 2 obszarach). Kontynuacją tego tematu jest sytuacja z 2023-2024 r., kiedy to na czele rządu jest Tusk (2 litery T...s... jak Tyraspol, stolica Naddniestrza), a prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości jest Bodnar - jak B...n...d... (Bendery, kolejne duże miasto Naddniestrza). Oba te tematy są nawiązaniem do ogólniejszego tematu "rząd RP na uchodźstwie" (rząd powołany w moje urodziny, choć dokument antedatowano, później jeszcze w roku mych urodzin w rocznicę śmierci Wacława Niżyńskiego premier Sabbat stał się tam nowym prezydentem, co nawiązuje też do "zmiany ustroju na prezydencki" i działalności Trybunału Konstytucyjnego w temacie prawa łaski - kolejna furtka i nadzieja dla rządzących, choć jak widać za tym to głównie PiS optuje, podczas gdy PO raczej, jak z nazwisk można wyczytać, woli opcję obronienia się Naddniestrzem).
- [2011] Maria WASIAK – radca prawny, który został prezesem PKP. Wcześniej jednak Łukasz Masiak został dziennikarzem w Mławie. Ze względu na to, że w dzieciństwie z mym bratem bawiłem się w zamienianie pierwszych literów słów miejscami, to pasują do "Wariat Masiak" personalia "Maria Wasiak". Tymczasem zaś owego dziennikarza z Mławy można kojarzyć ze mną (jakoby zaledwie jakimś schizofrenikiem, a mianowicie dla Policji czy prokuratury, a nawet sądów) ze względu na to, że miałem ostatnie miejsce stałego zameldowania w Rypinie na ul. Mławskiej, co oczywiście z Mławą się kojarzy. Zabił go następnie podobno człowiek o personaliach takich, jak mój dawny kolega internetowy z założonej przeze mnie firmy (Bartosz Nowicki), a w każdym razie taki się do tego przyznał – zapewne miał jakieś wariackie papiery. "Blog schizofrenika, który nie jest świadom swojej choroby" to antyreklama, jaką zrobiono blogowi www.bandycituska.pl na stronie wykop.pl. A zatem "wariat Masiak" (ten Niżyński, wiecie, ten "dziennikarz") – Maria Wasiak, która mu robi katastrofę kolejową. Istotnie, dużo mniej więcej wtedy jeździłem między krajami przy pomocy kolei, przynajmniej na terytorium Europy. Zapowiadała się zresztą ta katastrofa także w Radiu Watykańskim, no i była raptem kilka dni po pogrzebie mej cioci (zamordowanej zgodnie z dziesiątki lat mającym "wyrokiem" mafii).
- [2011] ksiądz PIOTR Natanek z Grzechyni, zapewne bardzo w istnienie takich grzechów wierzący, popadł w konflikt z hierarchią Kościoła i dostał zakaz odprawiania mszy. Mimo to ją w 2011 r. odprawił i nazwał kard. Dziwisza masonem, o abpie Życińskim powiedział, że jest w piekle i że to masoni za niego napisali doktorat, ubrali go w sutannę i wyświęcili. Nadto powiedział, że dostał od Jezusa możliwość telefonu do nieba. Szczegóły – w prasie.
- [2011] Anders BREIVIK, skandynawski fundamentalistyczny ideolog chrześcijański i zabójca? (miałem w gimnazjum kolegę Mahmuda Breika, który później jeszcze zmienił imię na Gustaw – mam w Znajomych na Facebooku – zaś na ul. Andersa w Warszawie mieszkałem aż 2 razy)
- [2011] Sławomir MAJCHER, nowy dyrektor TVP Warszawa (czyli centralnej przestępczej komórki telewizji), dobrany zapewne pod nazwisko polityka Jacka Majchrowskiego, który też od 2002 r. jest prezydentem Krakowa (bardzo ważna funkcja, bo to gminy wdrażały remonty wprowadzające instalacje grające oraz korumpowały firmy, w tym także w zakresie wprowadzenia monitoringu i kryminalizacji personelu). Był też burmistrz Zakopanego Janusz Majcher.
- [2011] zabito jakiegoś misjonarza nazwiskiem RYBIŃSKI w Tunezji – kojarzy się z mym rodzinnym siedliskiem w Rypinie. W Rypinie ksiądz na mszy dla małej liczby osób w 2007 czy 2008 mówił "wszyscy widzimy, co się dzieje", co za sprawą spikerów nieco zapadło mi nawet w pamięci (wtedy też w 2007-2008 czasem jacyś ludzie wołali coś za mną na ulicach itp., zdarzały się pierwsze przejawy śledzenia).
- [2011] Borys BUDKA – poseł PO i ich Minister Sprawiedliwości. Nazwisko kojarzy się z więzieniem, a imię – z obawami (media przecież wałkowały temat naruszania niezawisłości Ukrainy przez Rosję co najmniej przez cały 2014 rok). Dodał do Kodeksu karnego art. 37a o tym, że mimo, iż w ustawie przy jakimś paragrafie (np. o udziale w grupie przestępczej) jest tylko kara pozbawienia wolności (co w dodatku od 50 lat zawsze oznaczało, że jest to raczej kara bez warunkowego zawieszenia, czyli autentyczne więzienie, a nie tylko jakiś tam zapis w rejestrze na czas próby, po czym brak takiej kary), to i tak zamiast niej można orzekać grzywnę lub ograniczenie wolności. Złośliwy przepis, ewidentnie wymierzony przeciwko satysfakcjonującemu i zgodnemu z nadrzędnymi celami karaniu prześladującej mnie grupy przestępczej. Jakkolwiek ów Minister Sprawiedliwości jest po studiach prawniczych i ma zawód radcy prawnego, to jeszcze bardziej dorobił się naukowo w dziedzinie ekonomii, bo jest doktorem nauk ekonomicznych, co dodatkowo pasuje do roli tego, który sprawiedliwość to generalnie do kwestii ekonomicznych by sprowadzał.
- [2011] RAJMUND MILLER – poseł PO dobrany chyba po trafnym imieniu "Rajmund", kojarzącym się z rajem chrześcijańskim rozumianym jako niebo kosmologiczne, tj. zlokalizowane w konkretnym miejscu w przestrzeni. (Łac. "mundo" – świat, stąd Rajmund = "rajświat".)
- [2011] Elżbieta GAPIŃSKA – posłanka PO, kojarzy się z gapieniem się na coś, a więc może i z podglądactwem. "Gapi się w ten komputer jak cielę w malowane wrota" (powiedzonko mego dziadka)? Oczywiście to jakaś przesada i pomyłka co do zadania w tej grupie.
- [2012] Emmanuel MACRON – doceniany we francuskiej administracji rządowej, a następnie z powodzeniem lansowany przez telewizję polityk ma personalia dobrane pod sprawę początków chrześcijaństwa, co zapewne determinowało jego karierę. Imię pasuje do słowa "Emmanuel", co z kolei odświeża też w pamięci temat M. E. Lepidusów. Z kolei nazwisko ma takie, jak następca Sejana (patrz Lucius Aelius Seianus), który objął stanowisko prefekta pretorianów Tyberiusza (31 n.e.) 2 lata przed prawdopodobnym rokiem ukrzyżowania Chrystusa (33 n.e.) w dacie 18.10 związanej z jakimiś tam kalkulacjami a la Sybilla.
- [2012] Marian BISKUP – historyk wytypowany do zamordowania (budzi to też skojarzenia z Mieczysławem Motasem, na temat którego plan był pewnie już pod koniec lat 90-tych), o jego śmierci donosiła Gazeta Wyborcza w przeddzień zamordowania mego dziadka Zbigniewa Niżyńskiego w szpitalu, co było planowane już 65 lat wcześniej. Więcej na temat zabicia Biskupa jest na http://bandycituska.pl/ofiary.html
- [2012] Sławomir PETELICKI – generał kojarzący się z nazwiska z "pytlowaniem", a świeżo był zamach na samolot z prezydentem z kwietnia 2010 r., został zamordowany bodajże za wiedzą polityków – chyba i Tusk, i zwłaszcza Kaczyński robili jakieś wymowne aluzje do tego faktu w przeddzień (np. coś o kwestiach finansowych, o szykującej się wypłacie w banku – zupełnie jak przy mordowaniu mego dziadka).
- [2012] Piotr KRAJEWSKI – osoba, która mi wynajęła dom i następnie w roli wierzyciela ze złodziejskiego nakazu zapłaty. Polityka i telewizja to w tym kontekście niewątpliwie trafne skojarzenia, a tymczasem jest (w politykę zaangażowana już od 1980 r.) taka posłanka PO Ligia Krajewska: o imieniu kojarzącym się z religią i nazwisku Krajewska (i to warszawska, a przecież w Warszawie jest raptem kilka biur poselskich, kilku posłów tylko jest stąd). W jej biurze poselskim pani nazwiskiem Sygier (jak Sygnity) opowiadała, że tego dźwięku szeptanego w ogóle nie słyszy (w sensie: nie wie, o czym mówię – "ja tego nie słyszę"). W Warszawie na Krajewskim straciłem ponad 200 tys. zł. Inni tacy posłowie o tym nazwisku (nazwisko mego wierzyciela od złodziejskiego, jak ja to oceniam, nakazu zapłaty i po złodziejsku też egzekwowanego) to Jarosław Krajewski i Wiesław Krajewski, ci są w PiS.
- [2012] problemy z księdzem o nazwisku LEMAŃSKI wprowadzono odgórnie po to, by zwrócić uwagę na to, że Lemaitre (twórca teorii Wielkiego Wybuchu) był księdzem katolickim. Ma to związek z problemem nieba. W sumie kiepska to obrona, ale zawsze jakaś próba. Pasuje też to nazwisko do Stanisława Lema, znanego z wypowiedzi (zarzutu), że "nauki Kościoła bujają w stratosferze".
- [2012] NEWTOWN – miejsce masakry w 2012, gdzie jakiś człowiek w USA z bronią rozstrzelał sporo osób. Ogłaszano to bodajże dzień przed wypadkiem samochodowym, który mi zorganizowano przy pomocy fal ze względu na to, że reagują na nie układy elektroniczne odpowiadające za wspomaganie hamulców. Tymczasem ja w dzieciństwie mieszkałem na Newtona 22, ponadto kojarzy się to też z dwumianem Newtona mającym zastosowanie przy obliczeniach prawdopodobieństwa losowego trafienia się określonej liczby odpowiednich artykułów prasowych (dających się łatwo zinterpretować jako aluzyjne) itp.
- [2012?] Barbara SYGIT – pracownika Biura Obsługi Interesantów w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie. Pasuje do nazwy firmy "Sygnity", która bodajże rozpowszechnia program do śledzenia mego ekranu przy pomocy specjalistycznych urządzeń pomiarowych.
- [2013] nagłośnienie księdza OKO. Kojarzy się ze śledzeniem ekranu z odległości poprzez odbiór i interpretację fal elektromagnetycznych specjalistycznym oprogramowaniem pewnej polskiej firmy informatycznej. Był nawet artykuł (np. w Google można znaleźć) Ksiądz Oko i Nietzsche
- [2013] bezpartyjny ("z rękawa") minister SIENKIEWICZ – pod pisarza Sienkiewicza, a bardziej jeszcze(!): pod autora piosenki o człowieku z liściem (ta piosenka nadawałaby się na piosenkę o mnie, bo jeszcze był temat promieniowania z Pałacu Kultury, jeśli dobrze te "liście" rozszyfrowuję – podsłuch zaś można pomylić z interwencjami nieba i Boga...)
- [2013] kard. Konrad KRAJEWSKI – początkowo zaledwie ksiądz, ceremoniarz papieski, bo to zresztą popularne nazwisko w polityce, następnie, gdy ja wynająłem dom od Piotra Krajewskiego, który dręczył mnie dźwiękami tortury cały rok 2013, w tymże roku papież Franciszek owego księdza mianował (arcy)biskupem (zawołanie biskupie: "Miłosierdzie"), chyba tytularnym tylko, następnie w maju 2018 r. został kardynałem.
- [2014] kardynałowie z nominacji Franciszka: o KUTWA, TEMPESTA! (Tempest – ataki pasywne polegające na rekonstruowaniu obrazu cudzego ekranu komputera z odległości, przy pomocy anteny). 'Tempesta' brzmi jak np. 'organista'. Był jakiś nowy kard. Kutwa, zaraz potem jako następny na długiej liście był kard. Tempesta...
- [2014, ale kariera już od 2003] prymas Wojciech POLAK (porównać: głośny teolog ksiądz Tomasz Węcławski, obecnie nazywa się TOMASZ POLAK i jest po apostazji) – baaardzo dziwny zbieg okoliczności
- [2014] student włoski GUSMINI (GusMini, guzek tylko), zamieszkały na ul. Jana XXIII, przywalony gigantycznym krzyżem poświęconym przez Jana Pawła II – na kilka dni przed kanonizacją tych papieży
- [2014] Agnieszka SYGIER – pracownica biura poselskiego Ligii Krajewskiej, pasuje do nazwy firmy od programu do podglądania mego ekranu: "Sygnity".
- [2014] Monika ZBROJEWSKA – do zamordowania z racji tego, że papieżowi(?) nie podobają się "kobiety w zbroi". Mają bardziej rozbierać nogi, odsłaniać stopy i kostki.
- [2014-2015] Franz KIEKEBEN (por. 12): jeden z tzw. nowych ateistów, autorów książek w USA polemizujących z religią, jako profesor był dawniej wykładowcą akademickim na uniwersytecie państwowym w Ohio. Część nazwiska kojarząca się z papieżem (Piotrem) -> Franciszek, część kojarząca się z Nietzschem -> Kiekeben (por. Kierkegaard, inny filozof egzystencjaizmu, oraz "kick & ban" – wykopanie i zbanowanie, np. z czata, a faktycznie zabrano w 2014 r. z angielskiej Wikipedii artykuł o dylemacie determinizmu, zaś program serwera IRC, nad którym m. in. ja pracowałem, ircd-hybrid, został w światowej sieci IRC zastąpiony programem ircd "ratbox" – ktoś inny zrobił kopię całego programu, tzn. jego tekstu, i przejął prace nad nim)
- [2015] Maciej MITERA – nazwisko kojarzące się z "Piter", tyle, że na samym początku jest "MI" jak Michał. Mój brat był zaś zwolennikiem wersji, że lekarze na pewno mówią prawdę, gdy twierdzą, że ktoś jest chory psychicznie (w tym np. Piotr Niżyński). Brat po prostu wręcz irytująco i ostentacyjnie okazywał lekceważenie dla wszystkich poszlak, udawał, że białe jest czarne, że przypadki bardzo nieprawdopodobne są codzienne, a ja mam zaburzenia myślenia, byle tylko nie wyszło, że jestem śledzony. Natomiast omawiany tu pan Maciej Mitera jest to sędzia, który był wcześniej pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości, a jeszcze wcześniej kształcił się na studiach doktoranckich. Trafił do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli, był tam dosyć krótko, poprowadził rozprawę w mojej sprawie przeciwko taksówkarzowi KW (sygnatura V K 2/13) – mówił w jej trakcie o podsłuchu z obecnymi – a na jej końcu powołał biegłego psychologa, bo "istnieją wątpliwości co do stanu psychicznego świadka"(!). Innymi słowy, zaczął ze mnie robić wariata, z myślą o fałszywym biegłym. Karetki podjeżdżające pod sąd, manipulacje przy tablicy elektronicznej z wokandą (np. podstawienie mi przed personaliami "lek. med.") wskazują na instytucjonalne skoordynowanie całego sądu wokół tej sprawy, to, że była już planowana (choć ten incydent z wokandą – na blogu odsyłam nawet do nagrania wideo to pokazującego – to był już przy kolejnym sędzim, który musiał powtórzyć tę pierwszą rozprawę). Następnie ten sędzia opuścił sąd. Kojarzy się to z jakimś dyscyplinarnym zwolnieniem, choć oczywiście zupełnie o co innego chodziło – o ścieżkę dalszej kariery. Tak, jak w przypadku np. sędziego Sebastiana Ładosia, który zamykał mi sprawę, kariera ta okazuje się błyskotliwa, bo Ziobro uczynił go prezesem Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie, następnie jeszcze awansował on za Ziobry w tymże samym 2018 r. na Rzecznika Prasowego Krajowej Rady Sądownictwa. Oznacza to, że jakakolwiek krytyka bandyckiego sądownictwa ze strony nowej prasy skutkować może "sprawdzeniem sobie" przez tego sędziego, kto jest prezesem xp.pl sp. z o. o. i kto ją zakładał, po czym skojarzeniem tej osoby z "tym pamiętnym wariatem". Innymi słowy: bazując na fałszywych opiniach biegłych (typowa sprawa! ciągle to fałszują) byłby pewnie zainteresowany nie tyle współpracą z prasą przy naprawie sądownictwa ten pan prezes, tylko niszczeniem tej nowej prasy, czemu niby "pomogłoby" wykreślenie spółki z KRS "ze względu na nieważność aktu założenia jej wobec działania w warunkach niepoczytalności" czy coś takiego. Nie powinno to wygrać, bo liczy się tylko zdolność do czynności prawnych, ale może zmienią ustawę, zresztą ryzyko zauważyła też pewnie prof. Małgorzata Gersdorf (główny szef Sądu Najwyższego), bo wyszła sobie ostentacyjnie z posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa. A takie znikanie skądś może się kojarzyć z likwidacją spółki. Kto jej powiedział, że pan Mitera ma takie doświadczenia, jeśli w ogóle ktoś jej powiedział, trudno ocenić, może to przez KRS, a może jednak przez telewizję i ICQ słyszała taką plotkę, bo w przypadek tutaj ja niezbyt wierzę.
- [2015] Charlie Hebdo – tygodnik kojarzący się ze słowami "czarny jak heban!" (zapewne na temat wątpliwości papieży, jakże mocnych, mających wręcz postać zdecydowanego ateizmu), zorganizowano zamach na jego redakcję, więcej na ten temat na liście ofiar: http://bandycituska.pl/ofiary.html.
- [2015] Rafał WÓJCIKOWSKI – przez Kukiza umieszczony na liście wyborczej, a tymczasem personalia to specjalnie dobrane, kojarzy się niby to z moim kolegą (miałem też na studiach kolegę Wójcika – deklarował się jako ateista, a wcześniej jakiegoś kolegę w Internecie Rafała), mieszkał też w odpowiedniej okolicy, tak, iż jechał do Sejmu typowo z okolic Łodzi, a tam jest przecież prokuratura na Kilińskiego (adres kojarzący się z zabójstwami, z killerami). Postać do zamordowania – zorganizowano mu wypadek samochodowy (zapewne poprzez fale, jak to się już dostatecznie wyjaśniło w wypowiedziach telewizji i w moim przekonaniu).
- [2015] Ryszard PETRU z nazwiskiem szczególnym, bo pasującym do PioTRa Niżyńskiego, namaszczony na polityka bodajże przez Leszka Balcerowicza (prezesa NBP, może zamieszanego w aferę kryminalną jak wiele szefów dużych budynków)
- [2015] Andrzej DERA: minister w kancelarii prezydenta Dudy
- [2015] Antoni DUDA – znowu poseł PO wzorowany na PiS-owskiej postaci A. Duda. W dodatku urodził się w Boże Narodzenie (1950 r.).
- [2015] Piotr APEL – poseł Kukiz'15. Urodził się w dniu +2 i miesiącu -2 względem spodziewanej daty zamordowania mej matki (6. kwietnia 2021 r.), tymczasem takie przekształcanie daty na zasadzie +2, -2 itp. (generalnie te transformacje z dwójką albo tą samą cyfrą dodawaną tu i ówdzie w polach daty) jest typowe w grupie watykańskiej, patrz tutaj: http://forum.nielegalnie.pl/viewtopic.php?f=9&t=3205. Nazwisko kojarzy się z apelacjami, czyli sprawami sądowymi. Bardzo to ciekawe, tylko że na razie niezbyt mi ta partia pomaga i lekceważy moje zgłoszenia o złym stanie sądownictwa i niesłusznym pociąganiu mnie do odpowiedzialności karnej.
- [2015] Joanna Scheuring-WIELGUS – z nazwiskiem polskiego arcybiskupa. Jw. też jest urodzona w dniu +2 i miesiącu -2 względem spodziewanej daty zamordowania mej matki. I jak wyżej też pewnie znaleziono ją na liście płatników urzędu skarbowego wg kryterium "niepłacący podatków [czyt. skryminalizowany] menedżer, który ma trafne nazwisko do roli polityka". A zatem, typowy w grupie watykańskiej, dobór człowieka po nazwisku do czegoś złego (to nihilistyczne kryterium pozwala poniekąd pokazać, że "mógłby to być każdy", "każdy by to na jej/jego miejscu zrobił" – bo nie wyszukiwano wedle jakichś rzadkich cech, gdyż osoba o dobrze dobranym nazwisku ma zwykle przeciętne, "statystyczne" cechy charakteru).
- [2015] Ewa LIEDER (czyt. "lider" – wymowa niemiecka): posłanka Nowoczesnej. Personalia na wzór Ewy Kopacz. Pewnie by ją premierem zrobili, a tymczasem Ewa Kopacz kojarzy mi się z zabijaniem mojej rodziny.
- [2015] Paulina Hennig-Kloska (HK Paulina, Paulina "ha-ka", hak-Piotr) – wiceprzewodnicząca klubu Nowoczesna. Dobra funkcja dla osoby o takich personaliach (jeszcze by sobie ktoś pomyślał, że tylko o podglądanie komputera chodzi w szpiegowaniu mnie...). Mianowicie hakowanie Piotra (hacking) oczywiście kojarzy się typowo przede wszystkim z tym podglądaniem mego ekranu, tj. rekonstruowaniem go na podstawie wydzielających się fal. W ogóle w tym klubie, jak i u Kukiza, dużo ludzi podobierano po nazwisku, prawdopodobnie wskutek interwencji skarbówki, która zachęcała do polityki i wybierała ludzi po nazwisku prawdopodobnie z gigantycznej listy zawierającej mnóstwo niesolidnych i zmówionych z państwem płatników.
- [2015] Kamila GASIUK-Pihowicz – no właśnie, rzecz w tym, żeby gasić problem, gasić pragnienie itd., tymczasem ci agenci temu przeciwdziałają. Przewodnicząca ww. klubu oraz jego rzecznik prasowy. Nazwisko – w kontekście innych postaci tego typu – jak najbardziej trafne. Poza tym na mym blogu napisałem chyba w pierwszym, najstarszym wpisie (a Nowoczesna potrafiła jakieś nawiązania do niego robić na bilbordach), że media typu TVN czy Gazeta Wyborcza "raczej niechętnie postawią się w roli tych, którzy dostrzegają skandal na szczytach władzy; oni wolą łagodzić i wyciszać". Proszę to zestawić z jej rolą jako rzecznika prasowego Nowoczesnej(!). W politykę zaangażowana była już wcześniej, ale dopiero w Nowoczesnej stała się tak ważną figurą.
- [2015] Barbara DOLNIAK – członek prezydium klubu Nowoczesna. Bardzo na dole ona jest, prawda? Oczywiście wręcz przeciwnie. No, ale na zasadzie ironii nazwisko to jest jak najbardziej trafne. W politykę zaangażowana była już wcześniej, ale dopiero w Nowoczesnej stała się tak ważną figurą.
- [2015] Paweł PUDŁOWSKI – poseł wyszukany po nazwisku, kojarzy się ono z więzieniem, "poseł pudłowski" to byłby ironicznie mówiąc taki, którego właśnie pudło czeka.
- [2015] Monika ROSA – posłanka Nowoczesnej, po nazwisku znaleziona zapewne z listy (niepłacących, a więc zamieszanych kryminalnie) płatników w urzędzie skarbowym, personalia kojarzą się z Moniką Ross z Klanu.
- [2015] Agnieszka ŚCIGAJ – nazwisko kojarzy się z tematyką policyjno-prokuratorską. Łatwo się oczywiście Policji powoływać na brak wniosku o ściganie w sprawie podsłuchiwania mnie, choć nie sądzę, że dużo jest osób, którym z czymś takim, jak oferta tego typu od pracodawcy, chce się aż jechać na Policję. Nawet o siebie ludzie tak nie zawsze walczą. W sprawie rzekomo brakujących a potrzebnych wniosków o ściganie kontaktowałem się z Policją bodajże we wczesnym 2017 r., równo miesiąc po wysłaniu licznych listów do różnych jednostek obił mnie pod hostelem i wyłożył na ziemię patrol Policji. Najpierw tknął mnie palcem, na co mało kto by zareagował (po prostu łatwo tego nie zauważyć albo nie przywiązywać do tego wagi), potem zaczął rozkładać na łopatki, szarpać czy nawet bić za to, że jakoby nie zareagowałem.
- [2015] Tomasz RZYMKOWSKI – wiceprzewodniczący klubu Kukiz'15, potem wiceprezes UPR, uprzednio w Ruchu Narodowym. Nazwisko jakże trafne dla posła – kojarzy się z Rzymem i tamtejszym ośrodkiem politycznym (papieskim).
- [2015] Adam BODNAR – nazwisko nawiązuje do Benderów, jednego z głównych miast Naddniestrza, co sugeruje, gdzie miałby się ukrywać, gdyby kiedyś przyszło do rozliczeń obecnej władzy. W tym temacie patrz też punkty 1538 Bendery, 1538 Warnica, 2010 Seremet. Kontynuacja tematu prokuratora generalnego z czasów PO, Seremeta. Nazwisko wskazuje na to, że od początku upatrywano w nim prokuratora generalnego - ministra sprawiedliwości. Najpierw był Rzecznikiem Praw Obywatelskich i wtedy niesprawiedliwie nie wnosił mi kasacji, zasłaniając się niepoprawnymi (niereprezentatywnymi) teoriami prawnymi. Celowo nie wstąpił do partii, choć do Senatu w 2023 r. kandydował i dostał się z list PO.
- [2016] Grzegorz STYCZYŃSKI – kojarzy się z Izabelą Styczyńską z zarządu Fundacji CASE (przypadek już opisany), natomiast tutaj jest jeszcze inny aspekt "początku" na pierwszym planie. W 2012 r. moje pisemne zawiadomienie do Policji wysłane potraktowano w warszawskiej KRP VII jako pisemko do działo prewencji – nie założono nawet akt kryminalnych, nielegalnie nie wydano żadnego postanowienia, jedynie odpisano mi nieformalnie na jakiejś karteczce (bez koperty) podrzuconej do skrzynki pocztowej. Za tę nieprawidłowość przy obsłudze sprawy, na samym jej początku, skarżyłem później w 2016 r. Policję do WSA (oczywiście i WSA, i NSA mi tę skargę nawet nie oddaliły, tylko odrzuciły "z hukiem", że to niby nie ma podstaw uważać otwarcia akt odpowiedniego rodzaju i przydzielenia funkcjonariusza kompetentnego do obsługi procesowej za czynność administracyjną Policji... ale to właściwie niby czemu nie?...).
- [2016] prezes TVP: KURSKI (por.: katastrofa rosyjskiego okrętu Kursk) – 2016, choć już wcześniej to szykowano (nakręcił kiedyś film o Nocnej zmianie, bardzo dawno temu). Chyba już we wczesnych latach 90-tych był wytypowany po nazwisku (może od "kur..." w znaczeniu prostytutki), jest wersja, że to on był wykonawcą pedofilii wobec mnie. I to dziwnym trafem mniej więcej wtedy też zaczęto budować statek Kursk, który później padł (miał już z góry paść pewnie) ofiarą jednej z nielicznych zbrodni przeciwko ludzkości prawdopodobnie od Jana Pawła II pochodzących, a w każdym razie wyglądających na wytwór tej samej "grupy watykańskiej" związanej też z mass mediami.
- [2013-2016] zamordowanie Bogusława "Bogusia" KACZYŃSKIEGO?... (2016) Ojciec mój nazywał go zawsze "Bogusiem" ("z Kaczyńskiego to taki Boguś, że właśnie widzimy jakieś zabójstwo" – cóż za ohydne oszczerstwo mogłoby z tego być albo może właśnie to prawda)
- [2016] zamordowanie RAFAŁA KASIŃSKIEGO?... (2016 – personalia mego dawnego kolegi są podobne). Bardzo dużo pieniędzy wtedy wydawałem na wykopy, dziesiątki tysięcy – nagle oklejono tym świeżym nekrologiem okoliczne tablice i sklep.
- [2016] zamordowanie aktora JERZEGO P. w szpitalu (patrz 2 pkty niżej)
- [2016] zamordowanie prof. Krzysztofa SKÓRA w szpitalu (patrz niżej) – kojarzy się to ze sprawą tzw. łowców "skór" (firmy pogrzebowe płaciły sanitariuszom za trupy)
- [2016] http://ekai.pl/wydarzenia/x97687/debata-na-temat-procesu-zabojcow-bl-ks-jerzego-popieluszki/ – ta debata o zabójstwie Popiełuszki nastąpiła wkrótce po spektaklu ze śmiercią gen. Janiszewskiego, czyli szefa Urzędu Rady Ministrów (Kancelarii Premiera) u Jaruzelskiego, oraz później też śmiercią aktora Jerzego P. oraz prof. Krzysztofa Skóry – wszystko to nastąpiło po przytoczeniu sprawy Popiełuszki na www.bandycituska.pl – była jeszcze sprawa przeszukania mieszkania Kiszczaków – a, jak wiadomo, Kiszczak był w 1984 szefem MSW, a później jeszcze ułaskawiał sprawców zabójstwa. Oto więc kolejny odcinek z tego cyklu: „Proces toruński – wyreżyserowany spektakl” pod takim hasłem 11 marca w Centrum Dialogu im. Jana Pawła II w Toruniu odbyła się debata dotycząca procesu zabójców bł. ks. Jerzego Popiełuszki. "Dyskusję poprowadził PROF. Wojciech POLAK." – imię i nazwisko takie, jak u obecnego prymasa (porównajcie też ze świeżym, jak się zdaje, zabójstwem "profesora"! zostałoby samo Wojciech Polak...). Skąd oni go tak szybko wytrzasnęli?! Na www.bandycituska.pl, mianowicie pod wpisem o Blidzie, była przytoczona sprawa Popiełuszki wraz z odwołaniem do pktu 7 z (małej) Listy zabójstw [pełną można zobaczyć przez link na samym dole bloga, w zupełnie ostatniej linijce] – I TAM TO WŁAŚNIE WYJAŚNIONO, ŻE PODOBNO MÓGŁ BYĆ W TEJ SPRAWIE UDZIAŁ KARD. GLEMPA JAKO PODŻEGAJĄCEGO DO MORDERSTWA. To wersja nie tylko spikerów, ale i przebijająca z nagłówków medialnych, ktoś też to napisał wprost, podobno wywiedziawszy się wpierw u poinformowanych.
- [2016] ks. Jacques HAMEL – francuski ksiądz wybrany po nazwisku z uwagi na jego brzmienie kojarzące się w sąsiednich Niemczech ze słowem Himmel (= niebo). "Ksiądz bujający w obłokach" to był, być może, w ten deseń dobrany. Został zamordowany (w co wrobiono islamistów - stałą tendencją jest zupełnie fałszywe podsycanie teorii o islamskim terroryzmie i ekstremizmie, bo taką kompromitacją są związki Jana Pawła II ze sprawą zamachów z 11. września; zwłaszcza w katolickiej Francji stosuje się takie symulowanie ekstremizmu islamskiego, np. w 2018-2019 r. w Strasburgu, za nowego prezydenta Macrona - nazwisko może nawiązuje do tej fałszywej sprzecznej z istotą republiki i od papiestwa pochodzącej koncepcji prawa łaski... "wielkie" uprawnienia...), a następnie urządzono w jego sprawie proces beatyfikacyjny.
- [2017] Kim Wall – zamordowana dziennikarka szwedzka o inicjałach KW pasujących do Jana Pawła II (Karol Wojtyła). Znowu przypadek jak z Charlie Hebdo. Ciało zmasakrowano i jego części w torebce wrzucono do rzeki. Na poszlaki wskazuję na stronie http://bandycituska.pl/ofiary.html, nie chciało mi się już przeglądać prasy w przeddzień, ale na pewno też by się znalazły liczne wskazówki, że coś takiego było planowane na tym szczeblu.
- [2017] Joanna BITNER – nowy prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Po pierwsze: jest to kolejny prezes o nazwisku podobnym do PITER czy PITERA: jeden to sędzia Maciej MITERA (rejonowy Warszawa-Śródmieście), a teraz jest jeszcze BITnER (okręgowy warszawski). Po drugie: jej nazwisko kojarzy się z botnetami, a tymczasem źródłem mych problemów jest istniejący także w tym sądzie botnet komórkowy, tzn. z grających telefonów komórkowych (na rozkaz odtwarzają odpowiednie cyfrowe szyfrowane radia, chyba satelitarne).
- [2017] Marcelito PAEZ – ksiądz z Filipin (kraj dość katolicki) o nazwisko podobnym do polskiego Paetza. W każdym razie osobom znającym wymowę niemiecką, to, że w niemieckim czyta się Z jak "c", tak to mogą skojarzyć (tym bardziej, że "ae" jest to sposób zapisu alfabetem łacińskim znaku "a z kropkami u góry", który czyta się jak E). Innymi słowy – czyta się to "pec", jeśli stosowana jest wymowa niemiecka. Juliusz Paetz (czyt. "pec") to ksiądz znany jako zboczeniec, wg doniesień prasy.
- [2017?] Rafał DYLONG – z salonu Orange przy Marszałkowskiej (nawet mnie obsługiwał) - chyba dobrany pod program do realizacji czata na stronie WWW poprzez serwer IRC ("The Lounge"), a jednocześnie angielskie słowo to ("lounge") oznacza "salon".
- [2018] Joanna WŁOCH – sędzia wyznaczony do obsługi sprawy o rzekome przestępstwo, jaką wytoczył mi Komisariat Policji Warszawa-Ursynów (XIV K 43/18 w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa).
- [2018] Jolanta LASZKOWSKA-Stępień – zamordowana lekarka. Nazwisko kojarzy się z "robieniem laski", jednym z często powtarzających się (prawie zawsze w znaczeniu przenośnym) tematów spikerów. A zatem taka pogróżka w sprawie tego, co się dzieje w szpitalach (afery z zabijaniem).
- [2018] Ryszard LUBański – zamordowana na mym osiedlu postać kojarząca się z taksówkarzem z Klanu TVP (Ryszardem Lubiczem), gdy tymczasem właśnie odkryłem, że prokuratura oskarżyła mnie na podstawie fałszywych zeznań taksówkarza (Andrzeja Graffa).
- [2018] Zbigniew BAJKOWSKI – w ślad za powyższym dobrano sobie jeszcze do zamordowania jakiegoś Bajkowskiego, co pasuje do tematu pomówień. Też wkrótce taki nekrolog pojawił się na mym osiedlu.
- [2018] Zdzisław KOMENDA – w związku z założeniem przeze mnie sprawy o wykroczenie-złodziejstwo na Policji KRP Warszawa I na Dzielnej (ta sama Policja mnie półtora miesiąca później pomówiła o znieważenie funkcjonariusza, być może grożono jej sprawą karnoskarbową) zamordowano osobę o takich personaliach miesiąc przed rocznicą śmierci Piłsudskiego. http://bandycituska.pl/ofiary.html
- [2018] Zofia SZUBIŃSKA – akurat nagłaśniano postać żydowskiego samobójcy z czasów okupacji – Zygielbojma, więc w moich śródmiejskich okolicach pojawił się nekrolog, z którego widać, że znowu zamordowano kogoś, tym razem taką oto osobę (z szubienicą i wisielcami się kojarzącą). Uprzednio spikerzy ciągle się tym Zygielbojmem podniecali, ilekroć jakiś plakat z nim było widać gdzieś obok. Powtarzali też w swych gadkach często wtedy jego nazwisko (chyba już całe tygodnie przed tą śmiercią).
- [2018] Waldemar RAUBO – też chyba zabity za nazwisko, wiek i okolicę (moje śródmiejskie tereny), wisiał nekrolog, nazwisko kojarzące się z jakąś koleżanką Hitlera, nekrolog był na kościele właściwym ze względu na dotychczasowe miejsce zamieszkania.
- [2018] Ewa Ratyńska-STALA – temat "ratowania mej matki Ewy" (o matce mówi się wśród młodzieży "stara"). Adwokat zabity (pewnie znowu w szpitalu, jak i w powyższych przypadkach) mniej więcej wtedy, gdy miałem rozprawę w sądzie dotyczącą tej matki.
- [2018] KORA – piosenkarka (pseudonim kojarzy się ze słowem "kara") zabita chyba w szpitalu wkrótce po wyroku TK w sprawie łaski prezydenta (zwraca to też uwagę na przedefiniowanie pojęcia "łaska" w słowniku, jako że w latach 80-tych w słownikach z czasów PRL definiowano to bardziej w ścisłym odniesieniu do darowania kary orzeczonej prawomocnie przez sąd, no, ale mniejsza z tym).
- [2018] Zombie Boy – też podobno takiego zabito (przepraszam, oficjalnie to "zmarł" taki młody muzyk popowy), kojarzy się to ze mną, ponieważ podnoszono w Internecie, że mam coś wspólnego z internetowymi zombie, wspominam o tym na liście ofiar grupy telewizyjnej.
- [2018] Magdalena TULIK-JEDYNAK – zamordowany starszy referendarz sądowy na Czerniakowskiej 100, kobieta po 50-ce, nazwisko trafiało w temat wyabortowania mej matce mego brata Tomasza Niżyńskiego przy pomocy przekazu podprogowego nakłaniającego ją do radykalnie przedwczesnego porodu. Oczywiście tę sprawę również Policja zamknęła.
- [2018] wiadukt w mieście GENUA we Włoszech – dobrany po nazwie miejscowości, wybuchł bodajże czy coś takiego, w każdym razie dziwnym trafem nastąpiło to wtedy, gdy właśnie pojawiała się w sądzie jakaś sprawa rodzinna ze mną związana (o ustanowienie kuratora), co brzmi oczywiście nieco zagadkowo i pogróżkowo zarazem.
- [2018] Roman KULIKOWSKI – personalia oparte na inicjałach istotnej dla mnie postaci, zorganizowano mi w otoczeniu takie morderstwo.
- [2018] Konrad GACA – biznesmen dobrany do zamordowania przez tę grupę przestępczą ze względu na nazwisko kojarzące się z pogardliwie nazwanym papieżem. Akurat bowiem wtedy pisałem o tym, jak to papiestwo najwyraźniej zamieszane było poważnie w sprawę Nietzschego już w XIX w. i ogólnie w plany co do mordowania mych przodków.
- [2018] Wacław BOCHEŃSKI – dobrany do zamordowania po personaliach podobnych do Wacław Berent (bo też jest to jakiś Wacław B.) w związku z aktualnym wtedy tematem Nietzschego. W Polsce Wacław Berent był na początku XX w. tłumaczem dzieł Nietzschego.
- [2018] jakaś Narkiewicz prawdopodobnie też zamordowana na mym osiedlu – to w nawiązaniu do pierwotnie podnoszonych przez Policję teorii, że chyba brałem jakieś narkotyki przed (rzekomym) spowodowaniem wypadku w grudniu 2012 r., na co żadnego potwierdzenia dowodowego przy badaniu krwi nie udało się im zdobyć.
- [2018] Henryk DZIDO – od początku tego roku spikerzy mieli tekst "chapaj dzidę!", który intensywnie stosowali w swych gadkach i torturze, potem tego starego adwokata zabito, zapewne ze względu na takie pasujące do znanego slangowego sformułowania (dotyczącego seksu oralnego) nazwisko. "Chapanie dzidy" sugeruje jakieś działanie śmiałe a nawet nagłe, bez skrępowania, bez zbędnych przygotowań. Akurat dzień przed ogłoszeniem tego zabójstwa (i podobno dzień po nim) zgłaszałem sprawę adwokata, który nie chciał normalnie świadczyć zastępstwa procesowego, tylko próbował mnie wciągać najpierw w jakieś do niczego nie zobowiązujące płacenie, zupełnie bez jakiejś wartościowej umowy, bez umowy zapewniającej zastępstwo procesowe.
- [2018] Małgorzata DREWIN – sędzia wyznaczony do obsługi sprawy o rzekome przestępstwo, jaką wytoczyła mi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście (II K 412/18 i następnie po zmianie sygnatury: II K 514/18, Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie), nazwisko dobrane pod Znajomą z mego Facebooka Martę Drewniak (dawniej pracownica TVP Warszawa, na FB przyznaje się do jakiejś znajomości mojej postaci). Dziennikarz zginął podobno podczas "kłótni i bójki na pięści z wieloma osobami" – w zawiadomieniu o odmowie wszczęcia śledztwa, które dziś 23.10.2018 r. przyszło z prokuratury, też jest kilka różnych ofiar objętych kilkoma różnymi zawiadomieniami. "Zbiorowa mogiła" u mnie akurat...
- [2018] Wojciech SMARZOWSKI jako autor scenariusza bardzo nagłośnionego filmu "Kler" – chyba po to, by kojarzył się z Feuerbachem i przypominał o tej postaci. Bo Feuerbach, jak tu odgaduję, to zapewne też kolejny wytwór tej samej linii utajnionych działań, która sięga końcówki XVIII w. i której korzeni można upatrywać w papiestwie. A zatem, aby o nim przypomnieć, u nas wyciągnięto Smarzowskiego: kojarzy się ze "smażeniem się w piekle", podczas gdy Feuerbacha można skojarzyć z ogniem, np. ogniem piekielnym, bo niem. Feuer oznacza właśnie "ogień".
- [2018] Anastazja MAJCHER - zamordowana 22-letnia dziennikarka, podejrzenia padają m. in. na jej męża ("rodzina od lat była nękana przez grupę przestępczą"), który ma inicjały MM (Marek Majcher), jak obecny premier. Nazwisko Majcher jest to nazwisko dyrektora TVP Warszawa, w którym podobno pracują dręczący mnie spikerzy, przy czym jest to samo jądro "grupy watykańskiej" skontaktowane ponoć internetowo z papieżem (chyba przez ICQ).
- [2018] Piotr MAJCHER – zamordowany w Szkocji, czyli na obszarze, któremu patronuje św. Donald z Forfar. Data jest to przerobiona na zasadzie +123 data zamordowania Anastazji Majcher.
- [2018] Antoine KAMBANDA – arcybiskup z Rwandy (dla stolicy tego kraju: Kigali), następca Ntihinyurwa ("no cichy nie, k...wa!") ustanowionego tam biskupem przez Jana Pawła II. Nazwisko kojarzy się z "bandytami od kamer".
- [2019] Andrzej KLIMCZAK – p.o. dyrektora Opery Narodowej, dobrano go zapewne z uwagi na nazwisko identyczne z patronem ulicy, przy której jest siedziba firmy Sygnity S.A. (ul. Klimczaka). Podtekst jest taki oto: "główny śpiewak" (w sensie: wyśpiewać coś, wygadać fakty) = "Sygnity S.A.". Ww. firma to dystrybutor programu Microsoft Screen Capture Client, którym szpieguje się mój komputer oraz którym komunikuje się mafia podsłuchowa w czasie bandyckich sesji (rozmowy 1 na 1).
- [2019] Jan MAJCHROWSKI – kandydat na prezesa Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Nazwisko dobrane tak, by brzmiało podobnie do Majcher - Sławomir Majcher jest dyrektorem podsłuchowego podobno ośrodka telewizji (ośrodka ze spikerami) TVP Warszawa.
- [2019] Małgorzata BEDNAREK – inny kandydat na prezesa Izby Dyscyplinarnej SN. Agata Bednarek to dziewczyna, która na niemiecki postarała się na tyle przystawiać do mojej skromnej osoby (jak to się mówi) - i sprawiać wrażenie dziewczyny, która na mnie leci - by pomóc telewizji mnie molestować seksualnie przekazem podprogowym (i to w miejscu publicznym na ćwiczeniach z niemieckiego na studiach). Do pary z Michałem Laskowskim, klimaty spikerskie - o "robieniu mi laski" (czyt.: coś dobrego od jakiegoś szpiega, ogólnie rzecz biorąc).
- [2024] Aldona ORMAN – dobrana pod dawną moją koleżankę z klasy i znajomą na Facebooku Aldonę Or..., która też ostatnio publikowała zresztą jakieś treści na Facebooku inspirowane bodajże telewizją (może ją podpuszczano do tego), np. nawiązujące do sprawdzenia przeze mnie kiedyś w zeszłym roku na Wikipedii hasła Lapis lazuli. czy do "zawieszeń". Teraz podobno Aldona w tym przypadku Orman mówi, że przeżyła śmierć kliniczną, "jest tunel, jest światło" w tytule artykułu (za pieniądze pewnie?). Oto link: https://www.plotek.pl/plotek/7,154063,31019968,aldona-orman-przezyla-smierc-kliniczna-opowiedziala-o-szczegolach.html
[dawniej tu coś było]